– Mamo, martwię się.
– Czym? Co Cię niepokoi?
– Oliwier jest mały.
– No tak. Jest maleńki.
– I ja go kocham i lubię.
– Fajnie to słyszeć.
– Ale później będzie duży. I ja też. I jak się okaże, że go nie lubię, to co?
– To bardzo ciekawe pytanie. Czuję się nim trochę zaskoczona. Ale tak na szybko, to chciałabym Cię zapewnić, że nie musisz lubić każdego. Naprawdę…
Nie zdążyłam dokończyć wypowiedzi…
– Ja go będę kochać, bo to mój brat, ale jak się będziemy kłócić?
Płacze…
– Wika, widzę, że to dla Ciebie trudne. Masz obawy o konflikty, tak?
– No, bo mama Stasia mówi ciągle, że ma się nie kłócić z bratem na placu i go lubić, jak inne dzieci.
Płacze…
Przytulamy się. Nie mówię więcej. Po prostu jestem.
Po chwili, kiedy córka wraca do właściwej sobie równowagi, dodaję…
– Kochanie, ludzie są różni. Czasem darzą się sympatią, czasem nie. A konflity są wszędzie. To dzieje się też w rodzinach. Nie wiem, skąd Ci to przyszło na myśl, ale masz dużo racji w samym przemyśleniu. Rodzeństwa się nie wybiera. Po prostu się je ma. I jeśli nawet miałabyś poczucie, że tej sympatii jest mniej, to to jest dla mnie w porządku i te spory też. Ważne jest, aby respektować swoje uczucia i granice. Rozumiesz, co mam na myśli?
– No, że jak coś Oli będzie robił, i ja nie będę chciała, to żeby on się uczył, że nie można. I jak on będzie nie chciał, to ja też będę musiała przestać. I że jak będzie nam smutno czy coś takiego, to, że sobie pomagamy.
– Że możecie się jakoś wspierać i nie naruszać swoich granic. A ja będę przy Was i będę Was wspierać w emocjach i różnych sytuacjach.
– I że kłócenie jest dobre?
– No dużo się wówczas uczymy. Po prostu konflikty wcale nie są niczym złym, one po coś się dzieją i pomagają się też poznawać.
– To już się nie boję teraz.
– Serio?
– No.
– Cieszę się, że jest ci lżej.
– Dzięki mamo. A może się polubimy…?
– Może…
– Kocham cię, Oliwku.
I pocałowała brata w czółko. ❤️
***
Dzisiejsza rozmowa była dla mnie bardzo ważna i też trochę wzruszająca. Przypomniała mi znowu o tym, że dzieci widzą więcej, niż nam się wydaje. I że to, co widzą, otwiera w nich nowe emocje i stające za tymi emocjami potrzeby.
***
Kiedy dzieci się kłócą i/albo mówią, że nie lubią swojego rodzeństwa, często jest tak, że w nas, jako dorosłych, rodzi się złość. Natychmiast kontrujemy takie i podobne wypowiedzi, staramy się zrobić wszystko, aby dzieci się nie kłóciły, a „lubiły” (podkreślam to „lubiły” też dlatego, że kochać i lubić to jednak nie to samo), aby ich relacja wyglądała na idealna i uporządkowaną. Pełną sympatii, zgody i radości. I wspaniale , jeśli tak jest.
Mam jednak poczucie, że życie z bratem czy siostrą może być związane z częstymi różnicami zdań, starciami dwóch (lub więcej) różnych światów. I też innych na danym etapie i w danym momencie potrzeb. I taka presja, którą nieraz wywieramy na dzieciach, że one mają się ze wszystkim i na wszystko zgadzać i darzyć tym lubieniem, jakkolwiek je rozumiemy i interpretujemy, nie jest korzystna; jest trochę krzywdząca.
Warto pomyśleć o tym, dlaczego ten nacisk na „zgodę i sympatię” się w nas pojawia. W swojej ponad dziesięcioletniej pracy z rodzicami zauważam, że nierzadko rodzi się on z obawy przed społeczną krytyką i/albo konfliktami (hałasem i krzykiem w domu). Bo ludzie, którzy nas spotykają na plecach zabaw czy w parkach, często mierzą nasze rodzicielstwo miarą tego, co widzą na zewnątrz. Jeśli dzieci się kłócą, to pewnie my, jako rodzice, nie jesteśmy wystarczający i sobie nie radzimy. Albo sami sobie kreujemy w głowach takie wizje, bo tak nas uczono, że spory są nie ok, bo świadczą o tym, że ludzie są słabi i sobie nie radzą. A w istocie tak nie jest.
Mimo że konflikty między dziećmi nie są przyjemne i angażują nas do ciągłej uważności i wspierania dzieci w emocjach, a nie raz zmuszają do użycia siły ochronnej, w istocie są one ważnym elementem rozwoju i bycia w relacji. Uczą widzenia siebie i drugiego człowieka, rozpoznawania swoich granic i granic innych ludzi. Uczą też, że jesteśmy różni, że mamy różne potrzeby, że możemy inaczej postrzegać różne rzeczy i obszary. Uczą języka serca, nazywania emocji i uczuć, respektowania drugiego człowieka. Uczą dużo o sobie, czego chcę, co lubię, co sprawia mi trudność, jak bardzo jestem wrażliwy i na co…, co to we mnie rodzi i dlaczego… Uczą więc nasze dzieci bardzo istotnych rzeczy, o ile je w tej nauce wesprzemy…
Zamiast więc chować realia pod dywan, inspiruję Was do tego, aby otworzyć w sobie akceptację tego, że konflikty są i mają się wydarzać. Że nie świadczą one o tym, że coś z nami i naszymi dziećmi jest nie w porządku. A nasze odpowiadanie na te konfliktowe sytuacje jest genialną przestrzenią dla naszych pociech do poznawania niezwykle ważnych życiowych umiejętności i przybliżania się do cennych wartości, o których tak często się dziś zapomina…
Niech więc żyją w nas i naszych pociechach wszystkie emocje, niech dochodzi do różnic zdań, do wymiany doświadczeń. Niech dzieje się „życie”… choć niełatwo o zasoby, gdy tego „życia” w naszym domu jest dużo i czasem mamy go zwyczajnie dość, warto, aby nie stało się ono tabu, a rozkwitało i przynosiło prawdziwy rozwój. Nam i naszym dzieciom.
Ślijcie to proszę w świat. Niech dodaje odwagi i pokazuje, że sporów nie warto się bać i że nie świadczą one źle o nas, jako ludziach; Warto je przyjąć i zaakceptować. Uczyć się porozumienia. Takiego, które pozbawione jest przemocy; które pozwala realizować potrzeby, umiejętnie okazywać uczucia i emocje, żyć w miłości i zrozumieniu wobec innych.
I tego nam wszystkim życzę… ❤️❤️❤️
#uwalnianiasięoddawnychprzekonań
#siły
#akceptacji
#miłościiporozumienia
Fot. Pixabay004