Mamo, zrobimy pierniki i będziemy je razem ozdabiać?
– Chcesz zrobić je dziś?
– No, tak.
– Rozumiem, jednak dla mnie jest już za późno na pieczenie. Jestem zmęczona i chciałabym poleżeć na macie.
– Ale ja chcę teraz!
– Słyszę Cię i rozumiem, że chciałabyś teraz. Tylko, że ja nie mam już na to zasobów.
– Wrrrr!
– Rozzłościłaś się?
– Wrrrr! – wymamrotała ponownie i poszła do swojego pokoju.
Przeniosłam się na kanapę i zapukałam w ścianę.
– Nie chce gadać!
– A chcesz się przytulić?
– Nie.
– Rozumiem, jestem tutaj dla ciebie. Jak będziesz chciała, przyjdź, proszę.
Minęło kilka chwil. Zdegustowana W. weszła do salonu i przeszła obok mnie bez słowa.
– Puffff! Puffff! – rzuciła pod nosem.
Leżałam na macie w bezruchu, oddychając spokojnie.
– Chcesz się przytulić, kochanie?
– Nie – odpowiedziała.
Jej milczenie trwało jeszcze przez kilka minut, po których nastąpił przełom… W. położyła się obok mnie, po czym zaczęła głośno i świadomie oddychać. Po chwili zapytała:
– Zrobimy jutro ciastka?
– Pewnie. Może po szkole?
– Dobrze.
– Zdenerwowałaś się, że nie przyszłam na twoją prośbę, prawda?
– Tak.
– Rozumiem to. Jesteś dla mnie ważna. I ja jestem dla siebie ważna.
– Wiem.
(…)
I to „wiem” bardzo mnie poruszyło. Chciałabym, aby moje dzieci wiedziały, że wszyscy jesteśmy równi. Aby pamiętały o tym, że dbanie o siebie i swoje granice jest Ok. Odmowa jest Ok. Szacunek dla własnych potrzeb, także.
Nie chcę uczyć ich ignorowania siebie i naruszania własnych granic, bo to nie pomoże im wzrastać w zdrowym poczuciu własnej wartości, ani odnaleźć się w świecie.
Nie chcę nadwyrężać siebie i tego, co już i tak istotnie nadwyrężone. Rodzicielstwo generuje mnóstwo sytuacji, w których potrzeby rodzica odracza się na później; w których dużo się daje, a niewiele otrzymuje. Taki jest ten konstrukt, wpisany w biologiczną normę; co zrobić?
Kiedy jednak mam wybór i czuję, że po raz enty w ciągu dnia mam przekroczyć swoją granicę i wyjść poza strefę komfortu, tylko dlatego, aby sprawić komuś przyjemność, mówię: „nie”. Nie dlatego, że jestem złą matką i egoistką, ale dlatego, że chcę zadbać o swoje zasoby. Przypomnieć sobie i innym o tym, że jestem (tak samo) ważna. Poczuć swoją moc sprawczą i autonomię oraz to, że jest ktoś, kto mnie słyszy i uwzględnia. Kto szanuje moje emocje, uczucia i potrzeby. Kto otacza mnie empatią i łagodnością i tym kimś jestem JA sama.
Nie mogę wymagać od innych, aby mnie szanowali i o mnie dbali, jeśli sama się o siebie nie troszczę. Chcę wychodzić do świata z miejsca obfitości, czyli poczucia, że jestem; mam swoje potrzeby i granice i uczę się je sygnalizować.
Bo jeśli będę stale o nich zapominać, złość radośnie rozkokosi się w moim świecie i przejmie nade mną kontrolę, zacznie mnie przerastać, a nie mam już na to zgody.
Dlatego nieustannie ćwiczę odmawianie i zatrzymywanie się w chwilach, w których moje ciało i umysł mówią: „Nie chcę, więcej nie udźwignę!”. I wówczas odmawiam swojemu dziecku i jestem przy nim, kiedy tego doświadcza. Mówię: „Jestem blisko; możesz czuć złość i płakać. To jest naturalne. Rozumiem to…”, ale pozostaję też blisko siebie.
Nie ma lepszego sposobu na uczenie dzieci empatii, samoświadomości, dbałości o siebie i innych oraz wzajemnego poszanowania, aniżeli życie tymi wartościami.
Słyszę, że to dla Ciebie trudne i dopiero się tego uczysz. Przytulam Cię i Ci w tym towarzyszę, przypominając wciąż i na nowo, że jesteś ważna, a wszystko, czego szukasz jest w Tobie.
Odkryjemy to! Razem to odkryjemy