Córka wraca z zajęć dodatkowych w kiepskim nastroju. To się niemal nie zdarza, więc jestem ciekawa, co się stało.
- Trudny dzień? – pytam spokojnie.
- Tak! – wyrzuca moje dziecko.
- Na co masz chęć?
- Na ciszę – dopowiada wymownie W.
- Ok. Jestem, gdybyś czegoś potrzebowała.
Córka wchodzi do mieszkania, rzuca swój plecak na podłogę, myje ręce i zamyka się w pokoju. Słyszę, jak uchodzi z niej złość. Uderza stopami w podłogę, mamrocze pod nosem: “grrr”, “wrrr”, prycha i wzdycha.
- Piszę do córki kartkę o treści: “Kocham cię. Możesz na mnie liczyć” i wsuwam ją pod drzwi.
- Po chwili dostaję zwrotkę z narysowanym sercem.
- Mogę wejść? – pytam.
- Tak – odpowiada W. i otwiera mi drzwi. Kładzie się na łóżku, a ja obok niej.
Widzę, że staje się coraz bardziej rozluźniona. Złość się uwolniła, przyszedł czas na… inne emocje.
- Smutno ci?
- Tak.
- Chcesz się przytulić?
- Nie.
- Poleżę obok ciebie. Chcesz?
- Yhy.
Mija kilka chwil. W. łapie mnie za rękę, a potem się do mnie przytula.
- Chcesz o czymś opowiedzieć? – pytam.
Córka zaczyna płakać. Po chwili mówi:
- Bo starsze dziewczyny są ode mnie lepsze.
- Co masz na myśli?
- Że lepiej robią fiflaki.
- Mhm.
- I się tym chwalą.
- I jest ci z tym źle?
- No, bo ja jestem gorsza.
- A kto tak powiedział?
- Nikt.
- Czyli tak pomyślałaś?
- Yhy.
Przytulam córkę i pozwalam, aby jej smutek płynął wraz ze łzami.
Gdy zaczyna czuć się spokojniej, rozmawiamy dalej.
- A co to znaczy dla ciebie, że jesteś gorsza?
- Że one są lepsze.
- Czyli dziewczyny robią fiflaki, mówiąc po twojemu “lepiej”?
- Tak.
- Fiflaki to cała ty, czy mały element gimnastyki?
- No element.
- Też tak pomyślałam. Fiflaki to fiflaki, a ty to ty. No bo chyba nie jesteś fiflakiem, nie?
Córka zaczyna się śmiać i uchodzą z niej resztki napięcia…
- Ach te nasze myśli. Potrafią nam mówić niefajne rzeczy o nas, co? Myślaki… ściemniaki – rzucam spontanicznie i znów zaczynamy się śmiać.
Po chwili córka woła z entuzjazmem:
- Mamo, chodź zobacz, co już umiem. Dziś się nauczyłam.
Córka zrywa się z łóżka i dumnie staje na rękach, a później zakłada swój ulubiony strój i ćwiczy… fiflaki, oczywiście…
A ja się wzruszam i patrzę na nią z wdzięcznością i wiarą, że nie będzie w przyszłości wierzyć w każdą swoją krytyczną myśli o sobie; nie będzie interpretować swoich niepowodzeń jako prawdy o sobie.
Będzie natomiast oddzielać swoje umiejętności albo ich brak od siebie, jako wspaniałego i wartościowego człowieka. Będzie przeżywać swoje uczucia i emocje tak, jak tego potrzebuje (nie raniąc przy tym innych), a później wracać do swojej wewnętrznej mocy i podejmować się nowych wyzwań.
Czy nie tego chcemy (dla siebie) i swoich dzieci…?
Niech moc poczucia własnej wartości towarzyszy im dziś i w przyszłości. Niech unosi je ponad trudy codzienności i pozwala dzieciom (a później dorosłym!) szybciej wracać do źródła, czyli do siebie; w sile dobrego zdrowia psychicznego i samoakceptacji.