„Dziecko wchodzi ci na głowę!” – zdominowany przez dziecko czy świadomy emocji rodzic?

“Biegniesz na każde zawołanie, niech sobie chwilę popłacze – nic jej przecież nie będzie”, “On tak zawsze wymusza krzykiem?”, “Za bardzo pozwalasz sobą rządzić – dziecko wchodzi ci na głowę” – czy zdarzyło się Wam usłyszeć kiedyś podobne komunikaty od swoich bliskich? Co wtedy czuliście i jak na nie odpowiadaliście? Dlaczego tak często osoby z zewnątrz postrzegają bliskościowe (pełne ciepła, życzliwości, zrozumienia i otwartości na trudne emocje) podejście do dziecka jako danie mu przyzwolenia na dominację i brak szacunku do dorosłego?

Dlatego, że w dzieciństwie uczono nas, że płacz jest formą poddania się, wymuszenia, oznaką słabości i nieradzenia sobie w życiu.

Kiedy sami byliśmy mali, często pokazywano nam, że nie warto okazywać swoich trudnych emocji, bo to nie świadczy o nas dobrze; kazano myśleć, że trzeba być silnym i twardym, a nie rozklejać się przy każdej nadarzającej się okazji. Dorastaliśmy w poczuciu, że nie wolno i nie warto uzewnętrzniać swoich uczuć. Część z nas trwa w takim przekonaniu do dzisiaj, sądząc, że jest ono właściwe… Bo skoro mnie nie noszono wiecznie na rękach i nie reagowano na każdy mój płacz i jakoś wyrosłem na ludzi, to dlaczego i po co miałbym zmieniać podejście do swojego dziecka…?

Pytanie, co znaczy: “jakoś wyrosłem na ludzi”…? Jakim jestem w rzeczywistości człowiekiem? Czy i jak radzę sobie ze złością i frustracją? Czy spełniam się w swoim życiu? Czy jestem szczęśliwy? Czy potrafię kochać i jestem kochany? Czy wykorzystuję swój twórczy potencjał? Co mógłbym osiągnąć i jakim być dorosłym, gdyby w dzieciństwie pochylano się nad moimi potrzebami?

Wydaje się, że nie wszyscy pragniemy szukać odpowiedzi na postawione wyżej pytania

Jedni chcą zaglądać pod powierzchnię własnych uczuć i emocji, zgłębiać najskrytsze zakamarki swojej duszy i swojego umysłu, szukać znaczeń dawnych przeżyć i doświadczeń oraz poznawać naturalne prawa rozwoju człowieka, aby możliwie jak najlepiej przygotować siebie i swoje dziecko do radosnego eksplorowania świata…

Inni tego nie potrzebują i utożsamiają się z tym “jakoś sobie radzę, więc niech zostanie tak, jak jest”. Często nie widzą sensu w tym, aby dokonywać głębszych przemyśleń i cokolwiek zmieniać w swoim życiu. “Wychowują” swoje dzieci tak, jak byli “wychowywani” przez swoich rodziców i dziadków. Uznają to za normę, za coś zupełnie naturalnego i niepodważalnego.

W porządku. To jest zrozumiałe. Trudno odnajdywać sens w zmianach, jeśli nie zauważa się potrzeby ich dokonania. Czy warto jednak oceniać siebie nawzajem? Mówić o innych rodzicach, że są ulegli i podporządkowani swoim pociechom, a dzieci określać mianem “niegrzecznych” i “rozwydrzonych”?

Owszem, dziecko, któremu chcemy pomóc w chwili przeżywania przez nie trudnych emocji, potrafi jeszcze mocniej zapłakać, głośniej krzyknąć albo (co bardziej intrygujące dla naszych czujnych obserwatorów – “O proszę! Mówiłem ci, że to całe twoje Rodzicielstwo Bliskości na nic się zdaje…”) w niemocy rzucić się na podłogę. Ale to nie oznacza, że ono jest niegrzeczne i źle wychowane, a nasze podejście do niego nie działa. Jest wprost przeciwnie (patrz niżej punkt 5).

