Znasz to uczucie, które ogarnia Cię w chwilach bezradności i zwątpienia w swoją matczyną moc? Kiedy starasz się z całych sił wspierać swoje dziecko w radzeniu sobie z jego emocjami, ale nie widzisz rezultatów i zwyczajnie brakuje Ci siły, ogarnia Cię złość i robisz coś, czego później bardzo żałujesz? Jak często zdarza Ci się pomyśleć, że kiepsko sobie radzisz? Że nie nadajesz się na bycie matką? A czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego takie myśli pojawiają się w Twoim umyśle?
Na świat przychodzi Twoje dziecko
Zewsząd płyną gratulacje – rodzeństwo, dziadkowie, przyjaciele aż podskakują z radości. „Musisz być bardzo szczęśliwa” – mówią. „To chyba najpiękniejsze, co może spotkać kobietę!”.
Dałaś życie, stworzyłaś człowieka – wiesz, że to wielki cud! Tylko że poza łzami szczęścia i doświadczeniem tej niepowtarzalnie pięknej chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzałaś i przytuliłaś swojego malucha, czujesz się potwornie obolała i wyczerpana. Przez sam poród, który jest ogromnym wysiłkiem dla całego Twojego organizmu, przez nieprzespane wcześniej noce (ja w ostatnim trymestrze wstawałam w nocy do toalety średnio pięć razy) i przez strach, który rodzi się tak samo szybko, jak wszystkie cudowne emocje. Obawiasz się, jak poradzisz sobie z maluchem w pierwszych tygodniach jego życia. Czy fizycznie dasz radę wszystko ogarnąć (po porodzie czujemy się różnie, a nie zawsze mamy do pomocy męża czy bliskich)? Czy odpowiednio zatroszczysz się o tę malutką bezbronną istotę? I ostatecznie – czy dobrze sprawdzisz się w roli matki?
Mijają tygodnie, miesiące, lata
Uczysz się swojego dziecka. Odkrywasz co lubi, a czego nie. Starasz się dostosować do jego codziennych rytuałów i potrzeb. Wiesz, że jest od Ciebie w pełni zależne. Bywasz potwornie wykończona – mąż ciągle w pracy, dziadkowie i przyjaciele nie zawsze mogą pomóc – ale mimo to dajesz radę. “Początki są najtrudniejsze, później będzie już tylko lepiej…” – powtarzasz w myślach.
Jednak z biegiem czasu uświadamiasz sobie, że wcale nie jest łatwiej. Jest inaczej, ale nie łatwiej. Każdy dziecięcy etap wiąże się przecież z nowymi wyzwaniami. Twoje dziecko nabywa nowych umiejętności. Z jednej strony pękasz z dumy („już samodzielnie chodzi”, „już mówi”, „już jeździ na rowerze”, „samo się ubiera”), z drugiej zauważasz, że kolejne okresy rozwoju łączą się z całą masą trudnych sytuacji i emocji, z którymi nie zawsze wiesz, co zrobić.
Zanosi się płaczem, bo kanapka nie taka, jak trzeba. Krzyczy, bo chce bawić się wiaderkiem Julki, a nie Hani. Złości się, bo skarpetki nie pasują, a spodnie gryzą. Rzuca się na podłogę, tupie, kopie i gryzie, bo nie dostało upragnionej zabawki. Trzaska drzwiami, bo niespodziewanie rozsypała się wieża z klocków…
Kochasz swoje dziecko ponad wszystko. Starasz się towarzyszyć mu w trudnych dla niego emocjach. Robisz, co możesz, żeby je wesprzeć, ale chwilami brakuje Ci sił. „Za chwilę oszaleję” – myślisz. „Wszystko mu ciągle nie pasuje, wszystko źle, wszystko nie tak” – i puszczają nerwy. Wybuchasz i krzyczysz… A kiedy opadają emocje, pojawiają się wyrzuty sumienia…
„Mam dość! Nie radzę sobie… Jestem złą matką”
– myślisz.
