Przez prawie trzy lata przygotowywałam i odwoziłam córeczkę rano do przedszkola. Od jakiegoś czasu z różnych powodów zadanie to przejął mój mąż. Oto jaką wiadomość otrzymałam od niego przed kilkoma minutami (tak, mam zgodę autora na publikację 🙂):
„Madzia, chcę Ci podziękować za trzy lata ogarniania Wiki rano do przedszkola. Jesteś wielka! Ja nie wiem, czy ze mną coś jest nie w porządku, czy te poranki są tak mega trudne przez to, że to nowa sytuacja dla Wiki…, ale oszaleć można. Bawimy się rano 15 minut, czytamy kolejne 10, ale kiedy nadchodzi czas mycia zębów, ubierania się, pakowania jedzenia, czesania itd. włosy jeżą się na głowie. Mojej głowie.
To jeszcze nie, tamto później, tego nie lubi, teraz chce porysować, a nie się ubierać. Teraz jej się nie chce, może później… jeść też teraz nie, bo nie ma czasu. To nie smakuje, tamto uwiera. Nosz, kurna! Ja z cierpliwością, empatią, zrozumieniem, a ona przy swoim. No, ja wiem, możemy mieć inne potrzeby, ale trzeba w końcu wyjść, nie? No bo ja muszę dojechać do firmy przecież. No dobra, nie muszę super na czas, ale dobrze byłoby tam trafić w całości. A ja tam jadę ze szarganymi nerwami. Czy wszyscy tak mają? Weź o tym napisz coś mądrego na bloga, bo to przecież temat numer jeden. Jak nie zwariować? Jak nie podnieść głosu? Bo ta cierpliwość po godzinie naprawdę się kończy. A jeszcze przecież trzy posiłki trzeba jej przygotować i się wykąpać i ubrać i przygotować do pracy i z dobrą energią tam dojechać. Puffff! Idę chwilę pomedytować…
Trzeba Wam wszystkim pomnik postawić! Tym, co to robią co dzień i nie osiwieli. […]”
No, także stawiamy mentalny pomnik wszystkim, którzy dają radę. I dziś i zawsze. 😀
A tak serio, najbardziej serio jak się da to ucieszyłam się z tego mejla. Nie dlatego, że „a niech zobaczy, jak to jest!”, „a niech doceni matkę” tylko dlatego, że właśnie teraz tata ma okazję jeszcze bliżej przyjrzeć się sobie i dziecku, potrenować regulację emocji, poznać swoje granice i potrzeby, nauczyć się wspierać… Mam głębokie przekonanie, że te wszystkie trudności, które nas spotykają ostatecznie zobowiązują nas do uczenia się bycia w relacji, znalezienie nici porozumienia, odkrycia w sobie nowych przestrzeni i możliwości… One są zdecydowanie najbardziej obciążające, ale też niezwykle istotne. Są często również kluczem do spotkania ze swoim wewnętrznym dzieckiem… Do przeżycia pewnych doświadczeń, bez których (wbrew pozorom) trudno byłoby pójść dalej… do krainy samoświadomości i bezwarunkowej miłości do siebie i swojego dziecka… ❤
Pozdrawiam Was ciepło –
Magda
fot.unsplash