Rodzice często pytają, czy w chwili, w której przestaną chwalić swoje dzieci, może stać się tak, że stracą one motywację do eksplorowania świata, nauki czegoś nowego i rozwoju w jakiejś konkretnej dziedzinie. Obawiają się tego, że bez pochwał i nagród ich dzieci nie będą czuć się zauważone, akceptowane i kochane. Myślą, że kiedy nie będą chwalić swoich dzieci (za ich wysiłki), ich poczucie własnej wartości znacznie się obniży.
Z własnego doświadczenia
Przed trzema laty miewałam podobne wątpliwości. Wydawało mi się, że chwalenie mojej (rocznej wtedy) córki za zrobienie babki w piasku, pierwsze udane próby jazdy na hulajnodze (z siedziskiem) czy samodzielne zjedzenie posiłku zachęci ją do jeszcze większego oddania się temu, co robi.
Owszem, czytałam książki, blogi i serwisy. Słuchałam wywiadów i uczestniczyłam w pierwszych warsztatach na temat bliskościowego rodzicielstwa i wychowania bez nagród i kar, jednak zastosowanie teorii w praktyce wydawało mi się być niezwykle trudne… Chwilami nawet nienaturalne. (Sama w swoim dzieciństwie często słyszałam pochwały, a i mamy, które znałam i obserwowałam już jako osoba dorosła, często nagradzały swoje dzieci za to, że były grzeczne, że dobrze zachowywały się w przedszkolu, że przyniosły czwórkę z historii).
Kiedy moja córeczka miała mniej więcej czternaście miesięcy, pewnego jesiennego dnia odwiedziła nas babcia i wybraliśmy się wspólnie na spacer. Córka wsiadła na swoją hulajnogę i energicznie ruszyła przed siebie. Zajęci rozmową z moją mamą, nie reagowaliśmy na poczynania dziecka w dotychczasowy sposób (“O, jak pięknie jeździsz, ale wspaniale sobie radzisz, brawo!” itp.), ale mimo to malutka nie rezygnowała z jazdy. Sama czynność oraz włożony w nią wysiłek i jego widoczne rezultaty sprawiały jej tyle radości, że na dłuższy czas zapomniała nawet o naszej obecności.
Myślę, że właśnie wtedy po raz pierwszy (empirycznie) uświadomiłam sobie, że dziecko nie potrzebuje motywacji w postaci chwalenia go za to, co robi. Ono potrzebuje jedynie wewnętrznego poczucia, że to, co robi, sprawia mu przyjemność.
Podobnie jest z jedzeniem czy zabawą w piaskownicy. Jeśli jest głodna, to z radością zje posiłek, niezależnie od tego, czy będziemy ją komplementować, czy nie. I odwrotnie – kiedy nie ma ochoty na jedzenie, żadne słowa zachęty nie pomogą. Jeśli uda się jej zrobić babkę z piasku, będzie doskonale wiedziała, że to się powiodło. Moje “super”, “brawo” czy “świetnie” na niewiele się zdadzą. Owszem, dzieci przyzwyczają się do pochwał i po pewnym czasie nawet ich oczekują (widzą, że pochwały są nierozerwalnie związane z entuzjazmem rodzica czy wychowawcy), ale jak to działa długoterminowo? Jakie rezultaty chwalenie i nagradzanie przynoszą w dłuższej perspektywie?
Informacje (z zakresu psychologii, psychiatrii, neurobiologii i neurodydaktyki), które zebrałam przez ostatnie lata, były dla mnie potwierdzeniem własnych przypuszczeń. Okazało się, że motywowanie dzieci do czegokolwiek za pomocą pochwał i nagród nie tylko nie zachęca ich do większego zaangażowania się w daną czynność, ale przynosi zupełnie odwrotne rezultaty. Owszem, brak pochwał (jeśli były dotychczas stosowane) odbierany jest przez młodych ludzi jako pewnego rodzaju kara, może więc zdarza się tak, że dziecko zrobi coś ze strachu przed brakiem pochwały i nagrody, ale czy chcemy wspierać taki mechanizm u swoich dzieci? Czy chcemy, żeby były pełne lęku i niepewności, czy raczej, żeby były silne i dobrze radziły sobie w swojej codzienności?