Przytulasz swoje dziecko, przepraszasz za to, że na nie nakrzyczałaś. Rozmawiacie. Kończycie czynności, które przyniosły tak wiele emocji. Wszystko wraca do normy.
No właśnie, czy aby na pewno WSZYSTKO?
Z życiowej i naukowej perspektywy
Ponieważ nieraz (szczególnie na początku mojej bliskościowej drogi rodzicielskiej) zdarzyło mi się pomyśleć, że coś jest ze mną nie tak, skoro nie zawsze potrafię “ogarnać” swoje emocje i pomóc mojemu dziecku w radzeniu sobie z jego emocjami, zaczęłam szukać podpowiedzi i rozwiązań. Czytałam sporo książek, rozmawiałam z bliskościowymi ludźmi, słuchałam wywiadów, uczestniczyłam w warsztatach, prowadzonych przez świadomych psychologów, neurobiologów i badaczy rozwoju człowieka. Oto (m.in.), jakie przyczyny odnalazłam i powiązałam je ze sławetnym: “Nie radzę sobie. Jestem złą matką”:
1. Często się nie wysypiałam i byłam bardzo zmęczona intensywną 24-godzinną opieką nad maluchem.
2. Wciąż brakowało mi czasu, dlatego nieustannie wykonywałam kilka czynności jednocześnie, co na dłuższą metę okazywało się być bardzo frustrujące.
3. Od początku życia dziecka koncentrowałam się głównie na nim i na zaspokajaniu jego potrzeb. NIE znajdowałam czasu i sposobności, by w tym całym rodzicielskim pędzie dostrzec siebie (nie tylko jako mamę, ale jako człowieka i jako kobietę).
4. Nie zawsze rozumiałam, co kryje się za pewnymi zachowaniami mojego dziecka. Nie do końca wiedziałam, jak przepracować swoje trudne emocje i jak sobie z nimi radzić, dlatego trudno było mi (i niekiedy wciąż bywa) zrozumieć emocje mojego dziecka i pomóc mu je regulować. W szkole tego przecież nie uczą, a nasi rodzice sami nie zawsze znajdowali sposób na własne trudne emocje, więc nie bardzo mamy się na kim wzorować (ale tym tematem zajmę się w osobnym wpisie).
Ad.1. Zmęczenie a układ nerwowy
Patrząc z perspektywy neuronauki, często jesteśmy „biochemicznie rozregulowane”. Kiedy czujemy się niewyspane i bardzo zmęczone, nasz autonomiczny układ nerwowy (czyli układ tzw. pobudzenia organizmu) NIE znajduje się w stanie równowagi. Układ ten, zwany też sympatycznym, jest nazbyt aktywny, przez co jego towarzysz – układ przywspółczulny, zwany parasympatycznym, odpowiedzialny za spokój i koncentrację – zupełnie się dezaktywuje. Innymi słowy przestaje skutecznie działać. Do krwi uwalniany jest wysoki poziom adrenaliny, odczuwamy stan tzw. gotowości i reakcji „uciekaj albo walcz”, serce zaczyna bić szybciej, również oddech jest szybszy, zwiększa się ciśnienie krwi, a mięśnie napinają się. Przestajemy spokojnie i racjonalnie reagować na to, co dzieje się dookoła.
Badania pokazują, że w przypadku niezaspokojonej przez dłuższy czas potrzeby odpoczynku autonomiczny układ nerwowy człowieka staje się nadmiernie pobudliwy, przez co częściej się stresujemy i nieustannie czujemy się zmęczone. [1. Sunderland M.: Mądrzy rodzice. Zadbaj o prawidłowy rozwój emocjonalny swojego dziecka. Warszawa, 2014, s. 44-45] To nie pomaga w regulacji własnych emocji i nie pozwala znaleźć w sobie siły na wsparcie dziecka w radzeniu sobie z jego emocjami.
