Tego dnia wstałam totalnie niewyspana i skołowana. Maluch nie spał pół nocy (zęby), a starsza córka obudziła się ze wszystkim na: „nie” i „nie chce mi się”. „Dobra, może mieć słabszy dzień, ale dlaczego akurat dziś?” – pomyślałam. Później popłynęły kolejne myśli-zapalniki typu: „wiecznie pod górkę”, „chyba nie dam rady”, „jestem do niczego”, „wszystko leci mi z rąk, coś ze mną nie tak” itd…
Chodziłam spięta i usztywniona; czułam narastające poirytowanie i rozdrażnienie.
Przeszkadzało mi gadanie i śmiech dzieci , dochodzący z zewnątrz odgłos kosiarki i dźwięk obijających się o siebie klocków. Dwie łyżki mleka koksowego rozlanego na blacie niemal wywaliły mnie w kosmos.
Mimo słabego flow, chwytałam się coraz to nowych zadań i aktywności. A to zmywarki, a to gotowania, a to odkurzania podłogi, z której okruchy i ziarna mogłoby z powodzeniem wydziobywać stado gołębi. Nakręcałam się i biegałam wkoło, jak „wściekła wiewióra”.
-Mamo, mamo! – usłyszałam nagle donośny okrzyk córki – O. zrobił kupę i zobacz, co się stało.
Odwracam się za siebie i widzę malucha piszczącego z radości, biegającego po podłodze i kanapie bez pieluchy.
-Chyba mu przeszkadzała – śmieje się W.
Oszczędzę Wam szczegółów, ale obrazek, który zobaczyłam odpalił najcięższe działa złości. Solidnie się we mnie zagotowało i potrzebowałam dać temu ujście, podbiegłam do radia, podkręciłam głośnik i wykrzyczałam: „aaaaaaaaaa!”. Dzieci nawet mnie nie usłyszały. Powtórzyłam to raz jeszcze: „aaaaaaaaa!”.
Otworzyłam okno, wzięłam dwa „głębokie” oddechy i znów się wydarłam. Nie miałam siły skakać, ani robić przysiadów, więc zaczęłam śpiewać:
-Jeju, jeju, jejuuuuu, złość wyłazi ze mnie, mocno i cholernie! Wyłazi ze mnie wielka złość!
W. ściszyła radio, usłyszała mnie i zaczęła śpiewać ze mną, robiła nawet pauzę na „cholernie”. Maluch tańczył do naszej rytmicznej melodii. Nawet mnie to wszystko rozbawiło. Poczułam, jak powoli schodzi ze mnie napięcie.
Podbiegłam do malucha, pofrunęłam z nim samolotem do łazienki i umyłam jego pupę. Ogarnęłam podłogę i usiadłam na macie.
Spojrzałam na zegarek. Była jedenasta trzydzieści. Wiedziałam, że do drzemki malca zostały jeszcze trzy godziny, a do powrotu męża pięć i pół; a ja czułam się tak zjechana, jakby wybiła conajmiej dziewiętnasta.
Położyłam się na plecach i spojrzałam w sufit. Wzięłam spokojny oddech i jeszcze jeden i uznałam, że potrzebuje wparcia. Jakiejś super mocy, która pozwoli mi dotrwać do momentu, w którym będę mogła uciąć sobie drzemkę. Odnalazłam ją w swojej głowie.
Pogadałam ze sobą, jak z najlepszą przyjaciółką:
-Co cię tak męczy, Madzia?
-To, że nie mogę się zatrzymać.
-Że trudno ci to zrobić?
-Tak.
-A co się może stać, kiedy się zatrzymasz?
-Nie ogarnę.
-Czego?
-Sprzątania, obiadu, dzieci.
-I co wtedy?
-No nic. Ale muszę je ogarnąć.
-A co to znaczy?
-Zadbać o nie.
-A czego one potrzebują, aby czuć się zadbane?
-Jedzenia, picia i … mnie. No mnie potrzebują!
-Tak, ciebie i twojej obecności. Nie ważne, że zmęczonej i przytłoczonej. Dzieci potrzebują ciebie i bliskości z tobą.
-Ale ja nie mam siły.
-I jest ci trudno?
-Bardzo.
-To pozwól sobie na to.
Usłyszałam siebie i się rozpłakałam, a później zadałam sobie pytanie: „czego teraz potrzebujesz, Madzia?” i poszłam za odpowiedzią, która we mnie wybrzmiała: „spokoju i odpoczynku”.
Czy możesz je sobie dać, biegając po domu ze ścierą i robiąc pięć rzeczy na raz? Nie dbając o ważne potrzeby, takie jak np. zrobienie siku i napicie się wody? Czy pomaga ci nakręcanie dwudziestu jeden zadań? Jesteś niewyspana i zmęczona, ale wiecznie za czymś gonisz. Z czym walczysz? Przed czym uciekasz, kochana?
Możesz pozwolić sobie na bezsilność i przyjęcie, że jest ci trudno; zatrzymać się i zwolnić. Przytulić się do siebie. Dać sobie czułość i empatię i sprawdzić, co się wówczas stanie…
Ja to zrobiłam. Poczułam spokój, ulgę i ciepło, rozlewające się po całym ciele…
I nagle wszystko wokół mnie złagodniało. Przestałam słyszeć tak mocno i widzieć tak tragicznie. Poczułam zapach świeżo skoszonej trawy i piękną radość istnienia swoich dzieci. Zmieniłam perspektywę. Dosłownie i w przenośni. To „połączenie” przeniosło mnie w miejsce mocy i miłości…