Często dostaję od Was wiadomości, w których pytacie mnie m.in. o to:
✔️jak sprawić, aby dzieci po sobie sprzątały,
✔️jak przekonać je, żeby mówiły „przepraszam” i „dziękuję”,
✔️jak nauczyć je, aby odpowiadały „dzień dobry” i „do widzenia”.
Zwykle Wasze zapytania dotyczą dzieci między drugim/trzecim a szóstym rokiem życia.
Przede wszystkim warto wiedzieć, że aktywność dzieci w tych i wszystkich innych obszarach może:
1. Wynikać z nich samych
lub
2. być narzucona z zewnątrz.
Innymi słowy może ona:
1. Wynikać z wewnętrznych potrzeb i motywacji dziecka.
Oh, jak bardzo lubimy, kiedy dziecko samo podejmie się posprzątania po swojej zabawie albo powie „dzień dobry”, wchodząc do sklepu, bez przypominania mu o tym. Serce nam wówczas rośnie. 🙂 Jemu też – bo to, co robi, wynika z jego naturalnej mobilizacji. 😉
albo
2. Być wyproszona lub wręcz wymuszona przez rodzica czy innego opiekuna.
Wówczas i dzieciom, i dorosłym jest dużo trudniej. Nam przede wszystkim dlatego, że denerwujemy się i czujemy zmęczeni ciągłym przypominaniem o czymś, co dziecko ma zrobić, albo też jest nam wstyd za malucha, kiedy nie odpowiada „do widzenia” czy nie sprząta po sobie w restauracyjnym kąciku zabaw. A dzieciom – ponieważ czują się zmuszane do robienia rzeczy, na które z różnych powodów nie są (w danej chwili) gotowe, albo nie czują potrzeby, żeby się ich podjąć.
Co – z neurobiologicznego punktu widzenia – dzieje się, jeśli działanie nie wynika z potrzeb dziecka, tylko jest wynikiem presji dorosłego?
Kiedy narzucamy dzieciom, co mają zrobić, powoduje to u nich m.in. wzrost poziomu tzw. hormonu stresu – kortyzolu – oraz blokadę wydzielania dopaminy w mózgu. Dopamina to bardzo ważna substancja, która m.in. jest odpowiedzialna za to, że dzieci chcą się podjąć określonych działań. To „chcenie” nie wynika z ich woli, tylko z naturalnych procesów biochemicznych, które zachodzą w ich mózgu.
Jeśli zatem nieustannie naciskamy na dzieci, aby po sobie sprzątały, mówiły „dziękuję”, „przepraszam”, „dzień dobry” i „do widzenia”, i złościmy się na nie, kiedy tego nie robią, to summa summarum przyczyniamy się tego, że dzieciom coraz bardziej nie chce się tych wszystkich poleceń wykonywać. I wcale nie robią nam na złość, jedynie nie są w stanie zatrzymać tego, co dzieje się w ich mózgu i układzie nerwowym.
Owszem, w danej chwili dzieci w końcu zrobią to, co chcemy. Adrenalina, która wydzieli się tuż obok kortyzolu, zmotywuje je do działania. Do krótkiej, szybkiej i energicznej reakcji na prośbę dorosłego. Bo akcja = reakcja, czyli podniesienie głosu przez rodzica = wykonanie zadania. Ale długoterminowo mózg dzieci pod ciągłym przymusem nie będzie efektywnie działał. Ponieważ częste wyrzuty dużej ilości kortyzolu i ciągłe blokowanie dopaminy mu na to nie pozwolą!
U dzieci, które zmuszamy do czegokolwiek, wyłącza się system naturalnej motywacji do działania. W efekcie nie uczą się one niczego poza tym, że:
- relacja polega na zmuszaniu mniejszych/młodszych do robienia różnych rzeczy,
- zawsze trzeba robić to, co każą inni,
- kiedy ktoś nie ma na coś ochoty, warto na niego nakrzyczeć, wówczas zmobilizuje się go do działania,
- sprzątanie, okazywanie wdzięczności za coś czy odnoszenie się do innych z szacunkiem mają miejsce tylko wtedy, kiedy ktoś nas do tego przymusi,
- w świecie wygrywa zawsze ten, kto jest silniejszy.
Nie chciałbym, aby moje dziecko wzrastało w takich przekonaniach. Wolałabym, aby to, co robi, wypływało z niego samego. No i aby jego mózg efektywnie się rozwijał. Bo przecież masa połączeń, które mogą tworzyć się w mózgu dziecka, nigdy się nie rozwinie, jeśli żyje ono pod ciągłym przymusem. Połączenia te nie powstaną pod czyimś naciskiem, co jest bardzo niekorzystne zarówno dla rozwoju poznawczego, jak i emocjonalnego i psychicznego. Potwierdza to wiele wiarygodnych badań – nie tylko tych prowadzonych nad mózgiem, lecz także innych – psychologicznych. Jeszcze kiedyś o nich opowiem… 🙂
Jak zatem nauczyć dzieci sprzątać po sobie, mówić „dzień dobry”, „dziękuję”, „przepraszam”, „do widzenia”?
