…Potrzebują autentycznych dorosłych, którzy bez oceniania, krytykowania i etykietowania ich reakcji i postaw, pomogą im poznać i zrozumieć istotę samego siebie.
„Związki, w jakie dzieci i młodzież wchodzą zarówno między sobą, jak i z dorosłymi, to nie jednokierunkowe ulice; z neurobiologicznego punktu widzenia są to dwukierunkowe trasy o dużym natężeniu ruchu.
Postępowanie nauczycieli i rodziców (ale naturalnie również własne doświadczenia) jest nieustannie odzwierciedlane w umysłach młodych ludzi. Z drugiej strony dzieci widzą, jak ich własne zachowanie jest odbierane przez rodziców, nauczycieli i inne bliskie osoby dorosłe, krótko mówiąc – jak one same odbijają się w systemie lustrzanym innych ludzi. Zatem obserwując sposób, w jaki są odbierane przez rodziców czy nauczycieli, dzieci i młodzież nie tylko rozpoznają, kim są, lecz przede wszystkim dowiadują się też, kim mogłyby być, w czym tkwi ich prawdziwy potencjał i jakie są możliwości ich rozwoju.
W ten sposób dziecko – jeśli ma wokół siebie osoby będące dla niego autorytetami – wrasta w swego rodzaju „tunel” wizji i wyobrażeń dotyczących jego osoby. Nie znajdując w swoim najbliższym otoczeniu takiego „tunelu przyszłości”, dziecko nie wie, którędy ma iść. Do stopniowego kształtowania się stabilnej jaźni i silnej osobowości młody człowiek potrzebuje zarówno wzorów do naśladowania w postaci bezpośrednich kontaktów z dorosłymi, jak i lustrzanego odbicia własnego zachowania w reakcjach osób, z którymi ma do czynienia.
Obie te potrzeby są jądrem procesów wychowawczych i edukacyjnych; to one sprawiają, że więzi z dorosłymi odgrywają w życiu dojrzewającego człowieka najbardziej decydującą rolę. Kształtując te więzi i dostarczając młodym ludziom wzorców zachowań, mamy decydujący wpływ na to, kim będą oni w życiu dorosłym.
Podstawowym warunkiem tego procesu jest naturalnie fizyczna obecność dorosłego w życiu dziecka. Ale to nie wszystko; bliska dziecku osoba musi być też dla niego widoczna, innymi słowy – musi być rozpoznawalna jako „człowiek z jego wszystkimi cechami charakteru”. Jednak aby stać się wzorem do naśladowania, dorosły musi emanować pozytywną energią i umiłowaniem życia, musi wiedzieć, jak radzić sobie z problemami, z zapałem realizować własne cele i odważnie bronić postaw oraz wartości, które uznaje za ważne. Nie może przy tym zatracić swego człowieczeństwa – nie może używać przemocy, poniżać innych i wypierać się własnych słabości.
Rodzice i pedagodzy, którzy posiadają wszystkie te cechy, mogą pozwolić sobie na popełnianie „ludzkich” błędów; wcale nie muszą być idealni, mają bowiem w sobie umiejętność zupełnie wyjątkową: wywołują w dzieciach – za pośrednictwem systemu neuronów lustrzanych – swego rodzaju rezonans i rozbudzają w nich zachwyt i motywację. Nie ma w procesie edukacyjnym większej przeszkody niż rodzice lub nauczyciele, którzy z obawy przed popełnieniem błędu czy kompromitacją wyzbyli się własnej tożsamości i stali się „ludźmi bez właściwości”. Chowanie się za wewnętrzną barykadą okupione rezygnacją z własnej tożsamości to gwóźdź do trumny wszelkich starań edukacyjnych i wychowawczych.
Dzieci i młodzież rozpoznają swoje lustrzane odbicie w sposobie postrzegania ich przez rodziców oraz nauczycieli i dokładnie rejestrują powracające do nich informacje. To sprzężenie zwrotne może być dla nich życiowym drogowskazem. Ale kiedy przekaz zwrotny odnosi się wyłącznie do popełnianych błędów i negatywnych cech dziecka, wtedy jego skutek może być druzgocący.
Przekazywanie młodemu człowiekowi pozytywnych informacji dotyczących jego osoby i nieustanne pokazywanie mu możliwości jego własnego rozwoju jest szczególnie ważne w przypadku tych dzieci, z których zachowaniami dorośli czasem sobie nie radzą (zob. rozdział siódmy). Dziecko stwarzające duże problemy wychowawcze, któremu stale przypomina się o tym, jakie to ono jest trudne, z czasem nabierze głębokiego przekonania, że po prostu już takie jest i że inne być nie potrafi. A przecież wystarczy tak niewiele, żeby zdarzył się cud – np. jakaś miła uwaga skierowana przy stosownej okazji i zupełnie niespodziewanie do małego łobuza, który regularnie wdaje się w bójki z kolegami; jakieś dobre słowo, które pomoże mu zobaczyć siebie w lepszym świetle.”
Fragment pochodzi z książki pt.: „Co z tą szkołą”, niemieckiego neurobiologa, lekarza i światowej sławy psychoterapeuty Joachima Bauera.