Porozumienie bez przemocy i rodzicielstwo bliskości nie „działa” natychmiast, ale daje siłę

Porozumienie bez przemocy, empatyczna komunikacja z dzieckiem, podejście do niego ze zrozumieniem jego uczuć, potrzeb, temperamentu, sposobu postępowania, to NIE są idee, narzędzia, czy strategie, które „działają” natychmiast. Mówiąc „działają” mam na myśli to, że od razu dają efekty w takiej postaci, jaką sobie zakładamy i wyobrażamy.

Codziennie spotykamy się z jakimś zachowaniem dziecka, z jego reakcją na coś lub kogoś. Jeśli naszym założeniem jest, że wybrane przez nas działanie, wpłynie na dziecko w taki sposób, że ono natychmiast zmieni to, co nam się nie podoba, to TO tak nie działa.

Chęć nawiązania prawdziwej relacji zakładającej, że każdy jest w niej ważny, że każdy się w niej liczy, a jego potrzeby i uczucia chcą zostać uszanowane, wiąże się z przyjęciem drugiej osoby bezwarunkowo.

Oczywiście nie chodzi o to, aby zgadzać się na każde postępowanie, bo nie na tym polega bezwarunkowość. Chodzi raczej o to, że w komunikacji pełnej otwartości i uważności, chcemy naprawdę usłyszeć dziecko. Sprawdzić, co ono chce nam powiedzieć, o czym opowiada jego zachowanie i komunikat, który nam wysyła.

Płacz, krzyk, tupanie, bicie, drapanie, rysowanie ściany, szczypanie, kopanie to są właśnie komunikaty. To jedyny znany dziecku i biologicznie uwarunkowany sposób na wyrażenie swoich emocji, uczuć i kryjących się za nimi potrzeb w tym np.:

🙏potrzeby kontaktu i bliskości – „potrzebuje cię mamo/tato, spędź ze mną choć kilka chwil, proszę”,

🙏potrzeby uwagi, bycia wziętym pod uwagę – „hej mamo, tato, ja też mam teraz coś ważnego do zrobienia, nie umniejszaj temu; zauważ to proszę…”,

🙏potrzeby otuchy – dziecko woli „usłyszeć”: „jestem przy tobie, możemy spróbować zrobić to razem, zamiast: zostaw, mówiłem ci, że jesteś na to za mały, nie poradzisz sobie” itd.

Jako rodzic wiem, że często chcemy uzyskać efekty swoich rodzicielskich działań natychmiast, bo się spieszymy, chcemy wyjść na czas, trzeba umyć zęby, zjeść śniadanie, w końcu się ubrać, ogarnąć dom, odrobić lekcje… Więc naciskamy, popychamy, szantażujemy, krzyczymy, nagradzamy, karzemy, porównujemy…, aby zmienić zachowanie dziecka i jego podejście do tego co „trzeba”. Ale w końcu zauważamy, że to wszystko nie pomaga. To znaczy działa krótkoterminowo, ale w dłuższej perspektywie, w oczekiwanym zachowaniu dziecka niewiele się zmienia. Nasza relacja słabnie, dziecko z obawy przed konsekwencjami boi się przed nami otwierać albo wręcz błagając o więcej bliskości, czułości i zrozumienia, zachowuje się jeszcze bardziej impulsywnie, manifestuje jeszcze więcej i mocniej swoich niezaopiekowanych potrzeb… A my myślimy, że robi nam na złość; że chce „wyprowadzić nas z równowagi”, „zdenerwować”, „zdominować”.

Tymczasem ono woła o pomoc, o wsparcie. Takie rzeczywiste, pełne otwartości i szacunku. Co więcej dziecko chce usłyszeć i poczuć nasze granice. Chciałoby poczuć nasze bezprzemocowe przewodniczenie. To, że jest z nami bezpieczne zawsze, nie tylko w sprzyjających temu warunkach (spokojnych i błogich chwilach). Ale przede wszystkim wtedy, kiedy trudne lub/i silne emocje przejmują nad nim kontrolę. Również w zabawie, bo, jak pokazują badania, dzieci w euforii doświadczają bardzo wysokiego poziomu stresu (o tym opowiem w innym wpisie).

Wiem, że czasem trzeba coś zrobić „teraz”, sprawnie wyjść z domu, zjeść śniadanie przed wyjściem do przedszkola, czy szkoły. W końcu wyjść z wanny, wrócić do domu z placu zabaw, odrobić lekcje… Wiem, że to „trzeba” ma swoją historię i ją rozumiem… I wiem, że czasem strzela nas przysłowiowa cholera, bo mamy poczucie, że dziecko nie współdziała.