Płacz, krzyk czy inne formy wyrażania emocji nie są próbą manipulowania rodzicem…

Ponieważ jednak wielu dorosłym czasem trudno jest to zrozumieć i pogodzić się z naszym pragnieniem budowania czułej i silnej więzi z dzieckiem, mającej (nota bene) niebagatelny wpływ na całe jego przyszłe życie, warto to zaakceptować, a jeśli trzeba – znaleźć w sobie siłę do merytorycznej dyskusji.

(Wyniki badań jasno pokazują, że “dzieci bazujące na pozytywnej więzi z rodzicami mają większe zasoby siły wewnętrznej i lepiej radzą sobie z życiowymi trudnościami [1. por. Siegel D.J., Hartzell M., Świadome rodzicielstwo. Wychowaj szczęśliwe dziecko dzięki większej samoświadomości, MiND, Podkowa Leśna, 2003]

Oto 5 naukowych dowodów na to, że dziecko, które akceptuje się i kocha takim, jakie ono jest, którego ważne potrzeby (dotyku, bliskości, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji etc.) się zaspokaja oraz któremu umożliwia się wyrażanie wszystkich emocji – ma większą szansę wyrosnąć na harmonijnego, radosnego,  samodzielnego, zaradnego, silnego oraz pełnego zrozumienia dla siebie i innych dorosłego:

1. 

Mózg dziecka składa się z trzech wyspecjalizowanych struktur – części gadziej, ssaczej i racjonalnej. Gadzia odpowiedzialna jest za podstawowe funkcje życiowe (oddychanie, trawienie, uczucie głodu, sen), ssacza (tzw. emocjonalna) odpowiada za powstawanie silnych emocji takich jak strach, złość, stres związany z rozłąką oraz zabawę, budowanie więzi społecznych czy pragnienie eksploracji. Największa – racjonalna część mózgu – zajmuje 85 procent jego całkowitej masy i to właśnie ona odpowiada za rozumowanie, twórczość, refleksję, empatię, świadomość własnych uczuć i regulację emocji. [2. Sunderland M., Mądrzy rodzice. Zadbaj o prawidłowy rozwój emocjonalny swojego dziecka, Warszawa 2012]

Zgadnijcie, które struktury dominują u dzieci w chwili, w której przychodzą one na świat?

Oczywiście – gadzi i ssaczy. Oznacza to tylko tyle (albo aż tyle), że małym dzieciom trudniej zapanować nad sobą w silnych emocjach i rzeczowo zakomunikować swoje uczucia, dlatego też używają one do tego całego swojego ciała – tupią, gryzą, szarpią, biją, rzucają się etc. (Bo który dwu- czy nawet trzylatek potrafi wprost, w pełni dojrzale powiedzieć: “Mamo, płaczę, bo jestem bardzo zły i jest mi przykro – Antek nie pożyczył mi swojego samochodu” albo “Mamo, jestem wściekła, bo zależało mi, aby pobawić się dłużej z dziećmi, a ty zabrałaś mnie do domu” etc.?).

Maluchy nie są w stanie samodzielnie poradzić sobie z trudnymi emocjami (nie rozumieją, co się z nimi dzieje, kiedy doświadczają złości, strachu, smutku, frustracji…) dopóty, dopóki dorośli im w tym nie pomogą.

Nasza żywa reakcja na emocje dziecka i chęć towarzyszenia mu za każdym razem “kiedy tylko zapłacze” jest z neurobiologicznego punktu widzenia naturalna i bardzo potrzebna. Dzieci muszą niejako skorzystać z racjonalnego mózgu dorosłych – podłączyć się pod niego, aby przetrwać, i aby zrozumieć siebie – nauczyć się rozpoznawać i regulować swoje emocje.

Pochylenie się nad dzieckiem, kiedy krzyczy, płacze czy tupie, nawet w chwili, w której wydaje się, że nie wydarzyło się nic wielkiego, nie oznacza, że pozwalamy dziecku na „wchodzenie sobie na głowę”, wszczynanie awantur i niegrzeczne zachowania! To pomoc w wyciszeniu się i zrozumieniu tego, czego aktualnie doświadcza, oraz próba nauczenia go, jak może poradzić sobie w podobnej sytuacji w przyszłości.

