– Mamo, nie idę dziś do przedszkola. Nie chcę. – rzuciła rano moja córka, owijając się wymownie w ciepły koc.
– Widzę, że chciałabyś zostać w domu.
– Tak, bo brzuch mnie trochę boli i źle się czuję.
– Przykro mi. A co Ci dolega poza bólem brzucha?
– Trochę mi zimno i dziwnie.

Ach, mam masę pracy, zaległe mejle, książka, szkolenie… No nie ogarnę. – myślę. W dodatku nie najlepiej się ostatnio czuję i naprawdę brakuje mi sił na ogarnianie nawet najprostszych rzeczy. Dlaczego dziś? Dlaczego? – pytam samą siebie trochę w złości. Nerwowo krzątałam się w kuchni. No nie! Tak być nie może… Nakręcam się, że jak to, że przecież większość rodziców musi wyjść do pracy i koniec, nie ma, że zostają w domu z dzieckiem, bo ono „nie chce pójść do przedszkola”, że może mała wymyśla i szuka pretekstu, aby zostać, a w istocie nic jej nie jest…. I już prawie wybucham… Prawie wykrzykuję, że nie ma mowy, że co to za pomysł…

Ale zatrzymuję się, biorę głęboki oddech i włącza się we mnie taka myśl, że moje dziecko coś komunikuje… Że ono naprawdę uwielbia chodzić do swojego przedszkola. Wprost wyrywa się, aby móc dotrzeć do niego możliwie sprawnie z rana. Zawsze otwarcie o tym mówi.

I nagle otwiera się we mnie przestrzeń bezwarunkowości i zaufania. Poczucia, że skoro Wika prosi o to, żeby zostać (i powtarza to wielokrotnie) to powód musi być bardzo istotny. Nie raz zdarzyło się tak, że posłałam ją „mimo wszystko”, a następnego dnia leżała w domu z gorączką, albo dopadała ją tygodniowa wirusówka. A komunikat w przeddzień brzmiał podobnie: „nie chce iść do przedszkola, słabo się czuję…”, no a ja (sądząc, że może „wymyśla”) postąpiłam wbrew jej potrzebom. Wiem, że nie zawsze istnieje możliwość, aby zostać z dzieckiem w domu. Aby zrezygnować z pracy na rzecz zajęcia się pozornie zdrowym kilkulatkiem. Tylko wtedy myślę też o tym, że to „nie da się” (zostać z nim przez jeden dzień), może zamienić się na „muszę” pozostać całe siedem, i wtedy jakoś kwestie zawodowe tracą na znaczeniu, bo sławetne „muszę pracować”, zamienia się na dość powszechne wówczas „muszę zająć się chorym dzieckiem”.

No więc tłumaczę sobie sama zaistaniałą sytuację. Wyciszam się, biorę kolejny głęboki oddech i podchodzę do córki. Kucam obok kanapy.

– Słyszę, że wolałabyś zostać w domu i odpocząć, czujesz się trochę niepewnie i pobolewa Cię brzuch.
– Tak, nie chcę iść.
– Dobrze. Ok.
Chciałabym teraz wziąć prysznic i odpisać na kilka wiadomości.
– To ja wezmę farby.
– Ok. Pędzle są obok kuchenki.

Popracowałam (krótko, ale trochę się udało). Wika pobawiła się sama, później bawiłyśmy się razem. Po południu wyszłyśmy na krótki spacer. W czasie powrotu do domu córka poprosiła mnie o to, abym się zatrzymała i kucnęła obok jej hulajnogi.

– Mamo, Anielka i Miko przestali się ze mną bawić. Byli moimi przyjacielami, ale teraz ciagle bawią się sami. Bo Miko miał być moim mężem, ale Anielka się z nim umówiła, że będzie z nim mieszkać i mi jest przykro. Bo ja ich lubię.
– Słyszę, że jest ci trudno z uwagi na tę sytuację w przedszkolu?
– No.
– A długo to trwa, że Anielka i Miko bawią się częściej ze sobą niż z Tobą?
– Nie. Tylko raz.
– I boisz się, że tak będzie zawsze?
– Tak.
– Widzę, że to dla ciebie naprawdę trudne.

Zaczyna płakać.
Po chwili przytulenia i ukojenia:

– Jest coś, co chciałabyś zrobić?
– Bawić się z Anielką i Miko, jak kiedyś.
– Chcesz to jakoś sprawdzić? Spróbować?
– Jutro pójdę mamo do przedszkola i się pobawimy, a teraz choć do domu i zrobimy gofry, mamo. I kocham cię, że zostałam w domu.
– Kocham cię, córeczko!

#terazjużwiem
#dziękujężeufamdziecku
#dziękujężeufamsobie
#zaufaniepodstawądobrejrelacji

❤️❤️❤️

fot.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *