Jak rozmawiać z dzieckiem, kiedy szukamy przyczyn jego trudnego zachowania?

Leżymy z córką na kanapie, przytulamy się i rozmawiamy o temacie, który niejednokrotnie wpędza nas (rodziców) w stan poirytowania i bezradności…

-Zauważyłam, że ciężko ci wstać rano i wyjść na czas do szkoły, co?
-Nie lubię tego.
-Czego dokładnie?
-Nie wiem.
-Zastanów się spokojnie. Mamy czas.

Cisza.

-Dalej nie wiem.
-Możemy sprawdzić po kolei, co jest dla ciebie trudne. Chcesz?
-Ok.
-Może nie lubisz budzenia się?
-Czasami.
-Rozumiem. A wstawania z łóżka?
-To jest ok.
-Może więc mycia zębów?
-To jest ohydne. Robi mi się wtedy niedobrze.
-Wiem kochanie. Często to widzę… Czy coś cię jeszcze męczy rano?
-Ubieranie się i że jest głośno i że mnie cały czas pospieszacie.
-O rety! Dużo nieprzyjemnych rzeczy na raz.
-Mega dużo! No i jest mi jakby zimno!
-Kiedy się ubierasz?
-Nie, kiedy się to dzieje.
-Hm… Hałas i pośpiech?
-Tak!
-One cię jakoś zamrażają?
-Tak!
-O rany! Dzięki, że o tym mówisz. Chciałabym, żeby poranek cię bardziej ogrzewał, niż mroził i żeby był dla ciebie spokojniejszy.
-Ja też.
-Chcesz poszukać na to sposobów?
-Tak! Nagramy je na dyktafonie?
-Pewnie, córeczko! Dobry pomysł!

I tak też się stało! Zrobiłyśmy burzę mózgów i znalazłyśmy kilka pomysłów na to, żeby córce, (a tym samym nam wszystkim) łatwiej było wchodzić w dzień. Pośród tych najbardziej wspierających trafiłyśmy na: wstawanie przez córkę kwadrans wcześniej, zakładanie przez nią słuchawek wygłuszających, spędzenie kilku chwil na przytulaniu się i masażykach, przebieranie się pod ciepłym kocem. Ponadto kupowanie córce ubrań z miękkich “niegryzących” materiałów, mówienie do niej ciszej i proszenie ją o jedną rzecz na raz. (Bez słowotoku typu: “Ubierz się, umyj zęby, zjedz, załóż skarpetki” i to wszystko najlepiej jednocześnie).

Jednak nie (tylko) o strategiach chciałam Wam opowiedzieć, ale o tym, że kiedy dziecku trudno jest mówić o swoich uczuciach i przyczynach pewnych trudności, łatwiej dotrzeć do ich źródła, kiedy pomagamy dziecku skupić się na tym, co „widać”; na dobrze znanych mu doświadczeniach.

Nie oceniamy tego, co dziecko mówi, nie naciskamy na nie, pytając o to, czego potrzebuje i dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej (to zwykle zbyt trudne i złożone tematy, aby dziecko umiało samo je rozwikłać). Nie wyciągamy także pochopnych wniosków, ani nie ucinamy tematu, krzycząc, czy oferując gotowe rozwiązanie. W spokojnych okolicznościach rozkładamy problem na części pierwsze i wspólnie się im przyglądamy.

Wtedy najczęściej dowiadujemy się, co naprawdę trapi naszą pociechę. Co sprawia, że robi coś, czego nie chcemy lub nie chce czegoś robić, “ociąga się” i zachowuje tak, jakby chciała uprzykrzyć nam życie.

Ja dowiedziałam się, że pęd poranka i kilka przykrych doznań sprawiają, że moje dziecko wchodzi w stan zamrożenia. To oczywiście mechanizm obronny, który ma na celu ochronić siebie przed dalszym trudnym do zniesienia napięciem i emocjonalnym bólem, którego dziecko doświadcza. Kiedy się na nie stale wkurzamy (to normalne i zdarza się każdemu z nas!) i naciskamy na dziecko, zapominając o tym, że ono nie chce źle, “dokładamy” mu napięcia, a jego układ nerwowy może być już i tak istotnie przeładowany. W wyniku presji dziecko gorzej się czuje i “gorzej” się zachowuje. Mimo że tego nie chce. Koło się zamyka, a problemy wzmagają.

Córka nie robiła nam na złość, lecz nie potrafiła dorównać naszemu tempu, udźwignąć go i nas dogonić. Po wprowadzeniu zmian jest o niebo lepiej. To NIE oznacza, że jest idealnie (każdy z nas ma prawo mieć słabszy nastrój i nie mieć ochoty na pójście do szkoły, czy pracy), ale jest lżej i spokojniej.

Uciążliwe zachowanie dziecka zawsze ma swoje przyczyny, ale nie odkryjemy ich presją na odpowiedź, a dzięki spokojnej obserwacji i rozmowie.

Za każdym razem możemy też przypominać sobie o tym, że trudne dla nas postawy dziecka NIE są aktem złośliwości i manipulacji, a sygnałem o trudnościach i niepokojach, których doświadcza dziecko.

Niech ta historia Was wspiera, wniesie trochę nadziei i lekkości do Waszej relacji z dziećmi!