2. 

Gdy dziecko bardzo intensywnie płacze i rozpacza, jego układ pobudzenia organizmu, czyli autonomiczny układ nerwowy, jest daleki od równowagi. Układ pobudzenia (inaczej “sympatyczny”) jest wówczas nazbyt aktywny, natomiast układ przywspółczulny, zwany “parasympatycznym” – odpowiedzialny za spokój i koncentrację – zupełnie się dezaktywuje. Do krwi uwalniany jest wysoki poziom adrenaliny, serce i oddech przyśpieszają, zwiększa się ciśnienie krwi, napinają się mięśnie, a ciało dziecka jest gotowe do działania – reakcji “uciekaj albo walcz”.

Jeśli rodzic nie pomoże dziecku wrócić do hormonalnej i emocjonalnej równowagi, sądząc, że “Chwilę popłacze i przestanie – przecież nic mu nie będzie”, autonomiczne funkcje układu nerwowego dziecka nie zostaną wyregulowane. “Badania pokazują, że w przypadku niezaspokojonej potrzeby pocieszenia i braku reakcji emocjonalnej układ ten może z czasem być przygotowany do stanu nadmiernej pobudliwości organizmu” [3. Sunderland M., Mądrzy rodzice. Zadbaj o prawidłowy rozwój emocjonalny swojego dziecka, Warszawa, 2012]

To może sprawiać, że życie stanie się trudniejsze, bardziej stresujące i wyczerpujące. W późniejszych latach mogą pojawić się również problemy zdrowotne – choroby serca, astma, zaburzenia łaknienia i trawienia, problemy ze snem, ataki paniki, napięciowe bóle głowy, zespół chronicznego zmęczenia etc.

Wielu rodziców nie wie o tym, że układ pobudzenia organizmu u dziecka rozwija się nadal po urodzeniu i że jest wyjątkowo wrażliwy na stresujące wydarzenia takie jak płacz w samotności. Zatem zostawianie dziecka, by się uspokoiło, może mieć trwały niekorzystny wpływ na jego ciało i mózg. Dziecko nie potrafi przywrócić autonomicznego układu nerwowego do stanu równowagi; możesz to zrobić tylko Ty” [4. Sunderland M., Mądrzy rodzice. Zadbaj o prawidłowy rozwój emocjonalny swojego dziecka, Warszawa, 2012]

3. 

Żaden (zdrowy psychicznie) rodzic nie zostawiłby dziecka w pokoju, w którym mogłoby ono wdychać np. toksyczne substancje czy opary. Kiedy jednak chodzi o emocje i trudne uczucia, niejednokrotnie zdarza się, że dorośli zostawiają dziecko w stanie przedłużającego się cierpienia, nie wspierają go i nie pocieszają, nie mając świadomości tego, że jego mózg właśnie w tej chwili “zalewają toksyczne i zagrażające mu hormony stresu” – jak pisze znana psycholg i psychoterapeutka Margot Sunderland.

Poziom kortyzolu, który w chwili płaczu dziecka uwalnia się do jego krwi, może zostać obniżony dzięki szybkiej odpowiedzi czułego i troskliwego dorosłego. Jeśli dziecko pozostawia się samemu sobie, ilość kortyzolu zwiększa się, aż osiągnie on swój toksyczny poziom i uszkodzi kluczowe struktury oraz systemy w rozwijającym się mózgu.

Jeżeli nie chcemy, aby nasze dzieci miały w przyszłości nadwrażliwy system reakcji na stres (mózg może reagować na niewielkie obiektywnie stresory tak, jakby były one wielkim życiowym zagrożeniem), co może dla nich oznaczać wiele problemów na tle psychicznym i emocjonalnym, m.in. depresję, zaburzenia lękowe i inne wspomniane wcześniej choroby, warto każdorazowo okazać im wsparcie w trudnych chwilach i być gotowym na ukojenie ich płaczu i cierpienia.

