Kłótnia moich dzieci i ważne wnioski, które z niej płyną

Bawię się z dziećmi w chowanego. Długo szukam córki, więc syn dołącza i bardzo chce mi pomóc. Co chwilę podpowiada, gdzie mogła schować się starsza siostra. 

Nagle córka wybiega z kryjówki i woła:

– Musisz tak robić, Oli, musisz? Nie możesz chociaż raz przestać podpowiadać? Jesteś niefajnym bratem, wiesz? Totalnie! Chciałabym powiedzieć coś jeszcze gorszego! – dodaje córka i zaczyna zaciskać pięści.

– Wika, rozumiem twoją złość. Daję ci też znać, że to za mocne słowa. Mogą ranić. Nie zgadzam się na nie.

Syn stoi, jak wryty. Zaczyna drzeć mu broda. Do oczu napływają łzy.

– Przykro Ci się zrobiło, synku? – pytam.
– Bardzo – odpowiada O., zaczyna płakać i wtula się we mnie.

Córka biegnie do swojego pokoju i się w nim zamyka.

Daję jej dwie minuty, po czym razem z synem pukam do drzwi.

– Wika, chciałabym wejść z Olim i powiedzieć ci o czymś ważnym. Możemy?

– Możecie.

– Zdenerwowałaś się na to, co mówił Oli, kiedy cię szukaliśmy?

– Tak, bo odkrywał moje kryjówki tym gadaniem.

– Mogło cię to zdenerwować.

– Synku, a ty chciałeś odkryć kryjówki, Wiki?

– Nie, tylko chciałem ci pomóc. – mamrocze Oli.

– Okej! Doceniam to bardzo. Mam taką myśl na przyszłość, abyśmy szukali w ciszy, dobra? Mi i Wiki pomoże, jak nie będziesz podpowiadał. Dobrze?

– Okej.

– Wika, nie zgadzam się na wykrzykiwanie innym w twarz przykrych słów, doceniam, że nie dorzuciłaś jeszcze mocniejszych. Jednak złość możesz wykrzyczeć w powietrze, nie w twarz. Pamiętasz jak?

– Jesu, mamo. Muszę mówić jak mały bobek?

– Nie, możesz mówić po nastoletniemu, ale to ważne.

– To następnym razem wyjdę do pokoju i będę gnieść poduszkę i warczeć pod nosem.

– Brzmi pomocnie. Dzięki, córeczko.

Po naszej rozmowie syn biegnie do swojego pokoju, przynosi maskotkę kota i wręcza go siostrze.

– Och, Olinku, jesteś taki słodki. Przepraszam. Kocham cię – dopowiada córka i przytula brata.

A ja siadam na kanapie, biorę kilka łagodnych oddechów i zatapiam się w chwili spokoju i we wdzięczności.

Za swoje starania. Mimo, że nie zawsze wychodzi tak wspierająco, jak dziś.

Za własną rodzicielską drogę, mimo, że dziesiątki razy słyszałam: „Oj, wejdzie ci to dziecko na głowę”, lecz jakoś nie weszło, ale zna wartość swojej i coraz częściej z niej korzysta.

Za to, że im bardziej daję dzieciom okazję do wypowiedzenia się co do tego, jak widziały daną sytuację, tym bardziej czują się widziane i kochane, dzięki czemu wzrastają w siłę i „lepiej” się zachowują, a przede wszystkim – idą z miłością, którą dostają – dalej, również do siebie nawzajem.

Oraz za to, że nie zmuszam dzieci nerwowo do przepraszania, tylko pozwalam im przede wszystkim zrozumieć, w jaki sposób ich zachowanie wpływa na innych. Co może czuć druga osoba w określonej sytuacji i, że każdy z nas ma swoje granice, więc należy o nich mówić i je respektować. A przepraszanie przychodzi samo. Z serca i miłości, a nie strachu.

I z tym przesłaniem Was dziś zostawiam. Niech wspiera Was w trudzie i bezsilności. 

Wasza M.
Magdalena Boćko-Mysiorska