Mama z kilkumiesięcznym dzieckiem na placu zabaw. Maluszek stanowczo domaga się karmienia, nerwowo przytulając się do jej piersi. Kobieta sięga po opakowanie termiczne, z którego wyjmuje butelkę z mlekiem. Wyraźnie skrępowana spojrzeniami innych matek, czule tuli swoje dziecko, próbując wszystkimi dostępnymi sobie sposobami zapewnić mu bliskość.
Szczupła, trzydziestoletnia dziewczyna ubrana w szorty, elegancki top i buty na wysokim obcasie, z dwójką małych dzieci w parku. Pełna wdzięku i elegancji, dobrze czująca się ze sobą i swoim wyglądem, nieco speszona jednak ocenami ze strony innych kobiet przebywających akurat w parku.
Tata z niespełna dwuletnią córką w piaskownicy. Ona – zaangażowana w piaskowe budowle. On – nieustannie zerkający na ekran smartfona. W bliski sobie sposób starający się doładować swoje akumulatory… Znaleźć równowagę między zaopiekowaniem się sobą a potrzebami malucha. Zmęczony koniecznością ciągłego skupiania się na (małym jeszcze) dziecku i osłaniania się przed nieprzychylnymi ocenami ze strony innych rodziców.
Stoję obok, uważnie przyglądam się tym obrazom, a później zbliżam się i poznaję trzy historie:
1. Mamy, która walczy z chorobą i choć bardzo by tego chciała, naprawdę nie może karmić piersią.
2. Dziewczyny, która pół roku temu wyszła z poważnej depresji, z powodu której spędziła wiele tygodni w szpitalu, z dala od swoich dzieci. A dziś, po swojemu, w ważny dla siebie sposób, krok po kroku odzyskuje radość życia.
3. Taty, któremu przed miesiącem urodziło się drugie dziecko, próbującego “łapać czas”, aby móc opiekować się starszą córką, a przy tym zdalnie zarządzać firmą będącą jedynym źródłem utrzymania rodziny…
Jestem tam ze swoją wrażliwością. Wsłuchuję się w to, czym chcą podzielić się ci ludzie, a jednocześnie dostrzegam wartościujące spojrzenia i choć niewypowiedzianą, to doskonale widoczną na twarzach innych krytykę: „co z niej za matka?”, „jak ona wygląda?” albo „duże dziecko nie ojciec i jeszcze uzależniony od telefonu…”?
Ileż cierpienia przynoszą te nieustanne oceny… Nam, ponieważ, jak pokazują liczne badania, negatywne nastawienie i nieprzychylne myślenie o innych niekorzystanie wpływa na równowagę naszego ciała i wydajność pracy mózgu. Nie pozwala też skupić się na ważnych elementach własnego życia – oddala od możliwości budowania wartościowych relacji z ludźmi oraz od szerszego i bardziej konstruktywnego spojrzenia na różne problemy. Innym, ponieważ osądy nie są dla nich wspierające, a raczej deprymujące; nie pomagają też stawiać czoła życiowym przeciwnościom i spłaszczają jakże złożoną przecież rzeczywistość…
Zwracam się więc do nas, dorosłych, z prośbą o nieocenianie innych ludzi i ich postaw. O empatię, nie tylko teoretyczną. O wyjście poza dotychczasowe schematy myślowe. Celowo mówię o „nas”, ponieważ sama wciąż i na nowo przypominam sobie o tym, że to, co widzę, nigdy nie jest pełnią:
CZŁOWIEKA,
jego HISTORII,
DOŚWIADCZENIA,
RZECZYWISTYCH PRZEŻYĆ,
UCZUĆ i EMOCJI.
Nieustannie spotykam się z brakiem zrozumienia i empatii ludzi wobec siebie nawzajem. Każdego dnia zarówno w swojej pracy, jak i poza nią dostrzegam próby zimnego osądzania wyborów, decyzji i zachowań rodziców przez rodziców. Dzieci przez dorosłych. Przyjaciół przez przyjaciół. Znajomych przez znajomych. Nieznajomych przez nieznajomych!
Czuję, że nadszedł czas, aby zająć bardziej zdecydowane stanowisko wobec tego, co widzę, i zaprosić Was do sprawdzenia, czy będzie ono Wam tak samo bliskie.
Dostrzegam bowiem, jak bardzo krzywdzące jest to, co często zupełnie bezrefleksyjnie robimy na co dzień. I jak bardzo NIEpomocne jest to zarówno dla nas, dorosłych, jak i naszych dzieci, ponieważ:
- Nasze zachowanie wobec drugiego człowieka ma decydujący wpływ na to, jakie postawy względem siebie i innych nasze dzieci będą wykazywać teraz i w przyszłości.
- Nie uczy to dzieci niczego poza tym, że zamiast wrażliwie i życzliwie odnosić się do drugiego człowieka, należy źle o nim mówić, oceniać jego postawy i sposoby postępowania.
