Całe popołudnie próbuję złapać bliski kontakt z córką. Bardzo mi na tym zależy. Widzę, że miała trudny dzień. Rozpoznaję to po wysokim poziomie ogólnego rozdrażnienia, ciągłych zmianach nastroju, odmawianiu wszelkiej współpracy i impulsywności.
Jestem nastawiona na usłyszenie jej; zobaczenie potrzeb, które za tym wszystkim stoją. Chciałabym ją wesprzeć.
No właśnie… ale to jest moje życzenie...
– Kochana, widzę, że jest ci trudno.
– Mmmmmm.
– Wiesz, czego teraz potrzebujesz?
– Nic.
– Chcesz się przytulić?
– Nie.
Oddycham głęboko, bo to dla mnie trochę trudne. Wychodzę na chwilę, piję herbatę. Wracam.
– Jestem, kochana. Porysujemy razem?
– Nie chcę.
– Może masz ochotę wyjść na spacer?
– Nie.
– Ok. Gdybyś mnie potrzebowała, jestem w kuchni. Dobra?
Cisza. Mija dziesięć minut.
– Aaaaaa! – krzyczy.
– Słyszę cię. Co się stało? – biegnę do pokoju.
– Nic! – odpowiada rozzłoszczona.
– Rozsypał się brokat do slime’ów?
– Tak, przez ciebie. – rzuca.
– Co chcesz z nim zrobić?
– Nic, nie znoszę tego! – wybiega z pokoju i zamyka się w łazience.
Siadam pod drzwiami.
– Jestem tutaj, gdybyś mnie potrzebowała.
– Idź sobie.
– Chcesz być sama?
– Tak!
– Mówisz: „idź sobie dlatego, że jesteś zdenerwowana?”
– Tak.
– Jestem przy tobie, jeśli chcesz się przytulić.
– Nie.
Siedzę pod drzwiami łazienki przez dziesięć minut. Budzi się maluszek, idę go przytulić i nakarmić.
– Wika, Oli się budzi, idę do niego. Jestem w salonie, gdybyś chciała być bliżej.
– Nie chcę.
Puffff. Wdech, wydech, wdech, wydech. Siedzę i karmię synka. Rozmyślam. Najpierw pojawiają się takie myśli: „co za popołudnie!”, „o co jej chodzi?”, „wszystko nie tak”, „mam już dość”… ale łapię je i sprawdzam, co za nimi stoi. Myślę, że to potrzeba łatwości, kontaktu, zrozumienia, współpracy… Kiedy to odkrywam, przeformułowuję swoje myśli na takie, które bardziej mnie wspierają: „chciałam złapać z nią bliższy kontakt, akceptuję to, że jest inaczej”, jest jej naprawdę trudno”, „potrzebuje mnie”, … ale zaraz zaraz. Przecież jestem, chodzę za nią i komunikuję swoją gotowość do bliskości i towarzyszenia. Proponuję różne opcje i rozwiązania.
I nagle wpadam na ważny i uwalniający mnie wniosek… Po co ja to wszystko robię? Dlaczego? Chcę pomóc, ale czy ona potrzebuje takiej pomocy? To mi jest trudno z tym, co widzę i słyszę. To ja mam poczucie, że chciałabym inaczej. Że nie chcę już „marudzenia” i niezadowolenia. A przecież ona ma prawo do swoich uczuć; przeżywania różnych rzeczy tak, jak chce; przestrzeni do bycia w słabszym nastroju.
To, co robiłam nie „działało”, ponieważ moje wyobrażenie co do tego, jak „ma być” nie było tożsame z tym, czego potrzebowało moje dziecko.
Więc chodziłam za nim bezskutecznie, próbując zaprosić je podświadomie do lepszego nastroju, zabawy, uśmiechu, radości, entuzjazmu. Tymczasem moja córka wcale ich nie potrzebowała. Chciała spokoju. Chciała pobyć w swoich odczuciach i swoim doświadczeniu (jakiekolwiek by ono nie było).
Wróciłam po kilku minutach z maluszkiem na ramieniu. Położyliśmy się na łóżku w sypialni. Nakryliśmy kocem i udawaliśmy, że jesteśmy pod namiotem. Wika przyszła i wślizgnęła się do nas.
– Ale mam dzień…
– Słyszę, córeczko. Wiesz i mi się takie zdarzają.
– No i?
– No i różne mam wtedy odczucia. Czasem czuję się rozdrażniona. Czasem wkurzona; i prawie nic mnie nie cieszy. Przynajmniej przez kilka chwil. Czasem chcę być sama, a czasem chcę pobyć w towarzystwie kogoś bliskiego.
– Taty, babci Ewy i cioci Malwinki?
– Na przykład. Ty chciałaś być dziś bardziej sama?
– No.
– A wiesz, że następnym razem możesz też o tym powiedzieć?
– Chcę być sama. Coś takiego?
– No tak.
– Dobra. To mamy umówione.
– No to mamy… chcesz się teraz potulić?
– Yhy.
I przytuliłyśmy się. Na chwilę, bo W. nie potrzebowała już tyle bliskości…
***
Ta krótka historia przypomniała mi o tym, że empatyczna komunikacja to też, a raczej przede wszystkim otwartość na zobaczenia drugiego człowieka w pełni; z tym, z czym właśnie się zmaga; z czym przychodzi i czego doświadcza. Bez próby zmieniania tego, w co jest właśnie zanurzony. To też nieustanne sprawdzanie, czy to, co robię ma na celu zaopiekowanie moich potrzeb, czy rzeczywistą chęć usłyszenia kogoś innego. I przyjęcia go takim, jaki jest teraz. Właśnie w tej chwili; w akceptacji i odpuszczeniu…
❤️
fot. Pixabay