Z naukowej perspektywy
W dyskursie naukowym istnieje wiele badań na temat nagradzania, karania i motywowania. Jedni opowiadają się za stosowaniem nagród i kar, inni stanowczo się ich wystrzegają.
Wyniki neurobiologicznych eksperymentów oraz psychologicznych obserwacji są jednak dość jednoznaczne i pozwalają na wyciągnięcie wniosku, że pochwały i nagrody nie działają motywująco na umysły naszych dzieci i nie wspierają ich rozwoju.
Oto naukowe fakty, które to potwierdzają:
- Trzech amerykańskich badaczy i psychologów – Mark Lepper, David Green oraz Richard Nisbett – przeprowadziło kilkudniowe obserwacje grupy przedszkolaków lubiących rysować. Dzieci zostały podzielone na trzy grupy. Pierwszej zaprezentowano piękne imienne dyplomy, informując, że otrzymają je po narysowaniu obrazków. Druga grupa dostała kartki i kredki do rysowania, ale nie miała obiecanej żadnej nagrody; po zakończeniu prac nad rysunkiem dzieci otrzymały jednak niespodziewanie dyplomy. Trzecia natomiast ani nie miała obiecanej nagrody, ani nie otrzymała też nagrody po zakończeniu rysowania. Kiedy po dwóch tygodniach badacze wrócili do przedszkola i z ukrycia obserwowali dzieci, które zabierały się właśnie do rysowania, okazało się, że dzieci z pierwszej grupy (te, które miały obiecaną nagrodę i otrzymały ją po zakończeniu prac) nie były już niestety tak samo zainteresowane rysowaniem jak wcześniej, ale również sama czynność okazała się dla nich na tyle nużąca, że spędziły nad nią dużo mniej czasu.
Można więc wnioskować, że dzieci, które są nagradzane/komplementowane, przestają czerpać radość z tego, co robią, bo przestają robić to dla siebie i dla własnej przyjemności. Przestają chcieć rozwijać się w danym zakresie, bo gaśnie ich wewnętrzna motywacja. [1. Lepper, M. R., Greene, D., Nisbett, R. E., Undermining children’s intrinsic interest with extrinsic rewards: A test of the “overjustification” hypothesis: Journal of Personality and Social Psychology, nr 28, 1973, s. 129–139.]
- Mózg nie jest organem zewnątrzsterownym i tylko w bardzo niewielkim stopniu poddaje się naciskom zewnętrznym. Oznacza to tyle, że dorośli nie uformują młodego człowieka zgodnie z własnymi oczekiwaniami, wywierając na niego wpływ za pomocą nagród czy pochwał. Na strukturę mózgu i jego rozwój największy wpływ ma to, co jest rzeczywiście ważne dla dziecka, to, czego ono pragnie oraz to, co odnosi się do jego wewnętrznych przeżyć i doświadczeń, to, co pozbawione jest zewnętrzego nacisku.
Pragniemy, by nasze dzieci nie traciły motywacji do określonych czynności, aby lepiej się uczyły i wkładały więcej wysiłku w to, co robią, a w rezultacie, wywierając na nie wpływ (nagradzanie i chwalenie tak właśnie działają – dziecko przestaje czerpać radość z tego, co robi, a skupia się jedynie na sprawianiu innym przyjemności i otrzymaniu za to gratyfikacji), odbieramy im naturalną chęć odkrywania świata, do poznawania siebie.
