– Moje gadanie dziś do Wiki w ogóle nie działa.
– No obserwuję Was i widzę, że trudno jest Wam złapać kontakt.
– Dlaczego tak jest, Madzia?
– A jak to ty czujesz?
– Że ja jej o czymś mówię, a ona zupełnie nie reaguje. Proszę o coś na spokojnie, a ona w innym świecie.
– Słyszę, że jest ci z tym trudno.
– Mega. Powiedz wprost, co myślisz.
– Myślę, że może być tak, że odczuwasz zmęczenie, ale nie mam pewności, czy masz przestrzeń, żeby zobaczyć jej potrzeby, czy tak?
– Bo ja nie mam dziś chęci na pochylanie się nad jej każdą potrzebą i mnie to denerwuje.
– To, że nie masz chęci na usłyszenie Wiki?
– No tak.
– To też się zdarza. Spokojnie. Co może cię wesprzeć?
– Czuję zmęczenie, wyjdę na 30 minut do lasu, ok?
– Dobra, idź na spokojnie. Ja odkładam pracę i przejmuję dzieci.
– Dzięki, Madzia.
Po powrocie tata usiadł przy córce i wszedł w jej świat (zabawy/wyklejania), opowiedział jakąś historię z dzieciństwa, przytulił, pograł z nią w balonową siatkówkę. Utulił maleństwo do snu i zrobił nam pyszną kolację.
***
Kiedyś tak nie było, nie „gadaliśmy” w ten sposób. W podobnej sytuacji mąż się denerwował i chodził jak tykająca bomba (choć bardzo rzadko mu się to w ogóle zdarza), córka zupełnie nie współdziała (co w takich okolicznościach było w pełni zrozumiałe), a ja czułam dyskomfort, bo miałam poczucie, że na mnie spada odpowiedzialność za wszystko, co działo się wokół nas. Oczywiście to było tylko moje odczucie, ale w istocie – trudne.
Nagle pojawiało się sto jeden powodów do małych konfliktów, a w powietrzu można było powiesić przysłowiową siekierę. Nie służyło to ani nam, ani dziecku. Wiedziałam wówczas, skąd biorą się te wszystkie emocje i utarczki. Traktowaliśmy swoje zachowania z poziomu złych intencji, ocen i krytyki. Aż w końcu zaczęłam praktykować nowe podejście – postrzegania męża i siebie z perspektywy potrzeb i niezdolności (w danej chwili) wyrażania ich wprost, w sposób niewartościujący – z poziomu serca…
Początkowo mąż nie rozumiał mojego nowego podejścia, tego, co do niego mówię. On: „mam dość, denerwuje mnie to i to”, ja: „słyszę że jest ci trudno; czy dobrze zauważam, że odczuwasz złość?”. Spoglądał na mnie ze zdziwieniem, ale też stopniowo zatrzymywał się przy tym, co mówię. Nie raz brakowało nam obojgu cierpliwości i znów wracaliśmy do schematów i dawnych odruchów. Do wyrażania złości za wszystko i za nic, w sposób krzywdzący siebie nawzajem. Ale powoli krok po kroku zbliżaliśmy się do nowego porozumienia; porozumienia bez przemocy. I mimo że dziś (po jakichś 4 latach praktyki 😉) wciąż zdarzy nam się nie być uważnym na siebie nawzajem, coraz bardziej zbliżamy się do świata słuchania i bycia słyszanym; zrozumienia i empatii. Uważności i niekiedy gotowości do odsunięcia swoich planów na za chwilę, po to, by wesprzeć tę drugą stronę/osobę. Z łagodnością i serdecznością odnieść się do jej potrzeb, a następnie wrócić do tego, co ważne dla siebie.
Jestem wdzięczna za to, że uczymy się nowego języka. Za to, że mimo tak wielu trudnych chwil i różnic zdań, udaje nam się otwierać na siebie nawzajem i spotkać w miejscach, które kiedyś były jedynie projekcją naszej wyobraźni…
#wdzięczna
#zasiłę
#zaotwartość
#zaporozumienie
❤️❤️❤️
Niech energia miłości idzie w świat i go zmienia…
My dla Was. Ku inspiracji. 💚💚💚