Porozumienie bez przemocy nie jest o tym, że ma być zawsze miękko i delikatnie. Ma być prosto z serca i będzie.
Rodzice kochani! Wszyscy mamy dzieci i nasze dzieci przechodzą różne etapy rozwoju. Czasem krzyczą, tupią, płaczą, rzucają się na podłogę. Czasem uderzają inne dzieci. Wyrwą im zabawki, popchają siebie nawzajem i szczypią.
To jest zupełnie naturalne i wpisane w zdobywanie różnych kompetencji (również społecznych).
Dzieci sygnalizują swój dyskomfort, trud, niezgodę na coś, lęk, złość, granice, niezadowolenie – ciałem. Nie potrafią o nich mówić, ani ich nazywać; nie rozumieją, co się z nimi dzieje, kiedy TO robią. Odbierają pewne impulsy na poziomie odczuwania ich i na nie reagują. Powoli uczą się je rozpoznawać i świadomie przeżywać, ale dziś nie potrafią dojrzałe i rzeczowo (słowami) komunikować swoich emocji, granic i potrzeb, dlatego właśnie zachowują się tak, a nie inaczej.
Dzieci uczą się przez działanie, popełnianie błędów i wielokrotne powtarzanie, potrzebują czasu i dobrej praktyki z otoczenia (wsparcia i zrozumienia, nazwania i wyjaśnienia pewnych zależności, dobrych namacalnych przykładów), aby pewne wzorce zapisały się w ich małych-wielkich głowach (a konkretnie – mózgach).
Ale do brzegu – Twoje dziecka też tak miało, albo będzie miało podobnie; Twojemu dziecku też zdarzyło się, albo zdarzy się „przywalić” innemu dziecku. Kopnąć Cię albo ugryźć. Wyzwać od głupich. I to NIE znaczy, że coś jest z Tobą, jako rodzicem nie tak. To NIE znaczy, że rodzic, którego dziecko w akcie rozpoczy rzuca się właśnie na ziemię, albo (o zgrozo!) obsypuje piaskiem swojego kolegę, jest niekompetentny i zły. Że to jego wina, bo sobie nie radzi, albo bije swoje dziecko i partnera i dlatego maluch robi dokładnie to samo…
No dobrze, może być różnie. Ale ocenianie i zakładanie najgorszych intencji nikomu nie pomoże. Mamy różne podejście do rodzicielstwa i życia, ale to nie znaczy, że mamy prawo oceniać innych rodziców i obrzucać ich obelgami czy wymownymi spojrzeniami (jakby przybyli z kosmosu) tylko dlatego, że ich dzieci intensywnie wyrażają swoje emocje.
Możemy ich wspierać i sprawdzić, czy nie potrzebują pomocy. Możemy podać chusteczkę i zapytać, czy nie potrzebują czegoś więcej. Pokazać, że to się zdarza i jest Ok takie jakie jest. Serio, możemy!
Przyznaję, że nie raz na placu zabaw odpala mi się soczyste: „ja pierdolę”. Na przykład wówczas, kiedy słyszę, jak rodzic odnosi się do swojego proszącego o czułość i bliskość dziecka. Czasem robi mi się smutno i serce się kraje, ale nie idę za oceną, która pojawia się w mojej głowie, tylko działam i wspieram właśnie. Z wyczuciem. Bez mędrkowania. Jeśli mam zasoby, zagajam z rodzicem o dzieciach i pogodzie. O tym, że czasem bywa nam, rodzicom, naprawdę ciężko i trudno, a potem, podchodzę do swojego dziecka i dziecka, które bawi się obok i obdarowuję je swoją ciekawością i niewartościującą obecnością. Bawię się z nimi albo po prostu obserwuje i jestem blisko. Nich i siebie. Tyle mogę dać światu prosto z serca…