– Wiki, widzę, że nie zjadłaś obiadu w przedszkolu. Nie byłaś głodna?
– No.
– Odgrzać ci go?
Cisza.
– Pytałam, czy chcesz zjeść teraz obiad?
Cisza.
Trochę się we mnie kotłuje… Nie lubię tego nieodpowiadania, ale wiem, jak to działa u dzieci, więc wyluzowuję. Myślę sobie tylko, że skoro nic nie jadła od drugiego śniadania, a jest już 16:00, to może być głodna. I już chcę jej rzucić nawykowe: „zjedz, na pewno jesteś głodna”, albo „powinnaś już coś zjeść”, ale biorę głęboki oddech i zatrzymuję się…
– Dobra, jak będziesz chciała zjeść, to daj znać.
– Spoko, mamo, nie stresuj się. Zjem później. Sama mówisz, że najlepiej wiem, kiedy jestem głodna, co nie?
Uśmiałam się 😃, ale też siedzę i tak sobie teraz myślę, już całkiem serio, że młoda ma rację. Bo to nam, rodzicom, często wydaje się, że lepiej wiemy, kiedy dziecko jest głodne, kiedy jest mu ciepło, a kiedy zimno; kiedy je coś boli, a kiedy nie. I wówczas nakręcamy trochę spiralę działania w kierunku tego, żeby zmienić ten stan, który nam się wydaje, że jest. Bo myślimy sobie, że jak dziecko nie jadło kilka godzin, to już jest pewnie bliskie zagłodzenia się. Albo, że jak nam jest zimno, to jemu też powinno… I w porządku, w końcu wszyscy chcemy dla dzieci jak najlepiej, przy czym to nasze „najlepiej” nie musi wcale oznaczać, że dziecku będzie z tym dobrze i warto wciąż sobie o tym przypominać.
Zaufanie do dziecka i jego odczuć płynących z ciała jest bardzo ważne. Jeśli będziemy stałe je deprecjonować, może dojść do tego, że dziecko przestanie sobie ufać, czy to w kwestii odczuwania głodu czy w sferze innych potrzeb; uczuć i emocji. A przecież wędruję z tym zaufaniem do siebie (albo jego brakiem) przez całe życie. I tylko od nas zależy, czy je w sobie zachowa, czy nie…
I jest jeszcze jedna ważna kwestia. Często jest tak, że nie znamy całej historii. W sumie nie widziałam córki przez kilka godzin, nie dopytałam, czy nie zjadła czegoś (innego) w międzyczasie, albo co spowodowało, że nie chciała zjeść tego obiadu. A czynników, które ją od niego odsunęły (poza brakiem głodu) mogło być co najmniej kilka. I było. Bo właśnie przed kilkoma minutami dowiedziałam się o tym, że dzieci robiły dziś sałatkę owocową na warsztatach kulinarnych, a później ją jadły. Poza tym na zewnątrz jest bardzo ciepło, a moja córka jest „chłodnolubna”, więc pewnie nie chciało jej się jeść niczego poza zupą i owocami. Można by szukać dalej, ale nie widzę takiej potrzeby…
Wiem, że czasem jest nam trudno zaufać dziecku. Często wydaje nam się, że skoro nie ma ono dużego życiowego doświadczenia, to pewnie brakuje mu też wiedzy na temat własnych odczuć. Tymczasem w rzeczywistości tak nie jest. Dzieci rodzą się z naturalną zdolnością do odczuwania i komunikowania swoich potrzeb. Sprawdzenie tego, co chcą nam powiedzieć i zawierzenie temu, czego im naprawdę trzeba, a czego nie, pozwoli im lepiej poznać siebie, wsłuchać się w swoje ciało, myśli, uczucia, emocje i potrzeby.
Nie wiem, jak wielu z nas dostało taką przestrzeń, w której mogło swobodnie wzmacniać poczucie zaufania do siebie w dzieciństwie i okresie dorastania, ale wiem, jak bardzo wpływa ono na jakość całego życia. Na zdolność dbania o siebie i swoje granice, zdrowie emocjonalne i fizyczne oraz umiejetność budowania konstruktywnych relacji z ludźmi. Stopniowo pracuję więc nad tym, aby umożliwić to wszystko swojemu dziecku i inspiruję dziś do tego również Was. ❤️
#zaufajdzieckuijegonaturze
#pozwólmuzaufaćsamemusobie
#niechwiedziezdroweispełnioneżycie