Dziecka nie trzeba uczyć – ono uczy się samo – naturalnie poprzez obserwację, wnioskowanie i działanie

Dziecko nie „przygotowuje się”

Pracownicy systemu oświaty mówią stale o umiejętnościach: związanych z czytaniem, związanych z pisaniem, związanych z komunikowaniem się, wręcz o umiejętnościach związanych ze słuchaniem. Na poziomie języka może mieć sens stwierdzenie, że każdy, kto wykonuje dobrze trudną czynność, posługuje się wieloma umiejętnościami. Ale to nie oznacza, że najlepszym sposobem nauczenia kogoś wykonywania trudnej czynności jest rozbicie jej na wiele możliwie drobnych umiejętności i nauczenie go ich jedna po drugiej. Jak powiedział Alfred North Whitehead wiele lat temu, nie możemy oddzielić czynności od umiejętności zaangażowanych w jej wykonanie. Dziecko nie uczy się mówić, opanowując poszczególne umiejętności związane z mową, a następnie wykorzystując je po to, by mówić; nie uczy się chodzić poprzez opanowanie umiejętności związanych z chodzeniem i wykorzystanie ich następnie w celu chodzenia. Nie ćwiczy, kiedy stawia swoje pierwsze ostrożne kroki. Nie przygotowuje się. Nie uczy się chodzenia po to, by ewentualnie później gdzieś dojść. Chodzi, ponieważ chce chodzić, właśnie teraz . Przemyślało to, opracowało metodę w swojej głowie, przekonało samo siebie, że wie, jak się do tego zabrać, i że na pewno sobie poradzi. I właśnie się do tego zabiera.

Nie możemy oddzielić działania od związanych z nim umiejętności.

Próbując, popełniamy katastrofalny błąd. Mówienie nie jest umiejętnością ani zbiorem umiejętności, lecz czynnością, działaniem, które zmierza do określonego celu. Niezależnie od tego, czy mamy dwa czy dziewięćdziesiąt dwa lata, mówimy, gdyż mamy coś do powiedzenia komuś konkretnemu i sądzimy lub mamy nadzieję, że nasze słowa przyniosą jakiś efekt.

Dziecko, które uczy się mówić – na długo przedtem, zanim zacznie wydawać dźwięki rozpoznawane przez nas jako słowa, i nawet długo przedtem, zanim zacznie rozumieć słowa – bacznie nas obserwując, orientuje się, że dźwięki, które wydajemy, wywierają wpływ na inne wykonywane przez nas czynności. Dorośli, mówiąc, powodują, że coś się zdarza. Ono może jeszcze nie wie dokładnie, co się zdarza i w jaki sposób, ale chce być członkiem owej mówiącej grupy dużych ludzi. Chce, by jego głos miał siłę sprawczą. Na tej samej zasadzie chodzenie nie jest umiejętnością, lecz celową czynnością. Dziecko chce się przemieszczać, gdyż widzi innych, większych od siebie, przemieszczających się ludzi. I chce chodzić tak szybko i wprawnie jak oni.

Czytanie nie jest umiejętnością – jest czynnością.

Dziecko widzi wokół siebie wypisane słowa i obserwuje starszych od siebie ludzi, którzy przyglądając się im, odkrywają ich znaczenia i korzystają z nich. Te słowa mają wpływ na zdarzenia. Pewnego dnia, jeśli go od tego nie powstrzymujemy, postanawia dowiedzieć się, co też właściwie owe słowa oznaczają. Chce się dowiedzieć, jest przekonane, że potrafi się dowiedzieć i dowie się. Wraz z tym postanowieniem zaczyna czytać. Nie uczyć się czytać, lecz czyta. Oczywiście, na początku nie idzie mu najlepiej. Może nawet nie być w stanie przeczytać choćby jednego słowa. Jeśli jednak pozwolimy mu (a niewielu dzieciom pozwalamy) kontynuować jego działania, odkrywać własną metodą i w określonym przez nie celu znaczenie słowa pisanego, pomagając mu tylko wtedy, gdy o to prosi; jeśli nie odbierzemy mu zadania, które przed sobą postawiło, i nie zastąpimy go serią bezsensownych cząstkowych ćwiczeń wymyślonych przez kogoś innego i wykonywanych na gwizdek; jeśli nie przekonamy go (jak przekonujemy wiele dzieci), że nie jest zdolne do wykonania zadania, które przed sobą postawiło, że nie jest w stanie odkryć znaczenia wypisanych słów, lecz musi „otrzymać” umiejętność czytania od swojego nauczyciela tak, jak otrzymuje się zastrzyk od lekarza; jeśli ma więc szczęście i żaden z opisanych scenariuszy nie stanie się jego udziałem, wkrótce, może nawet w ciągu kilku miesięcy, będzie dobrze czytać.