Wniosek: Mimo że nie zawsze jest taka możliwość, warto znaleźć sposób na to, żeby się wyspać oraz możliwie często robić rzeczy, które lubimy i które nas odprężają. Bieganie, spacer, jazda na rowerze, pływanie, dobra książka, relaksująca kąpiel, spotkanie i rozmowa z przyjaciółką, drzemki (zamiast sprzątania mieszkania, kiedy dziecko śpi w ciągu dnia). Wszystko to (choć niewidoczne na pierwszy rzut oka) w dłuższej perspektywie uspokaja i wzmacnia nasz organizm. Wyciszenie i relaks pobudzają nerw błędny, znajdujący się w pniu mózgu, regulujący funkcje głównych narządów wewnętrznych. W rezultacie jesteśmy zdrowsze, silniejsze i bardziej odporne na stres. Lepiej radzimy sobie ze sobą i efektywniej wspieramy malucha w regulowaniu jego emocji.
Ad. 2. Pośpiech a funkcjonowanie mózgu
Przy małym dziecku często robimy kilka rzeczy naraz. Zapominamy albo nie wiemy o tym, że nasz mózg nie radzi sobie z wielozadaniowością.
Ciekawe badania w tym kierunku przeprowadził i opisał włoski neurobiolog, dr Etienne Koechlin z Institut National de la Santé et de la Recherche Médicale (w Paryżu). Badacz analizował przy pomocy rezonansu magnetycznego pracę mózgu 132 osób w wieku od 19 do 32 roku życia. Eksperyment składał się z trzech części. W każdej z nich zadaniem nadrzędnym było określenie, czy litery, które prezentowano na ekranie komputera, ukazywały się obok siebie w wyświetlonym uprzednio słowie. O ile w pierwszych dwóch etapach eksperymentu badani radzili sobie całkiem dobrze, o tyle w ostatniej jego fazie (w której trzeba było wykonać dodatkową czynność) mózg odmówił posłuszeństwa. Okazało się, że ochotnicy popełniali aż o 40% więcej błędów, a realizowanie tych trzech na pozór prostych zadań zajęło im około 50% więcej czasu.[2. Charron S., Koechlin E.: Divided representation of concurrent goals in the human frontal lobes. Science, 2010]
Paradoks – chcemy szybko, a w konsekwencji zwalniamy tempo pracy aż o połowę!
Mózg osoby wykonującej kilka czynności jednocześnie spala dużo więcej energii, a dodatkowo wydziela się w nim więcej hormonów stresu (adrenaliny i kortyzolu), które – jak wiemy – nie pomagają też w efektywnym zarządzaniu emocjami.
Wniosek jest dość prosty. Warto wykonywać tylko jedną czynność naraz. Zanurzenie się w niej nie tylko pozwoli wykonać ją szybciej i sprawniej, ale nie spowoduje także wzrostu hormonów stresu, dzięki czemu będziemy spokojniejsze, bardziej opanowane w kontakcie ze sobą i swoim dzieckiem.
Wiem, że czasami trzeba ratować malucha spadającego z kanapy i jednocześnie łapać kubek stojący na stoliku obok 😉 , ale w trakcie gotowania, sprzątania mieszkania czy przygotowania dziecka do wyjścia na dwór, możemy skupić się na robieniu tylko jednej rzeczy.
Ad.3. Potrzeba akceptacji i samospełnienia
(nie tylko w roli mamy)
Jest jeszcze coś, o czym chcę wspomnieć w kontekście zaspokajania naszych potrzeb. Poza potrzebami niższego rzędu (fizjologicznymi) istnieją jeszcze potrzeby wyższego rzędu – m.in. potrzeba przynależności, szacunku i samorealizacji.
Jeśli przez dłuższy czas nie pracujemy zawodowo i nie spełniamy się w tym zakresie, w pewnym momencie może zacząć brakować nam równowagi emocjonalnej. Mechanizm ten krótko, acz wymownie opisuje w swojej książce pt.: „Więź daje siłę. Emocjonalne bezpieczeństwo na dobry początek” Evelin Kirkilionis, doktor biologii i badaczka rozwoju człowieka:
Zmiana z szanowanej, czynnej zawodowo kobiety w „tylko żonę i matkę” pociąga za sobą ogromny spadek samoakceptacji oraz izolację społeczną, wywołaną tym, że rytm dnia wyznaczają potrzeby dziecka. [3. Kirkilionis E.: “Więź daje siłę. Emocjonalne bezpieczeństwo na dobry początek”, MAMANIA, Warszawa, 2014.]