- Nie da się wspierać młodych ludzi w ich harmonijnym i całościowym rozwoju, nie będąc wobec nich szczerze empatycznym.
- Chłodne i krytyczne ocenianie drugiego człowieka NIE wzmacnia jego poczucia własnej wartości, a odbiera mu chęć do działania i rozwoju osobistego. Często przyczynia się do licznych problemów na tle zdrowotnym i psycho-emocjonalnym.
- Osądzanie innych jest zupełnie pozbawione sensu – nikomu nie pomaga rozwiązywać życiowych trudności, czuć się bezpiecznie, pewnie i wartościowo.
Nie znam rodzica, który nie chciałby nauczyć swojego dziecka szeroko pojętej zaradności i umiejętnego obchodzenia się z własnymi emocjami. Albo takiego, który nie chce, żeby jego dziecko było silne, odważne i wytrwałe w dążeniu do celu.
Nie znam żadnego rodzica, który NIE chciałby, aby jego dziecko czuło się dobrze w przedszkolu, szkole i w innych społecznościach, których staje się częścią. Ani takiego, który NIE marzy o tym, by jego dziecko potrafiło dogadywać się z innymi dziećmi, swobodnie odnajdywać się w kontaktach międzyludzkich w życiu prywatnym i zawodowym – budować trwałe i konstruktywne relacje.
A przecież tego wszystkiego młody człowiek uczy się u boku świadomego dorosłego.
Przez obserwację jego działań. Przez wsłuchiwanie się w to, co ten dorosły chce zakomunikować i wyrazić, nawet jeśli nie robi tego na głos… I w końcu przez naśladowanie. Czyli przez mniej lub bardziej świadome próby kopiowania zaobserwowanych sposobów postępowania i przekuwania ich we własne, dziecięce doświadczenia…
Pytam więc dziś z troską, a jednocześnie bardzo stanowczo: DLACZEGO? Dlaczego wciąż to robimy? Dlaczego nie próbujemy uwolnić się od niszczących nas i innych ludzi OCEN i stereotypów, skoro nie przynoszą one żadnej wartości? Skoro odbierają nam wszystkim siłę. Oddalają od drugiego człowieka. Nie pomagają znajdować odpowiedzi na nurtujące pytania ani ostatecznie nie wspierają dzieci w nauce ważnych życiowych kompetencji.
***
To, co widzimy, to tylko warstwa wierzchnia, pod która kryją się setki tysięcy niepowtarzalnych doświadczeń. Osobistych trosk i cierpień. Łez i ran… Oceniając TO, ślizgamy się po powierzchni czyichś przeżyć. Nie poznajemy ich smaku, nie czujemy ich mocy ani nie rozumiemy ich znaczenia, ponieważ one nie są nasze! Nie są częścią naszego doświadczenia. Są ważną częścią drugiego człowieka i jego własnych przejść, dlatego tak trudno jest nam je przyjąć takimi, jakie są… Jest jednak coś, co naprawdę możemy zrobić!
Uszanować je.
Sami na co dzień oczekujemy szacunku wobec swoich granic, potrzeb, wyborów, postaw i przedsięwzięć. Chcemy, aby nasze dzieci uczyły się szacunku wobec siebie, nas i innych ludzi – ich różnorodności i indywidualności – a jednocześnie bardzo często odbieramy im tę możliwość…
Moment uzmysłowienia sobie tego faktu staje się momentem zwrotnym w naszym życiu. I do tego chciałabym Was zainspirować. Ocenianie nie odbywa się bowiem poza nami, jest częścią naszej woli i naszego doświadczenia. To my decydujemy o jego ostatecznym kształcie. Sprawdźmy, czego naprawdę chcemy dla siebie i swoich dzieci, i pójdźmy wybraną przez siebie drogą… Niech ośmieli nas to do porzucenia tego, co stare, i zbliży do spotkania z nowym, wspierającym nas wszystkim światem szacunku wobec siebie i innych. Światem niezależności, autentyzmu i swobodnego doświadczania.
Pierwszy krok do tego nowego świata może polegać na rzetelnej obserwacji siebie i mechanizmów, które rządzą ocenianiem. Zacznijmy więc przede wszystkim przyglądać się własnym myślom i przerwijmy proces powstawania pejoratywnych opinii na temat innych już na samym początku. Wbrew pozorom mamy ogromny wpływ na to, co zrobimy z oceną, która pojawi się w naszych umysłach w chwili spotkania drugiego człowieka. Zamiast więc podążać w kierunku krytykowania, zróbmy tzw. stop-klatkę i określmy w myślach dokładnie, co widzimy. Pozwoli nam to nabrać zdrowego dystansu do zaistniałych zdarzeń, a jednocześnie wypracować nawyk spokojnego i zrównoważonego nazywania rzeczywistości. Niech moc zarządzania myślami będzie z nami! 😉
Ściskam Was, <3
Magda