Rodzicu, zatrzymaj swoją złość!

Poranny krzyk i płacz dziecka, kiedy rzeczywiście trzeba już wychodzić z domu, potrafi przyprawić o złość niejednego dorosłego. Mnie dziś też niemalże poniosło, ale ufff…, zatrzymałam się i dowiedziałam, czegoś ważnego…

– Maaaaamo, maaaaaamo! Nie chcę, nie lubię, nie!
– Słyszę cię, ale czego nie lubisz?
– Nie chcę tych rajstop. Nie znoszę ich. Drapie mnie wszędzie. Nie!!!
– Ok, słyszę, że te rajstopy ci przeszkadzają. Chodź, wybierzemy inne.
– Łeeeeee!

Płacze.

– Zobacz, te są miękkie, mogą być.
– Łeeeeee!
– Dotknij w środku może i sprawdź, ok?
– Ok – odpowiada zapłakana.

Zakładamy. Po dwóch minutach, kiedy już pora (naprawdę pora!) wychodzić, zaczyna płakać.

– Łeeeeee! Nie chcę! Nie chcę tych! Nieeeeeee! Rzuca się na podłogę.

Ja i mąż tracimy powoli cierpliwość, dziś wyjątkowo nie możemy czekać, musimy wyjść za dosłownie minutę, dwie. Gotuje się we mnie. Chciałabym ją wesprzeć, sprawdzić, co się kryje za płaczem, ale wydaje mi się, że nie dam rady, zaraz wybuchnę. Żołądek mi się kurczy, serce wali jak szalone. Dobra – mówię w myślach – oddech, Magda, nawet szybki jeden i drugi, dawaj… I nazwij to, nazwij to (jakkolwiek), a złapiesz dystans.

– Płaczesz, coś jest nie tak z tymi rajstopami. Coś nie gra. Jest ci z tym trudno.

Uffff, dałam radę (choć podniesionym tonem…). Córka nadal płacze, ale jej łkanie łagodnieje…

– Wika, kocham cię. Widzę, że jest ci trudno.
– Mamo, chcę pokazać stopę – wykrzykuje!
– Jaką stopę?
– Dziś w przedszkolu mamy gimnastykę i chcę pokazać dzieciom stopy i odrysować je i skakać później…
– Dobra, słyszę, że chcesz mieć gołe stopy, żeby je odrysować, tak?
– No, a w rajstopach się nie da.
– Wika, możesz zdjąć rajstopy podczas zajęć, a później znów je założyć.
– No dobra, mamo to chcę wytrzeć nos teraz.
– Proszę! Idziemy?
– Idziemy, wezmę hulajnogę.
– Ok.

Słyszycie to? Słyszycie wołanie dziecka o pomoc, kiedy chce znaleźć rozwiązanie, ale go nie widzi? Słyszycie co kryje się za tym pozornym poczuciem niewygody? Ta potrzeba bycia zaopiekowanym, usłyszanym, wspartym…

Nie wiem, co by było, gdybym wyciągnęła córkę z domu „na siłę”. Nie wysłuchała, uznała, że wymyśla, że robi mi na złość… Byłby ogrom złości, frustracji, żalu i poczucia winy… Co więcej, wyjście na zewnątrz trwałoby jeszcze dłużej…

Ja wiem, że czasem nie udaje nam się zatrzymać, zdystansować, wsłuchać… Czasem po prostu nie wystarcza nam sił i cierpliwości… ale warto, tak bardzo warto stopniowo się do tego zbliżać i nad tym pracować. A później rozkoszować się krajobrazem spokoju, miłości i akceptacji…

#siłabliskości
#siłaporozumieniabezprzemocy
#miłości
#i
#akceptacji

  

fot.unsplash.com