Córka powiedziała do brata, że jest “głupim bobkiem”. Zrobiła to w złości. Gdy zdała sobie sprawę z tego, że sprawiła bratu przykrość, rozzłościła się jeszcze bardziej (tym razem na siebie). Wybiegła do swojego pokoju i się w nim zamknęła, po czym zaczęła płakać.
- Mogę wejść? – zapytałam, pukając do drzwi.
- Nie!
- Będę tutaj, gdybyś mnie potrzebowała.
Maluch przybiegł do mnie i się przytulił. Był przestraszony. Zauważyłam jego emocje i dałam synowi znać, że jest bezpieczny. Ukoiło go to, a córka wciąż płakała.
Po jakimś czasie przestała płakać i w końcu mnie zawołała. Weszłam do pokoju razem z synkiem na rękach. Usiadłam na brzegu łóżka.
- Niech on stąd idzie – wymamrotała.
- Wolałabyś teraz być ze mną sam na sam?
- Yhy.
- Rozumiem to. Nie mogę jednak zostawić O. samego.
- Wrrr – rzuciła niezadowolona.
Siedzieliśmy tak razem w ciszy. Po chwili złapałam córkę za rękę:
- Jestem z tobą. Wiem, że to wszystko jest trudne, kochanie.
Słysząc te słowa, córka rzuciła łagodne: “Przytul mnie” i w jednej chwili usiadła na moim drugim kolanie. Przytuliła się i rozluźniła. Znów zapadła cisza. Oddychałam sobie w niej spokojnie i powtarzałam w myślach: “ Mogę zachować spokój. Dam radę. To emocje dzieci, nie moje” itd..
W pewnym momencie córka zwróciła się do brata:
- Przepraszam. To było niemiłe, ale wkurzyłam się na ciebie za to, że schowałeś moją kartę.
Maluch schował głowę pod moje ramię.
- Schowałeś kartę i W. się zdenerwowała, co?
- Mhm – odrzekł O.
- Co fajnego jest na tej karcie, synku?
- Motyyylek.
- Może narysujemy podobnego i stowrzymy własną kartę? – zaproponowałam.
- Taaak! – rzekł maluch i szybko pobiegł po kartę papieru.
Zanim przystąpiliśmy do działania, maluch uściskał siostrę na znak pokoju, a ja wyjaśniłam mu, że nie chcę, aby zabierał innym coś, co należy do nich. Uzgodniliśmy, że może zapytać: “Mogę?”, jeśli coś mu się podoba, albo inaczej o to poprosić. Córce zaś powiedziałam, że nie zgadzam się na mówienie do innych: “Głupek”, “Bobek” itd., bo to rani, a złość może wyrażać np. rzucając wymowne: “Aaaa! Grrr! Wrrr!”, “Nieee/Stop!” w eter. Potwierdziła, że rozumie i spróbuje.
W ten sposób kryzys numer 13679 został zażegnany. Dzieci miały okazję wyrazić swoje emocje i powiedzieć, jak każde z nich widziało sytuację ze swojej perspektywy, a ja je wysłuchałam i usłyszałam (a to różnica). Uznałam to, co czuły, po czym dałam dzieciom znać, że nie zgadzam się na pewne postawy; że każdy z nas ma swoje granice i nie należy ich przekraczać. Pokazałam też bezpieczną alternatywę dla wyrażania swojej złości i niezgody na coś.
Tak jest zwykle, ale nie zawsze. Czasem mam dość i brakuje mi zasobów na zaopiekowanie się dziećmi w empatyczny i dojrzały sposób. I to też jest ok. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nasze możliwości są ograniczone. Lubię pokazywać dzieciom, że też jestem człowiekiem i czasem reaguję w impulsywny sposób. Mam przecież prawo do zmęczenia, słabszych chwil i trudniejszych okresów. Wtedy samej cisną mi się na usta przykre słowa…
Bo to jest prawdziwie życie.