I choć być może na co dzień tego nie analizujemy, a na samą myśl o powrocie do pracy ogarnia nas niechęć, to jednak często przychodzi moment, w którym z powodu ciągłego „siedzenia w domu” odczuwamy spory dyskomfort. Rezygnując z pracy, porzucamy na dłuższy czas niezależność finansową oraz część swojej tożsamości i „jedno z ważniejszych źródeł potwierdzenia własnej wartości„ – podkreśla Kirkilionis. Jesteśmy też mniej szanowane i mniej poważnie traktowane przez społeczeństwo (mimo zapewnień, że jest inaczej). W związku z brakiem akceptacji w końcu zaczynamy się izolować. Narasta złość i niechęć do codzienności.
Z wyników badań statystycznych na temat zawodowej aktywności mam oraz ich społecznej roli, prowadzonych w Polsce co kilka lat (linki do wybranych raportów podaję pod wpisem), wynika, że aktywność zawodowa większości ankietowanych matek ma znaczący wpływ na wyższe poczucie własnej wartości, na lepsze samopoczucie i zdrowie, a tym samym większą cierpliwość w relacji z dzieckiem.
Wniosek nie jest już tak oczywisty… Kwestia powrotu do pracy jest w mojej opinii bardzo indywidualna. Dobrze, jeśli istnieje możliwość dokonania wyboru, np. powrotu do działań zawodowych na kilka godzin w ciągu dnia czy kilkanaście godzin w tygodniu.
Zdarza się też, że czasami po roku spędzonym w domu z dzieckiem po prostu musimy wrócić do pracy (choćby ze względów finansowych), wtedy też nie warto obwiniać się za to, że nie poświęcamy swojemu dziecku większej części dnia. Silną więź można budować zawsze. Według psychologów i badaczy rozwoju człowieka, podstawą budowania dobrej relacji jest bycie obecnym w kontakcie z dzieckiem, pragnienie towarzyszenia mu i otwartość na nie tu i teraz, a nie (jak się pozornie wydaje) długość czasu spędzonego z dzieckiem. (Ciekawy eksperyment opisuję w przypisie.) [4. Przykładowy eksperyment, potwierdzający tezę, że „nie ilość czasu – a uważność” matki na swoje dziecko – jest podstawą w budowaniu dobrej relacji: “Jak irytująca jest dla dziecka taka opóźniona reakcja, udowadnia eksperyment, w którym matka i dziecko komunikowały się ze sobą za pomocą transmisji telewizyjnej. Dwumiesięcznym maluchom udawało się, o dziwo, bez najmniejszego problemu, prowadzić dialog i utrzymywać interakcję za pośrednictwem obrazu telewizyjnego. Jednak kiedy eksperymentatorzy opóźnili nagrania matek tylko o 30 sekund, dzieci reagowały z widocznym niezadowoleniem. W zachowaniach matki nie było nic złego, po prostu nie pasowały już do wkładu dziecka w rozmowę, wcześniejszego o 30 sekund. Dzieci coraz bardziej odwracały się od ekranu i zerkały nań tylko krótko, z ukosa. Interakcja zgubiła rytm”. (Kirkilionis: 2011 s.120).]
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że spełniająca się matka to szczęśliwa matka. A szczęśliwa mama to też szczęśliwe dziecko i mam nadzieję, że od dzisiaj w trudniejszych chwilach, w których pojawi się Twój “wewnętrzny krytyk”, skutecznie się z nim rozprawisz 😉 i zamiast wybuchać, a później utożsamić się z myślą „jestem złą matką”, weźmiesz głęboki oddech i powiesz „potrzebuję zatroszczyć się o siebie i swoje pragnienia”, bo jak mówią specjaliści: „za każdą trudną emocją, kryje się jakaś niezaspokojona potrzeba”.
Odnośniki do badań na temat na temat zawodowej aktywności mam oraz ich społecznej roli:
Przypisy