ak – byłam na “każde zawołanie”.
Tak – nosiłam i karmiłam piersią przez kilka lat.
Tak – spałam i wciąż śpię blisko.
Tak – jestem dostępna fizycznie i emocjonalnie dla swojego dziecka.
Tak – szanuję jego uczucia, potrzeby i upodobania.
Tak – kocham je zawsze, bezwarunkowo, nie tylko wtedy, gdy postępuje według jakichś określonych zasad.
Tak – jestem prawdziwa i autentyczna, z wyczuciem co do wyrażania swoich odczuć i emocji.
Tak – popełniam błędy – wciąż i na nowo…
Tak – wierzę w moc tego, co robię i wiem, że to słuszna droga (dla mnie i mojego dziecka) do życia w akceptacji i miłości…

***

Czasem bardzo trudno jest nam, rodzicom, uwierzyć w moc bliskościowego i bezprzemocowego podejścia do dzieci. Szczególnie wówczas, kiedy dzieci są jeszcze małe i wciąż nie jesteśmy w stanie dostrzec wartości tego, co oddajemy, co “wkładamy” w ich rozwój i w naszą więź oraz relację. Albo wówczas, kiedy ciągle słyszymy od swoich bliskich: “to nie działa”, “nie pozwól wejść sobie na głowę”, “zobacz, jak wymusza”, “zostaw! niech się wypłacze” etc., trudno o poczucie, że idziemy we właściwą (zgodną z nami i naturą naszego dziecka) stronę.

Tymczasem to noszenie, przytulanie, pochylanie się nad dzieckiem – jego uczuciami, emocjami i potrzebami, odpowiadanie na płacz z czułością i zrozumieniem (na ile to w danej chwili możliwe, wiem, że złość czasem bierze górę), podążanie za potrzebami dziecka, jest niezwykle wspierające i w końcu widać tego efekty. Ja wiem, że nie o “efekty” tutaj chodzi, a przynajmniej nie w rozumieniu ich jako gratyfikacji. Kiedy jednak przez kilka dobrych lat dajemy z siebie wszystko i wciąż głównie dajemy, w końcu chcielibyśmy poczuć, że to przynosi dobro dziecku i nam samym. Że rzeczywiście wspiera je w rozwinięciu tych kompetencji, które pomagają stawać się świadomymi i spełniającymi się ludźmi o zdrowym poczuciu własnej wartości, pragnącymi się rozwijać, dawać i dostawać miłość, dogadywać się z innymi; cieszącymi się dobrym zdrowiem fizycznym i psycho-emocjonalnym etc. Chcielibyśmy też widzieć, że to, co daliśmy i dajemy dziecku pozwala mu uczyć się tego, co sami uznajemy za wartościowe i potrzebne w życiu…

Kilka dni temu znów przekonałam się o tym, że to, co dawałam i daję swojej córce, czyli bliskość fizyczna, uważne towarzyszenie, szacunek wobec jej potrzeb i uczuć, otwartość na swobodną zabawę, prawdomówność, autentyzm w relacji (pokazujący, że jestem człowiekiem – czasem się mylę i błądzę, czasem się złoszczę i krzyczę, niekiedy smucę i płaczę…), że to wszystko i jeszcze więcej, oddziałuje na nią i naszą więź bardzo wspierająco.

Że to wszystko uczy ją i już nauczyło, a ma dopiero pięć lat (5 i 8 m-cy) m.in. pierwszych kroków w zdolności nazywania uczuć, mówienia o swoich emocjach zanim te najtrudniejsze sięgną zenitu i wybuchną, stopniowej regulacji emocji, szacunku do innych – zauważania i respektowania ich potrzeb i tego, co mogą czuć w danej sytuacji etc. Serce mi rośnie w takich i podobnych sytuacjach. Chciałabym podzielić się tym z Wami, jednocześnie dodając Wam sił i wiary, w to, co robicie, ponieważ doskonale wiem, jak trudno nam bywa w naszej bliskościowej drodze..

