Nie oceniaj – nie znasz historii tego, co widzisz

Jesteśmy oceniani na każdym kroku. W sklepie, w szkole, w pracy, w domu i na ulicy. W każdym miejscu i w każdej chwili, w której spotykamy drugiego człowieka… I mimo że (również jako rodzice) nie lubimy padać ofiarą krytycznych ocen innych – sami oceniamy nieustannie.

Owszem – jak potwierdzają amerykańscy badacze – mózg dorosłego człowieka w zaledwie kilkadziesiąt milisekund sam automatycznie “skanuje” to, co widzi, i nadaje temu emocjonalne zabarwienie. Badania na ten temat przeprowadził m.in. Jonathan Freeman z New York University. Profesor psychologii wraz ze swoim zespołem analizował pracę mózgu ochotników, którym pokazywano portrety zupełnie nieznanych im osób. Podczas badania dostrzeżono, że, gdy tylko twarz drugiego człowieka pojawiała się w polu widzenia badanych, najbardziej aktywna stawała się u nich część mózgu odpowiedzialna za emocje (było to jądro migdałowate, część układu limbicznego). Dowiedziono, że wystarczy jedynie zerknąć na czyjąś twarz, aby nasz mózg ocenił, czy określoną osobę można obdarzyć zaufaniem czy też nie. Dzieje się to niejako samoistnie, zanim jeszcze informacja wizualna dotrze do naszego świadomego umysłu. [1. Freeman, J., Stolier R.M.: Neural pattern similarity reveals the inherent intersection of social categories. Nature Neuroscience, 2016]

Co więcej – jak dowodzą wyniki innych eksperymentów – już zaledwie pięciomiesięczne dziecko potrafi przetworzyć informacje na temat drugiej osoby, dokładnie tak samo jak dorosły – mózg małego dziecka przerabia informacje wzrokowe, jeszcze zanim jakakolwiek z nich osiąga status świadomego spostrzeżenia. [2. Wyniki badań przytaczam tutaj Opisane badania wykonane zostały przy pomocy elektroencefalografu i dotyczą automatycznego przyjmowania przez narząd wzroku informacji pochodzącej ze świata zewnętrznego i świadomego odbierania tej informacji przez mózgu małych dzieci (badano maluchy w wieku 5, 12 i 15 miesięcy). Autor badań, naukowiec Sid Kouider z École Normale Supérieure z Paryża, wnioskuje, że w mózgu już pięciomiesięcznego niemowlęcia na widok twarzy drugiego człowieka automatycznie włączają się emocje (rejony mózgu odpowiedzialne za ten proces widocznie się uaktywniają). Wprawdzie dzieje się to nieco mniej stabilnie i wolniej niż u dorosłego człowieka (kora przedczołowa mózgu i czuciowe jego rejony nie są ze sobą jeszcze dobrze skorelowane), jednak mechanizm działania jest taki sam jak u dorosłych. Źródło: Dehaene S.: Denken. Wie das Gehirn Bewusstsein schafft, Muenchen 2014, s. 445]
Biorąc pod uwagę wyniki przytoczonych badań, trudno nie zgodzić się z faktem, że
 postrzegamy innych ludzi (w określony sposób – w zależności od tego, jakie emocje wzbudza w nas ich twarz) już w pierwszej sekundzie spotkania z nimi. To się dzieje naturalnie i niezależnie od nas. Kwestia, którą chciałabym dzisiaj poruszyć, sięga jednak do głębszych warstw naszej świadomości.

Historia z życia wzięta

Plac zabaw. Letnie przedpołudnie. Sporo dzieci i dorosłych, głównie mam, ale nie tylko.
Trzy panie z maluchami w wieku od roku do mniej więcej 4 lat rozmawiają o Rodzicielstwie Bliskości. Mówią o tym, że dzieci powinny być wychowywane swobodnie, bez ciągłej kontroli, nakazów i zakazów. O tym, że przedszkola w Warszawie są totalnie nieprzygotowane na nowe podejście do wychowywania dzieci, że niewiele jest naprawdę przyjaznych miejsc… Przysłuchuję się, ponieważ bawimy się (z córką) tuż obok nich.

Dwa metry dalej, w piaskownicy, mama z mniej więcej 3-letnim synkiem. Telefon w dłoni. Cały czas zapatrzona w ekran, szuka, czyta, skroluje. Dziecko prosi o uwagę, wspólną zabawę, mama spokojnym i ciepłym tonem odpowiada, że musi coś załatwić i że za chwilę wróci do zabawy. Maluch nieco smutny, ale przyjmuje informacje i bawi się dalej.

Sytuację tę obserwują trzy zwolenniczki Rodzicielstwa Bliskości, zaczynają szeptać: “Zobacz, to jest właśnie obraz współczesnej mamy, która zamiast zająć się dzieckiem siedzi na Facebooku”. “Smutne to” – przytakuje druga. “Dziecko pozostawione samo sobie”. „A później rodzice się dziwią, że dzieci ciągle oglądają bajki albo grają w gry. Trudno żeby było inaczej, skoro mają taki wzorzec“ – dorzuca trzecia.

Mama chłopca spogląda z ukosa w stronę szepczących pań… Nagle odbiera telefon i odchodzi trzy kroki dalej. Jej synek coraz bardziej się niecierpliwi. “Mamo, mamo” – woła. – “Chodź do mnie, chcę się z tobą bawić. Mamooooo!”. Ale mama nie słyszy i nie reaguje.

Maluch zaczyna rozrzucać zabawki po całej piaskownicy, jest widocznie zdenerwowany. Jedna z zabawek trafia moją córkę w głowę. Nic jej nie jest (to plastikowa zabawka), ale, wiadomo, mała reaguje: “Hej, uderzyłeś mnie. Nie chcę, żebyś tak robił”.
Chłopiec nie odpowiada, zaczyna obsypywać wszystkie dzieci piaskiem. Trafia w córkę jednej z (trzech) mam, a ta natychmiast zwraca mu uwagę: “Zobacz, obsypałeś Maję piaskiem. Ma go nawet we włosach, nie syp, proszę. Tak nie można”. Chłopiec, jeszcze bardziej rozzłoszczony, z rozmachem sypie wszystkich dokoła. Piasek wpada do oczu maluchów bawiących się obok.

Podchodzę do dziecka. Siadam obok niego i zaczynam rozmawiać.

W tym samym czasie trzy panie już podniesionym głosem: “No tak, mama rozmawia przez telefon, a dziecko robi, co chce, i jeszcze dokucza innym. Zero reakcji. To już jest przesada – oznajmia jedna z nich. Otrzepują swoje dzieci z piasku i głośno krytykują kobietę rozmawiającą  przez telefon.

“Jak masz na imię?” – pytam. “Maciuś” – odpowiada chłopiec. “Maciuś, jesteś rozzłoszczony i smutny, bo mama się z tobą nie bawi?”. “Tak!” – odpowiada zdenerwowany. “Rozumiem, moja córeczka też lubi, kiedy jestem blisko niej. Ale wiesz co, twoja mama zaraz tutaj wróci, wiesz?”. “Yhy” – odpowiada już nieco spokojniejszy. “Zobacz, Maciuś, sypiesz piaskiem inne dzieci, a one tego nie chcą. Piasek wpada im do oczu, to może boleć. Wiesz?”. “Yhy”– odpowiada, kopiąc dziurę w piasku.

A obok nas toczy się zacięta dyskusja… Słowa krytyki, oceny, oskarżenia.

Nagle podbiega mama Maćka. “Dziękuję”, rzuca do mnie, po czym dziarskim krokiem obchodzi piaskownicę i podchodzi do stojących obok mam. “Przepraszam za mojego synka. Jest mi bardzo przykro, że obsypał dzieci piaskiem. Słyszałam też słowa krytyki na swój temat. Przychodzą tu panie od dłuższego czasu. Opowiadają o empatii i czułym podejściu do dzieci, jednak na ich oczach oceniają panie innych w krytyczny i niesprawiedliwy sposób. Następnym razem, proszę zastanowić się nad tym, czy wygłaszane opinie nie są krzywdzące. Moje młodsze dziecko bardzo choruje, niezbędna jest operacja. Mam prawdopodobnie tydzień na organizację wszystkiego i uratowanie mu życia. Łapię każdą chwilę, kiedy Maciek się bawi, by znaleźć najlepsze rozwiązania dla mojego drugiego syna. 

Wszyscy zamierają. Nawet starsze dzieci zaprzestają zabawy, uważnie obserwując zdarzenie. Następuje długo trwająca cisza…

Mnie serce się kraje…

Dlaczego o tym piszę?

By uwrażliwić Was na innych ludzi. By przypomnieć o tym, że bycie empatycznym rodzicem, oznacza również bycie empatycznym człowiekiem. By pokazać, że pochopne wyciąganie wniosków, jest zgubne, a dodatkowo może być bardzo krzywdzące dla tych, których oceniamy.

Sytuacja, którą opisuję, to tylko jedna z wielu, które mają miejsce każdego dnia tuż obok nas. Krytykujemy inne mamy, bo nie karmią już piersią (a spokojnie mogłyby dłużej niż rok), bo zakładają maluchom czapki wczesną wiosną (a przecież jest tak ciepło), bo podają przecier zamiast owocu w kawałku (a dziewięciomiesięczne dziecko dałoby przecież radę inaczej), bo ubierają maluchy w eleganckie rzeczy do piaskownicy. A już nader często osądzamy mamy po wyglądzie (zadbana i dobrze ubrana mama, z długimi i pomalowanymi paznokciami staje się ostatnio synonimem kobiety, która nic nie robi w domu, nie poświęca uwagi swojemu dziecku i zajmuje się tylko sobą).

Mam poczucie, że (niezależnie od ducha, w jakim wychowujemy nasze dzieci) bardzo dużo czasu spędzamy na ocenianiu innych rodziców, zupełnie ich nie znając. Oceniamy po pozorach, nie wiedząc tak naprawdę, co się za nimi kryje. Widzimy niewielki “fragment” człowieka, ale nawykowo tworzymy sobie w głowach całą jego historię. Historię, która, nota bene, jest konstruktem naszej wyobraźni.

(Myślę, że warto spożytkować czas i energię – przeznaczane na wszystkie chwile ocenienia i krytykowania innych – na siebie, na swój rozwój, równowagę emocjonalną, na cieszenie się życiem czy na cokolwiek innego, co daje nam siłę.)

Tak jak wspomniałam na początku – z badawczego punktu widzenia mózg zupełnie automatycznie przetwarza to, co widzi. Nie mamy na to wpływu, ale możemy w pełni kontrolować moment, w którym dochodzi do powstawania w nas świadomego osądu na czyjś temat, moment, w którym pragniemy wnioskować i wyrażać słowa krytyki wobec innych. 

Moja bliskościowa mama zawsze powtarzała mi i mojemu rodzeństwu: “Nie oceniajcie, nie znacie historii tego, co właśnie widzicie”. Sama też starała się nie oceniać i wykazywać się empatią, nie tylko wobec nas – swoich dzieci – ale wobec wszystkich ludzi.

Dzięki, mamo, że Twoje rodzicielstwo bliskości było tak prawdziwe i stało się częścią nas samych. <3

 

Przypisy