Oto moje dziecko, lepiące kwiaty z ciastoliny, siedzące w ciszy i skupieniu przez całe 45 minut…
Moje dziecko, które nigdy nie „mogło” usiedzieć w miejscu ani przez chwilę, które od zawsze musiało być w ruchu i wciąż zapraszało nas do przeróżnych aktywności; które mniej więcej do 4 roku życia nie chciało spokojnie zjeść posiłku przy stole, grać w planszówki, układać puzzli, czy lego. Podczas, gdy rówieśnicy tworzyli już całkiem sensowne konstrukcje, dla mojej córki pozostanie w bezruchu przez dłużej niż przez kilka minut stanowiło nie lada wyzwanie. No może pomijając zabawę w piaskownicy, choć i podczas niej wciąż się przemieszało…
„Ojej, ona jest taka ruchliwa. Może skoczcie do jakiegoś specjalisty” – mówili; „to ona nigdy nie zjada obiadu, siedząc?” – to chyba nie jest normalne?; „ciekawe, że twoje dziecko nie wysiedzi w miejscu, moja córka w tym wieku…” – słyszałam… A ja się tylko uśmiechałam. Pełna zaufania do dziecka, szacunku do jego temperamentu (córeczka od początku była niezwykle żywym dzieckiem z wysoką wrażliwością na czynniki zewnętrzne i nie tylko) i akceptacji, po prostu się uśmiechałam. Nie zmuszałam do robienia rzeczy, na które córka nie miała ochoty. Nie frustrowałam się, kiedy co trzy minuty zmieniała pozycję i pomysł na zabawę. Owszem, początkowo miałam w sobie niepokój związany z jedzeniem w biegu, czyli w sumie spożywaniem niewielkich ilości posiłków, ale ostatecznie zdałam sobie sprawę z tego, że moje dziecko wie lepiej ode mnie, czy jego brzuch jest już pełen, czy jeszcze nie. Czy czuje się wystarczajaco najedzone. Dziecko się nie głodzi. Jeśli jest zdrowe, zjada dokładnie tyle, ile potrzebuje. Zaufałam mu… Zaufałam jego potrzebom – dynamicznej eksploracji, wyrażania się w ruchu i przez ruch.
„Zatrzymaj ją choć na chwilę” – podpowiadano mi nie raz. Nie słuchałam, odpowiadałam tylko z szacunkiem: „dziękuję za podpowiedź; czuję, że zatrzyma się sama we właściwym dla siebie momencie”.
I zatrzymała się…
A teraz „ci wszyscy” pytają mnie: „jak to zrobiłaś? Jak ci się to udało?”. Ale „o co właściwie pytacie?”. Dziecko nie ma „się udać” – dziecko to pełnowartościowy i kompetentny człowiek. Chcesz, żeby było zdrowe i szczęśliwe? Podążaj za nim i jego potrzebami. Nie patrz na to, co mówią inni, zaufaj sobie i swojej latorośli. Wszystkie odpowiedzi kryją się w Was; w uważności i wrażliwości na siebie, dziecko i jego emocje. Towarzyszeniu mu w tym, czego potrzebuje na danym etapie rozwoju.
„Ale to znaczy, że nigdy nic nie robiłaś, żeby ona umiała się skupić tak, jak robi to teraz.?”
No nie, po prostu podążałam za swoim dzieckiem i wewnętrznym głosem, łącząc to z rzetelną wiedzą na temat rozwoju dziecka i jego mózgu.
Na co dzień byłam blisko, gotowa do wspierania córki w rożnych sytuacjach. Kochająca bezwarunkowo; jasno komunikująca swoje granice, potrzeby i emocje.
No dobrze. 😉 Ćwiczyłyśmy razem uważność – każdego dnia wsłuchiwałyśmy się przez kilka chwil w odgłosy natury i miasta, swoje ciało, bicie serca po wysiłku fizycznym i odpoczynku; podglądałyśmy rośliny i zwierzęta; ćwiczyłyśmy razem oddech i robiłyśmy proste ćwiczenia jogi; trenowałyśmy zmysł smaku i zapachu, odkrywając je podczas zabawy; tańczyłyśmy i śpiewałyśmy; rozmawiałyśmy o emocjach, o tym, jak czujemy je w ciele.
Tylko tyle i aż tyle… ❤️
#bliskość
#uważność
#zaufanie
#akceptacja
Niech idą w świat i zmieniają świat…