Lecę od wczoraj na fali totalnej niemocy. Znam ten stan i czuję, że potrwa jeszcze dobry tydzień.
Kiedy nie mam energii, leżę i czuję, że uchodzi ze mnie życie, najbardziej pomaga mi nie wchodzenie w stan beznadziejnie nakręcających się myśli typu: „jak ja to, kur*a przetrwam”, „zaraz zwariuję”, „to się nigdy nie skończy”…
Kiedy umysł generuje te i podobnie dołujące treści, rzucam im soczyste „spierdalamentus” i wędruję w przyjemne miejsca w mojej wyobraźni. Po kwadransie niosących ulgę „wizualizacji”, zaczynam odczuwać ulgę w napiętym układzie nerwowym i ciele.
Tym samym daję Wam znać, że aby poczuć się lepiej i łagodniej, nie zawsze rozkminiam i analizuję, co za czym stoi. Nie zawsze wchodzę głębiej w to, co czuję i czego potrzebuję. Czasem odpuszczam i wybieram najprostszą strategię „A chu* z tym! Idę gdzie indziej”, a później odpływam na spokojnej fali sprawczości.
Z miejsca wyboru – moc w niemocy!