Co zamiast „przestań płakać, przecież nic się nie stało”

W dzieciństwie raczej rzadko spotykaliśmy się ze strony bliskich z bezprzemocowym porozumieniem, uwzględniającym nasze potrzeby, uczucia i emocje. Niejednokrotnie słyszeliśmy: „Przestań się mazać!”, „Nie wolno płakać”, czy „Przecież to nic nie boli, uspokój się!”, co skutkowało i do dziś skutkuje m.in. tym, że:

1. często wypieramy swoje trudne emocje albo/i chowamy je pod płaszczem wstydu i lęku,
2. mamy trudności z regulacją emocji, często wybuchamy złością,
3. mało kiedy potrafimy efektywnie porozumiewać się z innymi, miewamy liczne trudności w relacjach interpersonalnych,
4. nie zawsze rozumiemy siebie, ufamy sobie, szanujemy swoje granice,
5. nierzadko towarzyszy nam niskie poczucie własnej wartości…

***

Piękne i wspierające jest natomiast to, że wszystko, co nazywamy często sztuczną (bo obcą dla nas…) formą komunikacji np.: „widzę, że jest ci trudno”, „widzę, że bardzo się wystraszyłeś”, „słyszę, że bardzo cię to zdenerwowało”, „jestem przy tobie” itp. jest dla naszych dzieci zupełnie naturalne i może stawać się częścią ich wartościowego doświadczenia.

To, czego my, rodzice, uczymy się zupełnie od nowa i co zdaje się przysparzać nam nie lada trudności, nasze pociechy mają okazję chłonąć jak gąbka już najmłodszych lat; słyszeć od nas w trudnych dla nich okolicznościach, obserwować w czasie naszych empatycznych rozmów z innymi, a później samodzielnie wykorzystywać w różnych codziennych sytuacjach.

Kiedy kilka dni temu moja córka podbiegłą do płaczącego chłopca, podała mu dłoń i rzuciła swobodnie: „Widzę, że cię boli. Chcesz się przytulić?”, wzruszyłam się. A kiedy ten maluch wstał z podłogi i objął moje dziecko, totalnie się rozpłynęłam.

To jest niesamowite… i bardzo wzmacniające…

Wszystko, czego dzieci uczą się w relacji z nami, staje się częścią ich rzeczywistości. Nie trzeba im wbijać tego do głowy, stać nad nimi i pouczać, jak mają, czy nie mają się zachowywać… Wystarczy być. Wspierać. Próbować nowych (bliskich nam) rozwiązań… I nie chodzi tutaj o wypowiadanie jakichś konkretnych formuł (choć mają one swoją wrażliwą moc 😉 ), ale o życzliwe i autentyczne towarzyszenie dzieciom. Czyli bycie naturalnym punktem odniesienia dla nich. Kimś bardzo namacalnym, prawdziwym… Człowiekiem nieidealnym, mającym prawo do błędu, ale świadomym siebie i innych…, kochającym bezwarunkowo. 

#mocporozumenia
#mocakceptacji
#siłaobserwacji
#inaśladowania

Z miłości…

Dla Was i Waszych pociech… 

fot. pexels.com