A kiedy dołożymy to tego moc porównywania – bo syn sąsiadów na prośbę rodziców zawsze natychmiast myje zęby, spokojnie zjada śniadanie i bez problemu wychodzi z domu albo… – córka przyjaciół nigdy się tak nie zachowuje i zawsze można się z nią dogadać… – to może być nam naprawdę trudno. Bo nie znamy całej historii przyjaciół i ich dziecka, bo nie znamy całej historii syna sąsiadów. Być może ich dziecko ma zupełnie inny temperament, inną wrażliwość układu nerwowego, inne potrzeby… Ty, jako dorosły, tez różnisz się od swojego znajomego czy przyjaciela. Masz swoją niepowtarzalną historię, osobowość, doświadczenie… a to wszystko, co przez lata zapisało się w twoim mózgu, dziś się otwiera. W różnych sytuacjach i okolicznościach. Za sprawą różnych relacji, uczuć i przeżyć…

Kiedy więc chciałbyś, aby u Ciebie było lepiej, szybciej, bardziej efektywnie, ale tez empatycznie i bezprzemocowo, szukaj narzędzi bliskich sobie i swoim dzieciom; swojej rodzinie.

Próbuj różnych rozwiązań.

Wiele dzieci wspiera, kiedy szczerze wchodzi się w ich świat zabawy – kiedy mogą kicać jak zajączki do łazienki i myć żeby sobie i przy okazji swojej lalce. Kiedy z wanny wyskakują jak żabki, śpiewając przy tym zabawne piosenki. Kiedy mogą same przyrządzić sobie kanapkę (z kilku składników rozłożonych na stole). Kiedy ubierają się w to, co same wybrały (jeśli to nie jest dostosowane do aury na zewnątrz, zawsze można „wciągnąć” dodatkowy sweter czy bluzę). Kiedy usiądzie się z nimi przy biurku i zauważy, jak bardzo jest im trudno albo zaprosi do wspólnej jazdy na hulajnodze/rowerze do spaceru etc. przed odrabianiem lekcji. Kiedy zamiast plątać się w atmosferze porannej bieganiny, więcej rzeczy zaplanuje się w przeddzień, a rano ograniczy przygotowania do minimum… Albo zawiesi się tablicę z planem różnych działań – dzieci lubią i potrzebują mieć jasność co do tego, co się dzieje, albo jak coś będzie wyglądać.

(Narzędzi jest mnóstwo, nie starczy tu przestrzeni na ich opisywanie.😉)

I to wszystko wcale NIE kosztuje więcej czasu.

Zbadałam to przy okazji różnych spotkań z rodzicami i warsztatów i wyniki moich dziewięcioletnich analiz są jednoznaczne: czas wyjścia, przygotowania się do niego, powrotu do domu itd. nie wzrasta, kiedy z większą otwartością podchodzimy do dziecka. Wzrasta natomiast poziom dobrej energii, zaufania, akceptacji, empatii, zrozumienia, chęci bycia w uważnym kontakcie oraz poczucia bycia bardziej kompetentnym rodzicem, dorosłym, dzieckiem…

Nieustanne ćwiczenie, sprawdzanie, testowanie, dbanie o siebie i swoje zasoby oraz przyglądanie się swoim filtrom (że nie wypada), swoim myślom-zapalnikom (że mam dość, że tak nie może być, że dziecko wchodzi na głowę, wyolbrzymia, nie szanuje!, przesadza etc.), swoim wzorcom i przekonaniom (mama tak robiła, więc i ja mogę albo – moi rodzice tak postępowali i przynajmniej mieli efekty od razu – no z pewnością, ale co na to dziś twoja psychika…?) sposobie myślenia o sobie i relacji z drugim człowiekiem…. to wszystko przyniesie efekty, o jakich trudno mówić w kategorii „oczekiwane”… bo niełatwo wyobrazić sobie, jakie one naprawdę będą, nie da się ich często do niczego porównać – to będą małe i większe rzeczy, które wzbogacą nasze dzieci – ich zdrowie psychofizyczne i emocjonalne, świat ich uczuć i potrzeb, rodzicielstwa, relacji i wszelkich doświadczeń dziś i w przyszłości.

Bo TO daje siłę!, ale nierozumianą jako obowiązek bycia twardym i nieugiętym, mocnym i perfekcyjnym, tylko taką, w której człowiek ma kontakt z samym sobą, ze swoim wnętrzem, odnajduje się i realizuje w zdrowiu i chorobie, w radości i złości, łzach smutku i szczęścia, w działaniu i bezradności… dzięki wszystkiemu i mimo wszystko…

#TOczyliPorozumieniebezprzemocy
#bezwarunkowaakceptacja
#miłość
#iprawdziwarelacja

#TOczyliWszystko

Ode mnie dla Was i wszystkich dzieci. Z miłości…❤️❤️❤️

Fot.pixabay