– Córeczko, czekam na Ciebie, stoję przy drzwiach i chciałabym już wyjść.
– Zaraz. Czekaj. Szukam czegoś.
– A czego? To może ci pomogę?
– Butów.
– Butów w garderobie?
– No tych wypranych.
– Letnich?
– No.
– Ok, ale jest zero stopni, bardzo zimno, więc…
– Ale ja chcę tenisówki.
– Dobra, słyszę cię. Chcesz założyć trampki.
– Tak. O, mam.
Po dwóch minutach córka wyskakuje z garderoby w letnim obuwiu. Wychodzi na korytarz.
– Wika, na dworze jest bardzo zimno. Martwię się, że możesz się przeziębić. Chciałabym, żebyś założyła ciepłe buty. Jesienne albo zimowe.
– Ale ja chcę te. Dziś te, bo są idealne na hulajnogę.
Miałam kilka trudnych dni i nocy (kilkudniowy silny ból po usunięciu ósemki), zasoby niemal wyczerpane. Mam poczucie, że za chwilę wybuchnę. Zatrzymuję się na chwilę. Robię dwa kroki do tylu. Biorę głęboki oddech. Potem drugi i trzeci. Wdech i… wydech powtarzam na głos. Wdech i… wydech.
Powoli wracam do siebie. Na tyle, aby móc zobaczyć i usłyszeć siebie i swoje dziecko. Uwzględnić je, poszukać rozwiązań wspierających nas obie.
– Dobra. Tenisówki są wygodne, rozumiem. Mam pomysł. Spakujemy zimowe buty do plecaka. Jeśli poczujesz, że jest ci zimno, założysz je po drodze.
– Dooobra, mamo.
Wychodzimy na zewnątrz. Wika wsiada na swoją hulajnogę. Po kilku minutach zatrzymuje się.
– Mamo. Lodowato mi jest – przyznaje cichym głosem.
– Rozumiem cię. Jest naprawdę zimno…
W mojej głowie pojawia się wiele myśli i ocen: „a nie mówiłam?”, „wiedziałam, że tak będzie…”, „trzeba było mnie słuchać…” itd., ale szybko je zauważam i zatrzymuję. Mam świadomość, że wzbudzanie poczucia winy w dziecku na nic się zda. Zawstydzi je i odbierze mu wewnętrzną siłę… otwartość na zrozumienie i naszą relację. Córka doskonale wie, że pomysł założenia letniego obuwia w taką pogodę nie był najlepszy…
– Chcesz zmienić buty?
– Yhy.
– Dobra. Proszę – odpowiadam łagodnie.
Wyjmuję z plecaka ciepłe jesienne obuwie. W. zakłada je szybko i chowa tenisówki do plecaka.
– Jesteś gotowa? – pytam.
– Tak.
– To ruszamy?
– No ale zaczekaj mamo.
– Co tam? – zatrzymuję się.
– Dziękuję, że wzięłaś te buty i już nic mi nie powiedziałaś, mamo. Dzieci tak czasem mają.
– (śmiech) Spoko, córeczko. Ja też byłam kiedyś dzieckiem. Kocham cię.
– Kocham cię, mama.
Przytuliła się i pojechała. W ciepłych, zimowych butach…
***
A ja jechałam za córką, rozmyślając o tym, jak było kiedyś. Że w podobnych sytuacjach nieraz tak bardzo chciałam, aby było po mojemu, że zapominałam o tym, by ją usłyszeć i zobaczyć. Pozwolić jej na autonomię, na doświadczenie czegoś po swojemu. Tak, aby sama mogła sprawdzić, czy jej wybór był trafny i wspierający. By mogła go poczuć, u boku niewartościującego ją dorosłego. Jestem wdzięczna za to, że coraz bardziej się nim staję. Bo ON daje siłę. Nam obu. Na dziś i zawsze…
❤️❤️❤️