Podniosłam głos. Przelało się. Nie starczyło mi cierpliwości, ciekawości i uważności na to, co chciało zakomunikować moje dziecko.
– Kochanie, przepraszam – mówię po godzinie od zaistniałej sytuacji – Przepraszam za to, że podniosłam głos i cię nie wysłuchałam.
– Yhy.
– Przykro ci było?
– Nie.
– A jak? Chcesz się podzielić?
– Gorąco.
– Może się wystraszyłaś?
– Chyba tak.
– Mam podobnie, jak się czegoś wystraszę. Robi mi się trochę gorąco. Chcesz się przytulić?
– Tak.
– Kocham Cię.
– Ja też.
Tulimy się przez chwilę, a później wracamy do swoich aktywności.
Nie mam poczucia winy. Nie dokładam sobie, mówiąc: „co ze mnie za matka”, „jestem do niczego”, „nie nawidzę się za to”… Owszem odczuwam subtelny dyskomfort. Daję sobie jednak prawo do niedoskonałości, niepowodzeń, słabości. Nie wstydzę się ich. Są naturalnie wypisane w proces uczenia się i naszą naturę.
Nie świadczą o nas, jako rodzicach. Nie obniżają naszej wartości. Opowiadają raczej historię o tym, że jesteśmy ludźmi z krwi i kości. Mamy swoje ograniczenia, przeżywamy różne stany i emocje. Mamy granice i potrzeby. Czasem czegoś nie wiemy, wątpimy i upadamy. A później podnosimy się i idziemy dalej i to nie zawsze tak szybko, jakbyśmy tego chcieli.
Nie jesteśmy „odrealnioną wizją człowieka”, którego nie da się doścignąć, a nasze dzieci mogą się z nami utożsamiać. Niedoskonałość nas do siebie zbliża…
NAS wszystkich.
❤️❤️❤️
Tygodnia pełnego wyrozumiałości i łagodności wobec siebie samych…
Fot.freepik
Autor: senivpetro