Jestem wysoko wrażliwym dorosłym…

Byłam:

Dzieckiem, od najmłodszych lat bardzo wyczulonym na dźwięki, smaki, obrazy i zapachy; cierpienie innych, ich emocje, uczucia i postawy.

Odczytującym najdrobniejsze nawet zmiany w tonie czyjegoś głosu, napięciu, gestach i mimice.

Takim, które nie chodziło do przedszkola, a w szkole (przez długi czas) czuło się totalnie wyobcowane i nieszczęśliwe.

Dzieckiem, które często płakało. Drżało ze strachu przed kolejną klasówką i odpytywaniem przy tablicy; nieraz wyśmiewanym i odtrącanym przez rówieśników.

Nastolatką w dzwonach i kwiatach wplecionych we włosy, tańczącą z wiatrem, gadającą z drzewami, piszącą poezję, recytującą wiersze przy ognisku.

Dziewczyną z historią trudnego (pod każdym względem) dzieciństwa. Zlęknioną, smutną i rozżaloną. Dotkniętą przemocą psychiczną i emocjonalną. Przez lata reagującą niezwykle wrażliwie na podniesiony ton głosu, gwałtowną gestykulację, trzaskanie drzwiami i okami.

Osobą borykającą się przez wiele lat z licznym psychosomatycznymi trudnościami… Myślącą o tym, że TAK źle i trudno będzie już zawsze; żyjąca w przekonaniu, że nie pasuje do tego świata….

Kobietą, która po wielu latach pracy ze sobą, swoimi emocjami, uczuciami, granicami; z poczuciem krzywdy, rozgoryczenia i wszechogarniającej ją frustracji, stała się kimś wyzwolonym, kimś innym.

Wciąż wrażliwym na krzywdę drugiego człowieka, dziecka… na to, co czuje, czego doświadcza i co przeżywa.

Nieustannie otwartym na przekaz płynący z codzienności; z muzyki, poezji, sztuki. Kochającym przebywać blisko natury, tańczącym w deszczu, biegnącym z wiatrem i… „wilkami”.

Ale jednak…

Kimś trochę nowym. Kto dostrzegł, wybaczył, oczyścił się z trudów przeszłości, zrozumiał, nauczył się żyć w społeczności…. Życzliwym, darzących siebie i innych czułością, szacunkiem i energią bezwarunkowej miłości.

Autentycznym. Akceptującym siebie z całym wachlarzem odmienności… Lubiącym siebie za to, co tak bardzo inne i często niezrozumiałe…

Dobrze radzącym sobie z emocjami, swobodnie odnajdującym się w różnych relacjach.

Po latach analiz, studiów, szkoleń, wyjazdów, terapii, warsztatów i uzdrowień, nareszcie potrafię zaopiekować się sobą. Prawdziwą sobą. Mogę głęboko oddychać i rozwijać się w obszarach, o których kiedyś bym nawet nie pomyślała.

Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak teraz. Szczęśliwa przede wszystkim ze sobą… dzięki wszystkiemu i mimo wszystko. Warto było szukać, uczyć się, przeżywać wciąż i na nowo; doświadczać bólu, cierpienia i morza wylanych łez…

Jestem wdzięczna za trudy, których doznałam. Za ludzi, których spotkałam. Za Ciebie Tato, bo paradoksalnie to dzięki Tobie, jestem tym, kim jestem.

Dziś wiem, że można. Że się da. Zrozumieć siebie. Na nowo pokochać, uznać za kogoś zwykłego, a jednocześnie bardzo wyjątkowego; niosącego ważne przesłanie sobie i innym…

I z nim Was dziś pozostawiam. Niech idzie w świat i go odmienia. Niech daje siłę i wiarę tym, którzy ją tracą. Niech niesie ulgę i ukojenie… Niech pokazuje, że można, że się da.

…Zrozumieć siebie. Na nowo pokochać i uznać za kogoś wartościowego…

❤️❤️❤️

Fot.unsplash

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *