Jak wspierać dziecko w trudnych emocjach?

Nie lubię Cię! Nie kocham. Ani ciebie, ani taty. Jesteś głupia! Wyrzucę stąd Oliwka! – rzuca moja córka w przypływie trudnych emocji.

– Słyszę, że z czymś ci trudno.

– Tak! Idź sobie. – krzyczy i zamyka drzwi do swojego pokoju.

– Wika, widzę, że się zdenerwowałaś i to dość mocno.

– Idź sobie teraz!

– Ok, chcesz być sama. W porządku. Jestem tutaj za drzwiami, jakbyś chciała pogadać albo się przytulić.

Córka płacze. Zaczyna płakać też moje drugie dziecko. Biorę noworodka na ręce i staję z nim pod drzwiami sypialni. Kołyszemy się.

Po pięciu minutach łkania, Wika wsuwa pod drzwi kartkę, na której narysowała duże serce, po czym uchyla drzwi i podaje mi kredkę. Przekładam maluszka na lewe ramię i rysuje podobne serce dla córki. Podaję jej kartkę.

***

To taka nasza zabawa, którą praktykujemy od trzeciego roku życia córki. Kiedy tylko było jej trudno i zamykała się w pokoju, najpierw przychodziłam pod drzwi i komunikowałam, że jestem blisko, siadałam na podłodze i rysowałam coś na kartce. Potem wsuwałam tę kartkę pod drzwi. Na początku córka nie chciała się ze mną w ten sposób bawić. Często darła papier na kawałki i rozsypywała je po pokoju (to też było potrzebne), ale po niedługim czasie, dołączyła na dobre. 🙂 Zaczęła „rysować” swoje uczucia, buźki, figury, postacie. Trudne emocje wybrzmiewały przed zabawą i w trakcie niej. To było bardzo wspierające dla nas wszystkich. Po takiej wymianie dziecko dochodziło do właściwej sobie równowagi. Poziom hormonów stresu widocznie się obniżał, córka regulowała się, a później można było pomówić o tym, co się stało, co kryło się za jej zachowaniem i emocjami. Można było je nazwać, pogadać o naszych uczuciach i potrzebach. Poszukać nowych strategii i rozwiązań na przyszłość.

Teraz córka sama inicjuje podobne zabawy/aktywności, kiedy odczuwa trudne emocje.

***

Po wymianie kolejnej kartki z rysunkami, córka otwiera drzwi. Siada obok mnie i Olinka. Przytulamy się.

Po chwili zaczynam:

– Wika, kiedy mówisz, że wyrzucisz Oliwka to mimo że wiem, że coś się za tym kryje – że coś jest dla ciebie trudne, to jest mi jakoś przykro i niepewnie. Chciałabym, żebyśmy wszyscy tutaj czuli się bezpiecznie.

– No wiem. Byłam wściekła.

– Rozumiem. Jestem przy tobie i bardzo cię kocham.

Całuję córkę w głowę, przytulam. Czuje, że jesteśmy blisko. Nagle córka zaczyna…

– Bo ja mam dość.

– Co to znaczy?

– Bo Oliwier był z nami wszędzie i na spacerze i w piaskownicy i wszędzie, cały dzień i ciągle płakał.

– Masz na myśli to, że chciałabyś czasem pobyć osobno? I tylko ze mną?

– No.

– Dobra, to tata przejmie wieczorem Olinka, a my idziemy razem do lasu, co ty na to?

– Chcę na plac zabaw.

– Ok. Może być.

– Wiki, wiesz, że następnym razem możesz głęboko pooddychać zanim złość weźmie górę, nie?

– No, ale zapomniałam.
Dobra, to jeszcze następnym razem od razu ci powiem, jak już będę taka wysycona Oliwkiem.

– Super! Dzięki! Jak będziesz zmęczona i będziesz miała przesyt, to masz na myśli?

– No właśnie. I kocham cię mamo i tatę i Oliwka.

– Wiem córeczko. Kocham cię.

***

Ach, ile bym kiedyś dała, aby wiedzieć, że ogrom pracy wkładanej w moją komunikację z dzieckiem przyniesie tyle wsparcia i tyle dobra nam obu. Ile bym dała, aby wierzyć zawsze w moc tego, co robię. Bo bywało różnie. Bardzo różnie.

Kiedy nie widzi się efektów swoich działań, trudno jest wierzyć w ich sens. Trudno nie poddać się czasem presji społecznej: „przecież to nic nie daje, dziecko wchodzi ci na głowę”, albo „zobacz, to nie działa, ona wami rządzi”, „ale ty ją rozpieszczasz” itp. Trudno też ufać sile bliskości, gdy ciągle dajesz, a niewiele dostajesz. Bo przecież biologicznie i ewolucyjnie jesteśmy nastawieni zarówno na dawanie, jak i branie. Niełatwo jest nam wciąż tylko dawać…

Nie raz wątpiłam… Smuciłam się, nie widząc rezultatów tego, co robiłam; potykałam… a później zbierałam kolejne wyniki badań na temat rozwoju dziecka i jego mózgu. Analizowałam różne dane, materiały, książki… jeździłam na szkolenia, wykłady, dokształcałam się. Próbowałam złapać jakieś odniesienie.

Szukałam go też w sobie. Robiłam to, co było ze mną zgodne. Tuliłam, nosiłam, reagowałam na każdy płacz, wspierałam w emocjach… Czasem brakowało mi cierpliwości. Podnosiłam głos. Później przepraszałam córkę szczerze za to, że zabrakło mi uważności na nią… i tak w kółko.

A dziś, mimo że bywa różnie, ostatecznie dochodzimy do porozumienia. I kiedy ta bliskość owocuje, kiedy w końcu moje dziecko rozmawia ze mną o swoich uczuciach i potrzebach, serce mi rośnie. Staje się tak wielkie, że obejmuje nim samą siebie, nas i cały świat…

Gdy dodatkowo przypominam sobie o tym, że to, co widzę nigdy nie jest pełnią…, że zachowanie dziecka to tylko wierzchołek góry lodowej; że kryje się za nim masa przeżyć, historii, emocji i potrzeb, to robi mi się jakoś lekko i łagodnie. Wiem bowiem, że to, co mówi moja córka, nawet jeśli te słowa nie są miłe, nie wynika z jej złych intencji i zamiarów. Jest jedynie odpowiedzią na to, co dzieje się w jej mózgu i całym ciele. Gdy mózg gadzi przejmuje kontrolę, dziecko walczy albo się poddaje i ucieka. Kiedy walczy, zaczyna przejawiać trudne dla nas postawy, ale w istocie nie jest ich świadome. Samo nie wie bowiem, co się z nim dzieje. Mózg gadzi „nie myśli”, mózg gadzi działa. A to działanie nie ma nic wspólnego z tym, jakie jest w istocie nasze dziecko…, jacy jesteśmy my, jako rodzice. Bo często wydaje nam się, że jeśli dziecko mówi nam coś w rodzaju: „nie kocham cię”, albo „jesteś głupia”, to oznacza to, że coś zepsuliśmy w jego „wychowaniu”, że coś jest nie tak. Tymczasem ono wypowiada słowa, które nie są zgodne z tym, co naprawdę myśli/czuje, a już na pewno nie definiują tego, kim jest i jakie jest, bo jest w sam raz takie jakie jest.  Ot i cała tajemnica działania mózgu i tych wszystkich przykrości, które nieraz sobie sprawiamy (również, my, dorośli). Kiedy niższe prymitywne struktury przejmują kontrolę, nie myślimy, nie racjonalizujemy, nie zachowujemy kontroli… i robimy/mówimy rzeczy, których później żałujemy… Warto o tym pamiętać, bo to bardzo uwalniające. Dzieci nie robią na złość, nie manipulują, nie są okrutne i złe. One radzą sobie z trudnymi emocjami najlepiej jak umieją, najlepiej jak potrafią ich mózgi, ale to nie oznacza, że coś z nimi i nami, opiekunami, jest nie tak. Jesteśmy wystarczająco dobrzy!

***

Chciałam dzisiejszym postem dodać Wam siły i wiary w to wszystko. 🍀☀️💚

W to, co robimy i co dajemy. Bo wiem, ile rodzicielstwo od nas wymaga; ile poświęceń, energii, zdrowia, wylanych łez… A jednak w bliskiej więzi i bezprzemocowym porozumieniu odnajdujemy krajobrazy pełne harmonii, poczucia łączności i obustronnego zrozumienia… bezwarunkowej miłości…

Niech więc idą w świat i zmieniają świat… ❤️❤️❤️

#więź
#bliskość
#porozumieniedająnamsiłę
#niechbędąipozostanąnazawsze

Fot.pixabay225