– Mamo, ja chcę usmażyć ostatniego placka! – woła moja 9-letnia córka.
– Pewnie, proszę. Asekurować cię, czy chcesz działać sama?
– Sama.
– To ja idę się przebrać.
Wracam po kilku minutach. Córka zdejmuje usmażonego placka z patelni i przekłada go na talerz. Podchodzę bliżej z ciekawością i uśmiecham się do siebie.
– O rety, ale cudnie to wymyśliłaś!
– Tylko musiałam go cały czas pilnować.
– No na pewno! (…) Zgaduję, że zrobiłaś to serducho dla brata – rzucam bez namysłu.
– A, nie! Dla siebie. Za dużo ostatnio robię dla Linka, a za mało dla siebie i później się wkurzam.
– Mhm. Dobrze, że to zauważyłaś – dopowiadam zaskoczona i zabieram się za pakowanie śniadaniówek.
Równocześnie rozmyślam o tym, jakie to ważne, aby w pędzie codzienności i kulturze dbania o to, aby być najlepszym i najbardziej świadomym rodzicem dla swojego dziecka, NIE zapominać o sobie. O tym, że też mamy swoje potrzeby i granice i gdy są one niezauważone i nieusłyszane, często dają o sobie znać np. w postaci wybuchów złości.
O tym, że mamy swoje indywidualne możliwości i biologiczne ograniczenia – jesteśmy tylko (i aż) ludźmi i nie możemy wymagać od siebie tyle, co od zaawansowanych komputerów.
Oraz o tym, że robiąc małe kroki w stronę zatroszczenia się o siebie, 1. poprawiamy jakość swojego funkcjonowania (więcej w nas spokoju i cierpliwości), 2. troszczymy się o swoje zasoby, a w rezultacie także o innych i wreszcie 3. uczymy swoje dzieci, że troska o siebie jest ważna i potrzebna. (Przez lata uczono nas, aby zadowalać innych, kosztem swojego dobrego samopoczucia i zdrowia, również psychicznego. Dziś wiemy, że warto szukać rozwiązań uwzględniających wszystkich).
I bardzo chciałam Wam o tym przypomnieć.
Niech ten przekaz zostanie z Wami na długo i Was wspiera.