Trudne poranki – rozmowa z moim czteroletnim synem

Ważna sytuacja i rozmowa z moim czteroletnim synem – post o braku współpracy ze mną i o tym, jak sobie z tym poradziłam w porannym pędzie.
Co zrobić, kiedy dziecko z Tobą nie współpracuje, a Ty spieszysz się do pracy?

– Synku, czas na ubranie się. Wychodzimy, jak tylko klepsydra przesypie cały piasek.
– Nie chcę.
– Kochanie, rozumiem, jednak chcę zdążyć do pracy.
– Jeszcze układam.
– Widzę. Możesz dokończyć puzzle po powrocie. Wychodzimy. Go, go!
– Nie, nie, nie!

Czuję, jak wzbiera we mnie złość. Napięcie rośnie, zaczynam myśleć coraz szybciej i bardziej negatywnie. „Co za dziecko”, „Kiedyś taki nie był”, „Chce mnie zdenerwować”, „Robi mi na złość” i te myśli nakręcają mnie jeszcze bardziej. Wiem, że jeśli teraz nie przerwę ich i nerwowego nacisku na dziecko, wybuchnę agresywną złością i się wydrę, a to nam już w ogóle nie pomoże.

Zatrzymuję się. Biorę spokojny oddech i jeszcze jeden. Robię trzy przysiady, żeby wyrzucić z siebie choć trochę napięcia, biorę łyk zimnej wody. Zastępuje myśli-zapalniki, zrównoważonymi myślami typu: „Trudno mu wyjść do przedszkola. Nie lubi przerywać swojej zabawy. Ja też lubię przerywać tego, co lubię. Przecież to normalne. Spokojnie Magda, dasz radę”.

To wszystko trwa minutę, ale to wspiera, napięcie opada. Wracam do dziecka.

– Kochanie, wiem, że zależy ci, żeby dokończyć puzzle. Prawda?
– Tak.
– Trudno tak nagle wyjść, co?
– Tak, bo chciałem dokończyć.
– Rozumiem to doskonale.

(Cisza.)

– I mam pewien pomysł – dodaję. Zgadzasz się, żeby go usłyszeć?
– Taaaak!
– Zrobisz teraz zdjęcie układanki moim telefonem, żebyśmy wiedzieli na czym skończyłeś i ułożymy puzzle razem tuż po przedszkolu, bo teraz potrzebuje już wyjść. Zgoda?
– Taaaak. A mogę dwa albo trzy?
– Możesz zrobić nawet trzy, tylko szybko i leeeecimy, jak odrzutowiec.

Syn robi szybkie foty i pędzi ze mną do auta. Śmiejemy się przy tym i przytulamy na zmianę.

Po drodze od przedszkola przychodzi do mnie myśl, że mogłam poświęcić te trzy minuty na krzyk i przestraszenie dziecka po to, aby zrobiło to, czego chce, albo na choćby częściowe wyregulowanie siebie i danie dziecku empatii. Pokazanie, że może coś wybrać i zrobić samodzielnie, że jest ważne. I to zadziałało! Koszt czasowy był taki sam, ale energii zostało nam dużo na cały dzień. Mogłam spokojnie pracować i działać z satysfakcja, a nie poczuciem winy, że znowu zrobiłam coś „nie tak”, przeciwko dziecku i sobie.

Jeśli takie podejście Was wspiera, zapamiętajcie ten post i przypominajcie sobie o nim najczęściej! Ku Waszej mocy na trudne momenty.
Magdalena Boćko-Mysiorska