Jesteś głodna, córeczko?
– Nie wiem.
– Jest owsianka i ryż z jabłkami. Co wolisz?
– Nie wiem.
– Zastanów się i sobie nałóż, ok?
Cisza.
Córka jest zamyślona i trochę niewyspana, ale ponieważ i ja podobnie się czuję, nie biorę tego pod uwagę i rodzi się we mnie lekkie wku*wienie.
– Córeczko, nie mam czasu, a Ty jesteś umówiona z Julką na rower. Pamiętasz? – mówię nieco podniesionym tonem. Ubierz się już proszę.
Cisza.
– Chcesz w ogóle wyjść?
– Nie wiem.
Czuję, że to „nie wiem” coś we mnie odpala. Mam mniej zasobów (spokoju, energii, mocy, cierpliwości), więc rodzą się we mnie niewspierające myśli typu: “Znowu coś jej nie pasuje”, “Chce mnie wkurzyć”, “Wiecznie nic nie wie”. Kiedy wkręcam się w te myśli, moje ciało zaczyna napinać się jeszcze bardziej. Robi mi się gorąco i mam poczucie, że zaraz wybuchnę…
„Magdaaa!” – krzyczy wewnętrzny głos, nad którym pracuję od lat i który bardzo mnie wspiera. – „Stop. Zatrzymaj się! Nie ma zagrożenia, wilki cię nie pożrą”. Powtarzam i odrobinę wyhamowuje. Nazywam swoją złość i idę się nią zaopiekować.
– Podnoszę głos, bo się złoszczę. Słyszę któreś tam nie wiem i się wkurzam. Chcę to wyskakać i napić się wody.
– Yhy.
Rzucam złowrogie: “Wrrry”, odwracam się plecami do córki i zaczynam energicznie skakać. “Wywal ten wku*rw, wywal go, Magda!” – szepczę do siebie.
W głowie kłębi się mnóstwo myśli. Czasem je obserwuję, czasem rzucam im soczyste: “spie*dalaj” i czuję, że robi mi się coraz lepiej.
Staję w miejscu, wykonuję kilka skłonów i przygotowuję sobie wodę z cytryną. Nie zdążam się jej napić i nagle, niczym zza światów, dociera do mnie głos mojego dziecka:
– Co ci się teraz marzy, mamo?
Dobrze znam to pytanie, (bo często zadajemy je sobie w spokojnych chwilach, kiedy próbujemy ustalić, co chcemy robić), ale nie umiem na nie odpowiedzieć. Walczę ze sobą – chciałabym otworzyć się łagodnie na W. i to, co do mnie mówi, ale jakaś siła mi na to nie pozwala. Nie umiem zebrać myśli i sprawdzić, czego potrzebuję.
– Nie wiem – rzucam automatycznie i biorę kilka łyków chłodnej wody. – Nie wiem – powtarzam, niczym mantrę, trochę zdyszana i skonfundowana.
Z poczucia owego zmieszania wybija mnie przeszywający komentarz W.:
– To daj sobie czas. Niewiedzenie jest ok mamo – mówi, wstaje z kanapy i nakłada sobie śniadanie.
A mnie zatyka; czuję jakby wszystko na raz – trochę zachwyt i wdzięczność, trochę zdziwienie i poruszenie…
– Tak, kochanie. Nie wiedzieć i się zatrzymać, jest OK. Dzięki, że mi o tym przypominasz.
A właściwie nam… Bo przez lata mogliśmy o tym zapomnieć. Przestać słyszeć siebie, zagłuszeni warkotem społecznej presji i narzuconej powinności.
Bo trzeba wiedzieć zawsze i od razu; natychmiast odpowiadać na pytania, nawet wówczas, kiedy nie zna się na nie odpowiedzi.
Nie można mieć słabszego dnia; gorzej się czuć i wolniej myśleć. Trzeba działać, być dzielnym, silnym i ogarniętym.
Bycie wrażliwym na stres i pośpiech? – wymysł i bzdura. Wymówka na rozpieszczone i źle wychowane dzieci.
Nie chcą współpracować? – to klapa na tyłek i od razu wezmą się do roboty!
Jakże krzywdzące są te przekonania i zwroty.
Ile kosztuje nas dziś uwolnienie się od nich, negatywnego obrazu samego siebie oraz od wysokiego poziomu hormonów stresu, który generują. Przywykliśmy do niego przez lata, dlatego nieraz daje o sobie znać w taki sposób, że zatrzymanie się, rodzi w nas lęk i niepokój.
Pędzimy więc i się nakręcamy; pospieszamy i naciskamy. Działamy nerwowo i automatycznie i bardzo się przy tym spalamy.
Trudno jest nam zatrzymać się w trudzie, którego doświadczamy. Pozwolić sobie na bycie słabszym i delikatnym, zmęczonym i zdezorientowanym; bycie sobą i przy sobie, niczym przy najlepszym przyjacielu.
Ale możemy.
Dziś już to możemy i nikt nam tego nie odbierze…
#zmiejscawyboru #i #czułościdlasiebie #dziśjużtomamy