– Mamo, ja chcę iść na basen, teraz.
– Słyszę, że chcesz popływać.
– Tak, bo dawno nie byłam. Ale teraz.
Córka wychodzi do garderoby, wraca z pełnym ekwipunkiem. My odpoczywamy po posiłku. (edit: Wika wie, że potrzebujemy chwili na regenerację. Mówimy o tym).
– Już jestem gotowa.
– Widzę, że bardzo chcesz pójść, Wika.
– No tak! – podnosi głos. No już, idziemy! Teraz, teraz! Wstawaj, tato! Chodź! Mamo, no! – wykrzykuje.
My wciąż siedzimy na kanapie. Nie chce nam się nigdzie wychodzić. Mnie już zupełnie nie (tym bardziej że ostatnie tygodnie ciąży nie są dla mnie łaskawe). Widzę jednak, że emocje córki zaczynają wybrzmiewać coraz silniej.
– Więc chciałabyś pójść i zaczynasz się denerwować, ponieważ my nie wykazujemy chęci, czy tak?
– Tak! – wykrzykuje i zaczyna płakać.
Rzuca jeszcze typowe ostatnio: „nie kocham Was!”, ściąga książki ze stolika i zrzuca je na podłogę, rozlewając przy tym wodę ze szklanki stojącej obok. Trzaska drzwiami do swojego pokoju. Płacze.
– Ja nigdzie nie idę, Madzia, cały dzień byliśmy aktywni, chcę odpocząć. Ona ma zrozumieć, że my też mamy swoje potrzeby. – rzuca już nieco nerwowo i nawykowo mój mąż i wstaje, aby wysuszyć zalane wodą książki.
– Rozumiem, że chcesz odpocząć. Ja nie dam rady z nią pójść, Kuba, ale warto ją teraz wesprzeć w emocjach.
– Zobacz, co ona robi. Rzuca, krzyczy i zalewa książki… eh…
Mężowi włączają się stare schematy. Widzę, jak bardzo się broni przed pójściem za Wiką do pokoju. Widzę, jak bardzo unosi się z takim poczuciem, że on też jest ważny. Z jednej strony chce pomóc dziecku w emocjach, (bo wie, że w takich sytuacjach własnie to jest ważne – aby być, towarzyszyć w tym, czego młody człowiek, z uwagi na niedojrzałość mózgu racjonalnego, nie udźwignie) z drugiej natomiast – trudno jest mu uwolnić się od utartych przekonań typu: „dziecko nie będzie mną rządzić, nie będzie decydować i wchodzić mi na głowę”.
Tymczasem to dziecko właśnie w tej chwili przeżywa tzw. hormonalne piekło. Kortyzol i adrenalina zalewają jego mózg. Włącza się niższa, gadzia część mózgu, która nie odpowiada za racjonalne myślenie, ale za reakcję – ucieczki albo walki (ewentualnie „zmrożenia”). Teraz dziecko nie myśli, nie przyjmie naszego tłumaczenia, że wszyscy są ważni i mają swoje potrzeby, ani w ogóle jakiegokolwiek objaśniania sytuacji, czy perspektywy nas wszystkich. Teraz ono potrzebuje, aby przy nim być, by w jego mózgu (i ciele) doszło do biochemicznej równowagi. W tych silnych wewnętrznych hormonalnych zmianach wydarza się to, co my widzimy na zewnątrz – zachowanie dziecka. Można powiedzieć, że zachowanie rodzi się w mózgu. Wraz z hormonalnym tańcem dziecko wykonuje pewne ruchy i działania, które tym hormonom i niedojrzałym jeszcze strukturom (oraz połączeniom między nimi) odpowiadają. Działania, które mają na celu, z ewolucyjnego punktu widzenia, pozwolić dziecku (i dorosłemu) przetrwać.
To, co dziecko robi i nam pokazuje – krzyk, płacz, rzucanie przedmiotami, kopanie w złości itd. nie jest zależne od niego i od jego woli i warto wciąż sobie o tym przypominać. Jego mózg dojrzewa w tych obszarach, które odpowiadają za rzeczowe wyrażanie emocji czy uczuć. I będzie on dojrzewał dość długo. Najpierw bardzo intensywnie do ok 7. roku życia dziecka (ten okres uważa się za najważniejszy w mądrym wspieraniu pociechy). Później ostatecznie do ok 24. r.ż. Przy czym w międzyczasie doświadczymy jeszcze okresu sporych zmian w mózgu, a tym samym zachowaniu dziecka, w okresie nastoletnim.