Nie tak dawno temu napisałem do nauczycieli czytania uczących w rozmaitych szkołach, pytając, czy wiedzą cokolwiek o jakichkolwiek badaniach mających na celu oszacowanie liczby dzieci, które samodzielnie nauczyły się czytać, oraz opisanie mechanizmów ich nauki. Odpowiedziała tylko jedna osoba i tylko po to, by przekazać mi, że nigdy nie słyszała o podobnych badaniach. Nie słyszały o nich również setki metodyków nauczania i ekspertów od czytania, których pytałem o to później. W pierwszej chwili wydaje się dziwne, że specjaliści od czytania nie zadali sobie nigdy takiego pytania. Po chwili zastanowienia przestaje to jednak dziwić. Odpowiedź na to pytanie mogłaby być niebezpieczna. Mogłoby się okazać po raz kolejny, że najszybciej, najskuteczniej i najbardziej trwale uczymy się wówczas, gdy robimy to, co sami postanowiliśmy zrobić; a co więcej, że robiąc to, nie potrzebujemy w ogóle lub prawie w ogóle pomocy innych.

Wiedza jest działaniem

Byłoby dobrze, gdybyśmy zrozumieli, że to, co błędnie uznaliśmy za „kanony wiedzy”, „przedmioty szkolne”, „dziedziny nauki” lub „dyscypliny akademickie”, to tak naprawdę nie rzeczowniki, lecz czasowniki. Nie coś, co cieszy się jakimś niezależnym bytem, lecz przedmioty ludzkiego działania. Nie można powiedzieć „oto matematyka, oto biologia, oto „filozofia”. Nie można wskazać fizyki ani zademonstrować chemii. W rzeczywistości żadne linie demarkacyjne nie oddzielają historii od geografii, fizyki od chemii, filozofii od językoznawstwa. To po prostu różne sposoby postrzegania części składających się na całość rzeczywistości i ludzkich doświadczeń; różne sposoby zadawania dotyczących ich pytań. Historia jest aktem stawiania pytań o wybrane aspekty przeszłości, podobnie jak geologia i paleontologia, choć w ich przypadku pytania są inne. Fizyka i chemia są sposobami zadawania odmiennych pytań dotyczących otaczającego nas świata nieożywionego. I tak dalej. Mówimy, oczywiście, o aktach zbiorowych, których dokonujemy we współpracy z innymi i które dokonywane są przez wielu ludzi na przestrzeni wielu lat.

W ten sposób każde ze wspomnianych działań ma swoją historię i co najmniej część matematyki, fizyki i filozofii jest zapisem dokonań innych matematyków, fizyków i filozofów. Nasza wiedza dotycząca tych spraw jest zapisem działań – pytań, które zostały zadane przez naukowców, dróg poszukiwania odpowiedzi, odpowiedzi, które w końcu uzyskali, wniosków, które wyciągnęli z owych odpowiedzi. Jakiekolwiek działania podejmujemy na tych polach, są one kontynuacją i częścią działań podjętych wcześniej przez innych. Jak stwierdził Ivan Illich: wiedza nie istnieje – istnieje tylko świat taki, jakim jest. Wiedza jest procesem zachodzącym w umysłach żyjących ludzi. Wiedza jest działaniem, które podejmujemy po to, by dowiedzieć się, kim jesteśmy, gdzie żyjemy i dokąd zmierzamy. „

Fragment książki pt.: „Zamiast edukacji” – znanego amerykańskiego pedagoga i autora książek – Johna Holta. 

Kłaniam się
Magda