To nie jest tak, że kiedy pracujemy nad zmianą podejścia do siebie, swojego dziecka czy partnera i już wiemy, jak chcielibyśmy funkcjonować w relacji, aby stawała się coraz bardziej wspierająca i konstruktywna, to już zawsze wszystko potoczy się tak, jakbyśmy chcieli.
Istnieje szereg czynników, które wpływają na nasze emocje, uczucia, reakcje i stale zmieniające się potrzeby. Czasem może być nam naprawdę trudno pozostać uważnymi i się zatrzymać. I to jest w porządku dokładnie takie, jakie jest… Nic nie jest z nami nie tak.
Każdy z nas ma swoją listę stresorów, które nie ułatwiają spokojnego odpowiadania na czyjeś i swoje potrzeby; pozostania w kontakcie ze sobą. To może być zmęczenie, niewyspanie się (albo permanentne niewysypianie się), głód, hałas, pośpiech, trudności finansowe, aura na zewnątrz, obniżony nastrój. To może być atmosfera panująca w miejscu, w którym się właśnie znajdujemy z która rezonujemy. Dziecko, które wymaga uwagi przez 24h na dobę. Mniej lub bardziej przysłowiowy dwulatek, który po raz tysięczny wykrzyczał: “NIE!”.
To mogą i najczęściej są doświadczenia z okresu dzieciństwa i dorastania. Wzorce, które zapisały się w nas również na poziomie neurobiologicznym. Przyzwyczajenie się do wysokiego poziomu hormonów stresu, których mogliśmy doświadczać długofalowo w domu i szkole, a które teraz dają o sobie znać w taki sposób, że spokój i zatrzymanie się, budzą w nas lęk i niepokój. Automatycznie wybieramy więc narzędzia i strategie, które pozwalają nam wracać do dobrze znanych reaktywnych stanów i działań, odczytywanych przez układ nerwowy jako stan (paradoksalnie) bezpieczny.
Często właśnie dlatego zapętlamy się w kołowrotku myśli i aktywności, pędzimy przed siebie, znajdujemy coraz to nowe rzeczy do zrobienia. Powtarzając, że musimy się nimi zająć właśnie teraz, natychmiast. Że one nie mogą zaczekać. Stres nakręca stres, a stąd niedaleko do dawnych odruchów, których na racjonalnym poziomie już nie chcemy.
Zmiana wydarza się stopniowo i wiąże z powrotami na znane ścieżki, do utartych schematów. To nie jest złe, choć bywa trudne. Nie znaczy jednak, że coś jest z nami nie tak albo że się nie nadajemy…
Możemy ćwiczyć nowe sposoby radzenia sobie w różnych sytuacjach, poznawać siebie i swoje granice. Odkrywać potrzeby, które, podobnie jak nasze samopoczucie zmieniają się wielokrotnie w ciągu dnia, i uczyć się o nie dbać. Z biegiem czasu to, co nowe i budujące, stanie się bardziej automatyczne i będziemy sięgać do tego z większą łatwością, ale to nie znaczy, że emocje i uczucia, z którymi jest nam czasem trudno, znikną z naszego życia. Nie znikną, ale zmieni się nasza percepcja; sposób ich postrzegania i odpowiadania na nie. Zajmowania się nimi i odkrywania się w nich na nowo… Potrzebujemy czasu i łagodności. Zaufania w sens i proces budowania empatycznej relacji. Najpierw ze sobą. Wówczas to, co na zewnątrz nabierze innego znaczenia…
Niech czułość dla siebie idzie w świat i go odmienia…