W trakcie wykonywania czynności, które sprawiają dzieciom przyjemność, w ich śródmózgowiu uruchamia się grupa komórek nerwowych wytwarzających substancje semiochemiczne – dopaminę, adrenalinę i noradrenalinę – oraz peptydy – endorfinę i enkefalinę. Substancje te mają znaczący wpływ na proces efektywnego uczenia się oraz zapamiętywania, a tym samym – proces tworzenia się w mózgu nowych sieci neuronalnych. W momencie, w którym oddziałujemy na nasze dzieci poprzez nacisk, w ich mózgach ustaje produkcja dopaminy. Tym samym ustaje proces uczenia się. [2. Spitzer M.: Jak uczy się mózg? Warszawa 2012, s.136–138].
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia… Potwierdza się to również w kontekście stosowania nagród i pochwał. Im więcej rodzic chwali swoje dziecko, tym bardziej dziecko tych pochwał oczekuje. Im częściej dorosły nagradza dziecko, za to, co robi, tym bardziej dziecko chce być nagradzane ze swoje działania w przyszłości. Rozumiem to tak, że dziecko przestaje zajmować się czymś z własnej woli i czerpać z tego przyjemność, a zaczyna wykonywać różne czynności jedynie dla gratyfikacji. (Działa nawykowo, mechanicznie i bezrefleksyjnie, niewiele się przy tym ucząc…)
Psycholog i autorka książek dla rodziców, Agnieszka Stein, pisze tak:
“W tej chwili odchodząc od kar, rodzice często zamieniają je na nagrody i pochwały. Ta strategia działa jednak dobrze tylko do momentu, gdy dziecko nie zaczyna domagać się nagrody za każdą rzecz, którą wykona dla innych, a także dla siebie. Póki rodzice nie zaczynają czuć się tak, jakby musieli płacić dziecku za to, że jest dla nich miłe. Bajka w nagrodę wydaje się być dobrą metodą. I skuteczną. Póki rodzice nie zaczynają martwić się o to, jak bardzo bajki pochłaniają uwagę ich dziecka”. [3. Stein A.: Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację. Warszawa, 2012]
Co więc zamiast nagród i pochwał?
W zasadzie nic. 🙂 Nic poza byciem obecnym rodzicem, który akceptuje swoje dziecko i zauważa je zawsze, niezależnie od sytuacji.
Jestem zdania, że najlepszą dla dziecka formą zachęty jest okazywanie zainteresowania tym, co robi. Towarzyszenie mu i bycie szczerze entuzjastycznym w codziennym kontakcie oraz, a może przede wszystkim, obdarowywanie go bezwarunkową miłością (kocham cię zawsze, niezależnie od tego, czy ci się coś uda, czy nie).
Dziecko, które czuje, że rodzic w pełni je akceptuje i towarzyszy mu (nie tylko w radosnych chwilach, ale również w trudnych emocjach), będzie miało w sobie wystarczająco dużo siły i chęci, by uczyć się nowych rzeczy, podejmować się nowych wyzwań i rozwijać własny potencjał.
Powiedzenie dziecku: “Ale piękny rysunek!” nie znaczy tak naprawdę nic w porównaniu ze wspólnym rysowaniem.
Komunikat: “Brawo, ale ładnie dzisiaj zjadłeś!” to tak naprawdę nic w porównaniu z radością ze wspólnie przygotowanego i spożywanego w rodzinnej atmosferze posiłku.
Pochwała: “Ale pięknie tańczysz!” jest niczym w porównaniu z tym, jak szczęśliwe jest dziecko, do którego (podczas tego tańca) dołącza rodzic.
Amerykański badacz interdyscyplinarny, ekspert ds. motywacji, edukacji i wychowania, Alfie Kohn w książce “Wychowanie bez nagród i kar” pisze:
“Kiedy miłość bezwarunkowa i szczery entuzjazm są obecne na co dzień, okrzyk “wspaniale!” nie jest potrzebny. Ale kiedy ich brakuje, nie pomogą żadne entuzjastyczne okrzyki”. [4. Kohn A.: Wychowanie bez nagród i kar, Podkowa leśna, 2013]
Dziękuję, że mnie dzisiaj odwiedziliście! 😉
Pozdrawiam Was! Magda
Przypisy