Ważne jest, jak reagujemy na emocje naszych dzieci, ponieważ (jak pokazują liczne badania) doświadczenia z czasów dzieciństwa mają bezpośredni wpływ na to, które stany emocjonalne będą występować u nich najczęściej. Czy będą one potrafiły czerpać radość z codziennych doświadczeń, czy też będą nieustannie odczuwały złości, lęk i stany obniżonego nastroju…

4.

Rodzic jest dla dziecka bezpieczną bazą neurochemiczną. Oznacza to, że w chwili, w której dziecko “przykleja” się do dorosłego (np. podczas jakichś nowych sytuacji, większych rodzinnych spotkań czy uroczystości), próbuje ono zmniejszyć swoje pobudzenie ciała i wysoki poziom hormonów stresu (w tym kortyzolu). W taki sposób próbuje również (zupełnie naturalnie i intuicyjnie) aktywować wydzielanie innych hormonów, umożliwiających dobre samopoczucie. Należą do nich m.in opioidy i oksytocyna. Wydzielanie się dużej ilości tych substancji neurochemicznych przynosi poczucie zadowolenia i ułatwia spokojne podchodzenie do stresujących sytuacji. Jeśli dziecko będzie czuło, że rodzic jest zawsze gotowy na niesienie mu wsparcia i pomocy, oraz będzie doświadczało jego spokoju i zrozumienia w trudnych sytuacjach, opioidy i oksytocyna będą dominować w jego mózgu.

Dziecko (a później również dorosły) będzie potrafiło wówczas podchodzić do życia z zaciekawieniem i zachwytem, cieszyć się z małych rzeczy, dostrzegać różne możliwości i rozwiązania oraz ze spokojem podejmować się codziennych wyzwań.

5.

Jeżeli pragniemy, aby nasze dzieci były spokojne, silne, radosne i odważne dzisiaj i w przyszłości, warto każdorazowo wspierać je w przeżywaniu trudnych emocji (nawet jeśli początkowo wydaje nam się, że nasze próby ukojenia dziecka nie działają)..

Często zdarza się, że kiedy dorosły akceptuje trudne emocje dziecka i umożliwia mu wyrażanie ich – poprzez naturalne dla malucha metody rozładowywania napięć jak na przykład krzyk, płacz, piszczenie, tupanie etc. – dziecko jeszcze silniej i wyraźniej komunikuje swoje uczucia. Jego “płacz może się więc nasilić, a krzyk wzmocnić”. W pierwszej chwili wydaje nam się, że to, co robimy, nie działa na nasze dziecko, że nie ma najmniejszego sensu… Okazuje się jednak, że akceptujący stosunek do dziecka nie jest nieskuteczny, a wprost przeciwnie – pokazuje jedynie, że “silne emocje oprócz ukojenia potrzebują rozładowania – a wspierająca postawa otoczenia stwarza ku temu bezpieczną przestrzeń”, podkreśla znana psycholog i pedagog, Małgorzata Musiał [5. Musiał M., Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny, MAMANIA, Warszawa 2017]

Jeśli zatem zdarza się Wam słyszeć, że reagowanie na każdy dziecięcy płacz jest niewłaściwe i powoduje tylko, że dziecko uczy się, że wszystko mu wolno oraz staje się jeszcze bardziej “niesforne”, nie przejmujcie się! W rzeczywistości bowiem Wasze dziecko uczy się, że warto wyrażać swoje trudne uczucia, a nie skrywać je czy wypierać; staje się tym samym zdrowsze i silniejsze. Wzmacnia się też jego poczucie własnej wartości, dzięki któremu będzie mu dużo łatwiej radzić sobie z różnymi przeciwnościami i wyzwaniami w wielu obszarach życia; realizować swoje plany, spełniać marzenia, stawać się szczęśliwym człowiekiem, troskliwym i prawdziwie empatycznym rodzicem… 

Pozdrawiam Was ciepło – Magda