Biedne te nasze ciała z zablokowaną w dzieciństwie emocją złości, napierającą na gardło. Trudno nam dziś mówić i wyrażać sprzeciw, krzyczeć w powietrze, aby uwalniać zatrzymaną w sobie iskrę niezgody, ale możemy uczyć się to robić…
Biedne te nasze ciała z oddechem wstrzymywanym przez lęk przed odrzuceniem, brakiem czułości i miłości rodziców, gdy zachowywaliśmy się nie po ich myśli. Tak ciężko jest nam dziś poczuć się bezpiecznie i świadomie oddychać, ale możemy to ćwiczyć i otwierać…
Biedne te nasze ciała uginające się pod ciężarem bycia grzeczną i wzorową dziewczynką; niepłaczącym chłopcem. Niełatwo dziś dźwigać głęboko zakorzeniony smutek i pozwolić sobie choćby na szczyptę bezsilności, ale stopniowo możemy ją do siebie dopuszczać.
Biedne te nasze ciała ze stłamszonym entuzjazmem i ogniem radości, gdy nie wolno było się brudzić; nie wypadało tańczyć na ulicy, wygłupiać się podczas rodzinnych spotkań, swobodnie się chichrać i figlować. Dziś często wstydzimy się “dziko” poruszać i szaleć, ale możemy tego próbować….
Biedne te nasze ciała osadzone w pętli odpowiedzialności za rodziców. Tak często żyjemy w poczuciu winy; stawiamy potrzeby innych dorosłych ponad własne, ale możemy to dostrzegać i z tym zrywać…
Biedne te nasze ciała, które “ciśniemy”, aby były piękniejsze, robiły więcej, mocniej, szybciej… Zwykle kazano nam dążyć do perfekcji, bycia lepszym od innych, ale dziś już tego nie musimy…
TE ciała przeżyły, choć znosiły wiele i są tym umęczone. Potrzebują czułości i wyrozumiałości, bo nie zawsze będą “działać” tak jak chcemy.
Potrzebują uwalniania się od wściekłości, lęku i przechodzonego napięcia. Akceptacji swojej (nie)doskonałości. Wysłuchania. Szacunku. Utulenia w bólu. Odpuszczenia, gdy jest im trudno. Ukochania ich takimi, jakie są.
Nie mamy wpływu na to, co było, ALE mamy wpływ na to, co jest teraz i możemy krok po kroku odwracać procesy, które nas uwięziły.
Ku temu, co opancerzone, lecz żywe! Ku sobie! #nareszcie!