Mamy więc wybór: pójść do pokoju dziecka i wesprzeć je w tym, aby hormony wróciły do właściwego poziomu, a tym samym do powstawania w mózgu połączeń, które pomogą mu dziś i w przyszłości:
– radzić sobie ze stresem, złością i innymi stanami/emocjami,
– tworzyć dobre i konstruktywne relacje z ludźmi,
– budować zdrowe poczucie własnej wartości,
– szybciej zapamiętywać informacje, szybciej się uczyć,
– wykazywać się empatią i życzliwością itd.
Albo: zostawić je samo sobie i pozwolić, aby doświadczało trudnych emocji i stanów w ciele w pojedynkę. Wówczas, jak pokazują liczne badania, wspomniane wyżej połączenia między neuronami w mózgu nie powstaną.
Zatem wszystko, czego dziecko doświadczy w relacji z nami dziś (szczególnie w trudnych dlań sytuacjach), będzie kształtowało (albo nie) połączenia w wyższych ośrodkach jego mózgu na całe życie. To my w znacznej mierze decydujemy o tym, w jaki sposób ukształtuje się mózg dziecka.
***
Biorę trzy głębokie oddechy, wstaję z kanapy i podążam do pokoju córki. Pukam.
– Mogę wejść?
– Nie!
– Ok, jestem za drzwiami.
Płacze.
Pukam ponownie za kilka chwil.
– Jestem z tobą, widzę, że jest ci trudno.
– Tak! – krzyczy.
– Mogę wejść i być bliżej?
– Tak!
Wchodzę i kładę się obok córki. Łapie mnie mocno za ramię.
– Jestem przy tobie, Wika.
– Wiem.
Przytula się, łkając coraz delikatniej.
– Jest mi przykro. – rzuca po chwili.
– Bardzo chciałaś pójść na basen, prawda?
– Tak. – odpowiada spokojnie, ale za chwilę znowu zaczyna płakać.
To dobrze, bo emocje mają wybrzmieć. Często w takiej chwili wydaje nam się, że to, co robimy jednak nie wspiera, bo skoro dziecko zaczyna znowu płakać, to gdzie tutaj sens i rzeczywista pomoc. Jednak to właśnie o to chodzi, aby emocje nie kumulowały się w ciele, a wybrzmiały. Aby dziecko czuło, że przy nas może być sobą i że jest w porządku z całym wachlarzem swoich uczuć i postaw.
Przytulamy się. Po kilku minutach do pokoju wchodzi tata Wiki. Miał czas na to, aby ochłonąć i pooddychać. Kładzie się obok nas. Ja też jestem przy tobie. Córka przytula nas oboje. Zaczyna opowiadać o koledze z przedszkola. Później wracamy do tematu basenu i potrzeb każdego z nas. Mówimy o tym, co się wydarzyło (bez ocen, tylko w postaci stop-klatki). Mówimy o tym, czego byśmy chcieli w podobnych sytuacjach i pytamy, co można by zrobić następnym razem inaczej. Córka daje swoje pomysły. Umawiamy się na basen następnego dnia. Leżymy i czytamy książki, a później wychodzimy razem na krótki spacer do lasu… Jesteśmy blisko…
***
Pamiętajmy o tym, że kiedy istnieje taka potrzeba, możemy (i mamy) odmawiać dziecku. Ono nie ma „dostawać wszystkiego”, o co prosi, a raczej to, czego naprawdę potrzebuje do zdrowego rozwoju. Ma uczyć się też naszej odmowy i ją zrozumieć. Wykrzyczane w podobnej sytuacji przez dorosłych: „daj mi odpocząć!”, „mam dość!”, „uspokój się!”, w niczym dziecku nie pomoże. Nie pozwoli mu zrozumieć tego, co dla nas ważne (w tym przypadku – odpoczynek) ani nauczyć się szanować naszych potrzeb, nas samych. Nie nauczy się konstruktywnej komunikacji, tylko wyrażania się poprzez krzyk, a to raczej nie sprawi, że będzie wiodło lepsze, mądre i świadome życie; że będzie się spełniało…
Zamiast unosić się ego i powielać przekonania wielu dorosłych o tym, że „dzieci i ryby głosu nie mają”, warto ten dziecięcy głos usłyszeć i pomóc latorośli żyć w poczuciu bezpieczeństwa. Wesprzeć ją w stawaniu się coraz bardziej samoświadomym, dojrzałym emocjonalnie i społecznie człowiekiem.
Trudno przełamać się w świecie, w którym uczono nas maskowania swoich uczuć i emocji, w którym nieraz kazano siedzieć cicho, być „grzecznym” i „posłusznym”… Warto jednak stopniowo zauważać te mało korzystne schematy i uwalniać się od tego, co krzywdzące i niekorzystne dla rozwoju dzieci i naszej relacji z nimi. I również o tym chciałam Wam dzisiaj przypomnieć…
#zmiłościdodziecka
#zmiłościdorodzica
#niechsiłaporozumieniabędziezwami
❤