***

Odbieram dziecko z przedszkola. Wchodzę. Córka mnie zauważa i przechodzi obok. Wchodzi do łazienki, wlewa wodę do słoiczka z pędzlami.

– Cześć, córeczko.
– Cześć, będę jeszcze chwilę malować – rzuca i wchodzi do sali.
– Ok – odpowiadam. Idę do ogródka i będę tam czekać. Zawołasz mnie, kiedy skończysz?
– Yhy.

Siadam na ławce w przedszkolnym ogródku. Oddycham, obserwuję swoje myśli… Mija dziesięć, może piętnaście minut. Czuję, że robi mi się zimno, jestem głodna. Wracam do przedszkola, w którym zostało już tylko dwoje dzieci, w tym moją córka.

– Cześć kochanie.
– Cześć. Jeszcze nie skończyłam.
– Widzę, że jesteś bardzo zaangażowana w ten rysunek. Mogę go zobaczyć?
– Aha.
– Chcesz opowiedzieć, co przedstawia?
– No tu jest wielka planeta i ona ma dwa słońca. Tu jest woda, bo ona zalewa planetę i jest las…
– Dzięki, że się dzielisz. Widzę dużo kolorów, różnych szczegółów.
– No tak, ale jeszcze chcę zostać i zrobić drugą planetę.
– Słyszę, że chciałabyś namalować jeszcze jeden rysunek.
– No, a ty chcesz już iść.
– Tak. Jestem głodna i zmarzłam na zewnątrz. Nie jest najcieplej.

Córka wstaje od stolika, wychodzi bez słowa do drugiej sali i… przynosi mi mały kocyk. To ty mamo zaczekaj i się przykryj, a ja umyję ręce i idziemy.

– Yyyy, tak, jasne. Dzięki wielkie – rzucam istotnie zaskoczona (wyjście/powrót z przedszkola najczęściej wyglądał zupełnie inaczej… czasem było uciekanie, i płacz, czasem krzyk i niechęć do ubierania się…). Siadam z szeroko uśmiechniętą buzią na ławce w szatni.
Córka siada obok, przebiera buty, opowiada o tym, co działo się w ciągu dnia, co ją rozbawiło, a co zasmuciło; z kim się bawiła i jak… Wysłuchuję się, dopytuję, odpowiadam na pytania i dzielę treścią swojego dnia. Wracamy spokojnie przez las…

I kiedy to wszystko się dzieje i widzę, jak ona się do mnie odnosi, jak chce mi opowiedzieć o swoich przeżyciach, jak bardzo chce się dzielić swoimi odczuciami i je nazywać, totalnie się wzruszam. Radość wypełnia mnie całą; jestem wdzięczna za to, że mogę w tym uczestniczyć, że ona już TO potrafi. I mimo że wiem, że będzie jeszcze różnie; że nieraz będzie nam bardzo trudno i wydarzy się mnóstwo rzeczy, które staną się nie lada wyzwaniem, ogromnie cieszę się tym “tu i teraz”. Również tym, że się nie poddałam, że mimo, iż nieraz musiałam zmagać się z trudnymi sytuacjami i emocjami oraz brakiem zrozumienia ze strony innych dorosłych, którzy nie wierzyli w to, co robię, pozostałam wierna sobie i swojemu dziecku, instynktowi i sygnałom płynącym ciała; wiedzy i naturze.

Niech wewnętrzna moc bliskości i zaufania do siebie oraz do dziecka pozostaną z Wami na długo. 

Pamiętajcie o tym, że to, co dzieje się w Waszym życiu jest Waszym wyborem i Waszą siłą. Prawdziwą nauką i tarczą ochronną dla Waszych dzieci na dziś, jutro i zawsze… Niech będą niezależne i samoświadome. Zdolne do budowania konstruktywnych relacji. Otwarte na to, co nowe i inne… Niech wiodą zdrowe, radosne i spełnione życie w zgodzie sobą.

Niech kochają i czują się kochane takie, jakie są…

fot. unsplash.com

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *