Aaaaa! – słyszę krzyk mojego starszego dziecka dobiegający z garderoby.

Podbiegam do niej. Drzwi są zamknięte. Pukam.

– Co jest kochanie? Mogę wejść?

– Nic. Zostaw mnie.

– Słyszałam twój krzyk i przybiegłam. Jesteś tam bezpieczna?

– Tak, jestem wściekła.

– Zdenerwowałaś się?

– Iiiiiidź, mamo!

– Jestem tutaj pod drzwiami i czekam.

Siedzę pod drzwiami, za którymi właściwie nic się nie dzieje. Moja córka nie płacze i nie krzyczy. Trochę mnie to dziwi i niepokoi. Wytrzymuję kilka minut…

– Wika, niepokoję się, więc wchodzę, bo chciałabym wiedzieć, co się u ciebie dzieje.

I weszłam, a moje dziecko leżało spokojnie na podłodze z nogami opartymi o ścianę.

– Nic już! – rzuca z uśmiechem, podrywa się i tanecznym krokiem wychodzi z pomieszczenia. A ja czuję się jeszcze bardziej zaskoczona.

– Kurczę, Wiki. Kiedy tak robisz: krzyczysz, zamykasz się, później znów krzyczysz, a ja nie wiem, co się dzieje za drzwiami, to się martwię. I chciałabym uszanować to, że nie chcesz, by wchodzić, ale też mieć jasność i zadbać o twoje bezpieczeństwo. Możesz następnym razem…

Nie zdążyłam dokończyć.

– Ale mamo. Ja się wkurzyłam, bo coś mi nie wyszło, i chciałam uspokoić emocje. Poszłam tam, zamknęłam się i oddychałam. A ty przyszłaś i mi gadałaś.

– No bo nie wiedziałam, czy coś ci się stało, czy nie. Czy jesteś bezpieczna.

– Mamo, jakbym nie była, tobym do ciebie przyszła. Jestem już duża.

– No tak. Coś w tym jest. Słuchaj, a możemy ustalić, że następnym razem jakoś dasz znać, mimo wszystko, że jesteś bezpieczna i chcesz być sama?

– No to powieszę na klamkę, na przykład, hm, ten pasek od twojej torebki?

– O! Świetny pomysł. Dzięki za niego. Jest mi jakoś lżej. A chcesz opowiedzieć, co cię tak wkurzyło?

– Nic takiego. Jedziemy po strój, mamo, bo mi obiecałaś, nie?

– Tak, zjem coś i pojedziemy.

(…)

I tak sobie siedzę i myślę o tej sytuacji, i ciepło robi mi się na sercu. Przede wszystkim dlatego, że moje dziecko po kilku latach naszych rodzicielskich starań (bycia dostępnym fizycznie i emocjonalnie, bycia blisko niego w trudnych sytuacjach) potrafi coraz częściej mówić o swoich uczuciach i emocjach. Uczestniczy w szukaniu rozwiązań, które pomogłyby uwzględnić potrzeby swoje i innych.

Komunikuje swoje granice i coraz częściej korzysta z narzędzi i strategii wspierających odzyskiwanie energii i równowagi emocjonalnej, które na co dzień obserwuje w domu (jako że w tych lepszych momentach 😉 używamy ich także i my, rodzice).

Oczywiście TO wszystko wciąż jeszcze tylko się zdarza. Dziecko w stresie reaguje zwykle impulsywnie i automatycznie, wchodząc w tryb walki i ucieczki, i to jest zupełnie naturalne. Jednak niezwykle budujące jest dla mnie także to, że lata – powiem wprost: mozolnej pracy, tłumaczenia, mówienia o uczuciach, granicach i potrzebach, wyrażania próśb, szukania wspólnych rozwiązań, sprawdzania, testowania, modyfikowania, mediowania i pracy ze sobą – po prostu przynoszą efekty.

A przecież w międzyczasie zdarzały (i wciąż zdarzają) się nam, dorosłym, różne chwile. Frustracji. Złości. Krzyków. Wybuchów. Odruchowych reakcji… wracania do starych schematów…

I chyba już tak pozostanie. To, co nowe, będzie nieraz jeszcze ścierało się z tym, co stare. Z dawnymi wzorcami z okresu dzieciństwa i dorastania. Czasem wystarczy zasobów do tego, by się im przyglądać i od nich uwalniać, a czasem nie. I to jest w porządku.

Najważniejsze, że jesteśmy blisko dziecka. Nie odsuwamy go od siebie i nie karzemy brakiem miłości tylko dlatego, że postąpiło nie tak, jak byśmy chcieli.

Jesteśmy obecni, prawdziwi i tak… cudownie niedoskonali…

❤️❤️❤️

Fot. freepik

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *