Jak wytyczać swoje granice i rozmawiać o nich z dzieckiem?

– Mamo, chcę na dwór! – rzuca donośnym głosem moja córka.

– Słyszę, że chcesz wyjść.

– No, bo nie chcę już siedzieć w domu.

– Rozumiem Cię. Ja natomiast jestem zmęczona i potrzebuję sobie tutaj poleżeć. Tata wraca później, więc jesteśmy same z maluszkiem.

– Ale ja chcę iść na dwór!

– Wiem i słyszę to. Tylko, że mnie już brakuje energii i chciałabym odpocząć dopóki Oli śpi.

– Ale ja nie chcę siedzieć w domu!

– Dobra, zaczynasz się denerwować. Chcesz wyjść na zewnątrz, a ja potrzebuję teraz odpocząć; choćby przez chwilę. Taką chwilę, jaką trwa twoja joga.

– To jest za długo! – krzyczy już nieco zdenerwowana i kładzie się nerwowo na podłogę.

– Słyszę, że to dla ciebie długo i że robi ci się trudno.

– Wkurzam się! Grrr, puffff, ehh…

– Widzę to. To co możemy zrobić? – kładę się spokojnie przy córce na podłodze i chwytam ją za rękę. Pozwala na to, czuję, że łapię tę jej rosnącą złość w odpowiednim momencie. Następnie pytam, czy chce się przytulić. Łagodnieje, ale nie odpowiada. Widzę jednak tę zgodę, przytulam ją więc i tak sobie siedzimy w objęciach… Kiedy córka wraca do właściwej sobie równowagi, kontynuuję…

– Wiki, ty chcesz wyjść, a ja chciałabym odpocząć, poleżeć. To co możemy zrobić, hm…

– Yyyyy, nie wiem. – mówi trochę zrezygnowana, ale po chwili dodaje… To Ty leż na leżaku w ogródku, a ja będę się bawić wodą i podlewać pomidory i kwiaty, ale później idziemy na Kępę?

– OK! Dobry pomysł, że też na to nie wpadłam. Dzięki! Najpierw ogródek, a później spacer i plac zabaw.

– Mamo, ale na leżaku też będę do ciebie gadać.

– Dobra kochana, niech tak będzie…

***

Zobaczcie, co może wydarzyć się wówczas, kiedy wesprzemy dziecko w złości, zanim osiągnie ona swoje apogeum. Zanim nadejdzie największa fala frustracji i niemocy. Ta chwila, w której mózg dziecka zacznie działać na gadzim poziomie; gdy uruchamia się w nim mechanizm „walki lub ucieczki” i dziecko wpada w stan naprawdę trudnych emocji. Trudnych zarówno dla niego, jak i rodzica.

Kiedy więc tylko istnieje taka możliwość i wystarcza mi zasobów, pochylam się nad potrzebami i uczuciami dziecka tak bardzo, jak to tylko możliwe. Szczerze empatyzuję, towarzyszę, jestem w pełni obecna. Wówczas wydarza się coś, co napawa mnie ogromną energią i dodaje skrzydeł nam obu. Coś, co nazywam otwartym sercem. To takie łagodne zatrzymanie się dziecka przy sobie i swojej potrzebie z zaskakująco (wg mnie) wysokim poziomem zrozumienia wobec drugiego człowieka i jego potrzeb (w tym przypadku wobec mnie samej). Przychodzi taki uskrzydlający moment, w którym dziecko (przy odpowiednim podejściu rodzica) potrafi odroczyć swoje potrzeby, odnaleźć się w nowej sytuacji, znaleźć wyjście, nazwać rozwiązanie.

Ten „moment” pokazuje – mówiąc tak zupełnie wprost – że z jednej strony te wszystkie lata nieustannego pochylania się nad dzieckiem, ogrom emocji, stresu, rozmów, ciągłego odsuwania swoich potrzeb na później… Tyle czasu spędzonego na ciągłym gadaniu (ale spokojnym – bez oceniania, moralizowania i krytykowania dziecka) o tym, co się wydarzyło, jak zachowanie jednego człowieka wpływa na uczucia drugiego, co można zrobić w przyszłości inaczej etc. I z drugiej strony tyle sytuacji, w których czułam się zupełnie bezsilna, pełna wątpliwości, czasem podnosiłam głos, wypowiadałam słowa, których wcale nie chciałam mówić, albo po prostu płakałam…Tyle chwil, w których na prawdę nie wystarczyło mi cierpliwości… I to wszystko razem wzięte, sprawiło, że wydarza się tak dużo dobra… Ogólnie i szeroko pojętego dobra…

***

Bo był taki czas, kiedy nie do końca wierzyłam w to, że tak będzie… Że dojdziemy do takiego momentu w naszym rodzinnym życiu, w którym nasze (dorosłe) potrzeby będą mogły być rozumiane przez córkę. I mimo że bywa różnie, że czasem jej potrzeba bliskiego kontaktu jest na tyle silna, że nie ma zasobów na to, by z wyrozumiałością odnieść się do naszych potrzeb, jestem naprawdę szczęśliwa, że tych „empatycznych” chwil jest coraz więcej…

Jeszcze jakiś czas temu córka w podobnych sytuacjach reagowała (naturalnym dla dziecka! – celowo to podkreślam) wybuchem emocji i zupełną niezgodą na to, że nie wyjdziemy. W takich trudnych emocjonalnie sytuacjach płakała, krzyczała, rzucała przedmiotami. Prawie zawsze wtedy towarzyszyliśmy jej w złości, a kiedy jej mózg i ciało wracały do równowagi, rozmawialiśmy o tym, co zaszło i swoich uczuciach, a następnie wyrażaliśmy prośbę, co chcielibyśmy w podobnych sytuacjach w przyszłości, albo pytaliśmy Wikę, co można zrobić inaczej następnym razem, aby nie naruszać czyichś granic (np. przez kopanie, rzucanie, popychanie…) i uszanować potrzeby innych członków rodziny, czy jakiejś społeczności.

Czasem odnosiliśmy wrażenie, że córka nas w ogóle w tym „gadaniu” nie słyszy i nie słucha. Że ono niczemu nie służy i niczego jej nie nauczy. To rodziło poczucie niepokoju i liczne wątpliwości. Jednak dziś coraz częściej widzę, że zarówno w kontakcie z nami i jak innymi ludźmi, a przede wszystkim w kontakcie z samą sobą, córka coraz lepiej i łatwiej odnajduje się w świecie uczuć, potrzeb i konstruktywnej komunikacji z innymi.

Dlaczego się tym z Wami dzielę? 🙂

Nie! Nie dlatego, że chcę pokazać, jaka ze mnie super mama 😉 , bo nie jestem idealna i nigdy nie będę. Jestem wystarczająca taka, jaka jestem i to jest w porządku.

Dzielę się tym z Wami dlatego, aby dodać Wam siły i wytrwałości… Abyście na co dzień wierzyli w to, że komunikowanie dziecku swoich potrzeb i granic oraz postawa pełna szacunku do siebie, jako mamy, czy taty; jako opiekuna są niezwykle ważne. Równie cenne i wspierające dla rozwoju dziecka jest poszanowanie go i uważność na jego emocje, uczucia i potrzeby.

Nie dajcie sobie więc proszę wmówić, że bycie blisko, czułe odpowiadanie na płacz dziecka, noszenie, przytulanie, pochylanie się nad nim, kiedy jest mi trudno, że to wszystko i jeszcze więcej to zwykłe pozwalanie sobie na wchodzenie Wam na głowę, bo to nie prawda! To najbardziej wzmacniająca Wasze dzieci i Was samych przestrzeń świadomego życia.. Tylko tyle i aż tyle…

  

Niech moc bliskości i porozumienia oraz wiara w nie Was nie opuszczają i idą w świat… 😗

fot.pixaby.com