A przy okazji sprawić, aby zdrowo i harmonijnie się rozwijały…?
Warto przede wszystkim pamiętać o empatycznej relacji, o „kortyzolach”, „dopaminach” i innych ;-), a także:
- Zrezygnować z presji i ciągłego mówienia o tym, że „coś należy”, „coś trzeba”, a inaczej „nie wolno”. Dzieci nie rozumieją takiego języka, a i ich mózg słabo na niego reaguje.
- Nie podnosić na dzieci głosu także wtedy, kiedy nie chcą robić czegoś wbrew sobie i na siłę. Lepiej spokojnie z nimi rozmawiać.
- Pamiętać o tym, że potrzeby dzieci i nasze mogą się od siebie różnić i to jest zupełnie naturalne.
- Zawsze sprawdzać, z czego wynikają nasze postawy wobec dzieci, kiedy zmuszamy je do czegoś. Może to kwestia naszych niezaopiekowanych potrzeb, obaw przed tym, co powiedzą inni, lęku przed odrzuceniem społecznym etc. Jeśli tak (a najczęściej tak ;-)), warto nie obciążać tym dzieci i zastanowić się, co tak naprawdę jest ważne… To dobrze, że chcemy nauczyć je, aby żyły w uporządkowanym otoczeniu, ale pamiętajmy, w jaki sposób (i czego) je uczymy, a co tę konstruktywną naukę na pewno uniemożliwia…
- Odpuszczać, kiedy dzieci mają słabszy dzień, nie mają ochoty na sprzątanie albo nie czują się na siłach, by zająć się czymś, o co prosimy; kiedy są zmęczone, rozdrażnione albo nadmiernie pobudzone przez inne bodźce.
- Pozwalać dzieciom dokonywać niezależnych wyborów. Przecież my, dorośli, też czasem nie mamy ochoty, aby po sobie posprzątać, i nie zawsze zgadzamy się na wszystko to, o co proszą nas inni! Czy nie bywa męczące, kiedy ktoś wciąż nami steruje, do czegoś nas nieustannie zmusza? To nie tylko wpływa na fakt, że nam się nie chce, ale również powoduje, że zaczynamy zrażać się do tej osoby.
- Wspierać dzieci w kontaktach z innymi poprzez pełną wyrozumiałość względem tego, że np. nie mają ochoty się przywitać. Często dzieci potrzebują chwili na oswojenie się z nową osobą czy sytuacją, i wymuszanie „dzień dobry” nie jest dobrym pomysłem…
Zamiast zatem: „No, powiedz cioci dzień dobry”, „Podziękuj ładnie za prezent”, „Natychmiast przeproś brata”, można inaczej: „Widzę, że potrzebujesz czasu na oswojenie się…”, „Rozumiem, że poczułeś się nieswojo…” czy „Widzę, że się zawstydziłeś. Chcesz się do mnie przytulić? Co chciałbyś teraz zrobić?”, „Zabrałeś bratu samochód, kiedy on się nim bawił. Michaś teraz płacze. Myślę, że jest mu trudno/chyba go to rozzłościło/sprawiło mu to przykrość. Co moglibyśmy teraz zrobić?” (Dziecko nie zawsze powie w tym momencie „przepraszam” i nie to ma być naszym celem. Być może tylko odda zabawkę albo przytuli brata, co będzie przecież równoznaczne z faktem, że ono wie, w jaki sposób postąpiło… No albo z nią ucieknie. 😉 Wówczas trzeba zadbać o to, co chce nam powiedzieć swoim zachowaniem. Być może szuka z nami autentycznego kontaktu, którego akurat zabrakło? A może – naszej uwagi?
- Zapraszać dzieci do wspólnej zabawy, ale nie po to, by ostatecznie osiągnąć jakiś swój cel, a po to, aby pokazać dziecku, że np. sprzątanie może wiązać się z przyjemnością i dobrą zabawą, a nie tylko z przykrymi odczuciami. O ile łatwiej byłoby nam, dorosłym, gdyby nie wpojono nam kiedyś, że pewne rzeczy są „męczące”, „trudne” i w ogóle „obciążające”…
Dzieci lubią różne formy zabaw w sprzątanie. Np.: stawiamy koszyk na klocki i rzucamy je do niego z różnych części pokoju. Albo dajemy dziecku ściereczkę i pojemnik ze spryskiwaczem do odzieży, wypełniony czystą wodą z cytryną i sodą oczyszczoną, i myjemy razem łazienkę czy podłogę – przynajmniej tę ceramiczną. 😉
- Czytać dzieciom książki (wybrane i przemyślane) o różnych bohaterach i ich doświadczeniach związanych z codziennymi obowiązkami i empatyczną komunikacją z innymi.
- Opowiadać historie o wymyślonych przez siebie postaciach,
a przede wszystkim:
- Być naturalnym wzorem do naśladowania, ponieważ dzieci uczą się, obserwując nasze prawdziwe postawy i dążenia. Uczą się, naśladując nie tylko to, co mówimy i robimy, ale również to, jaki przekaz kryje się za naszymi działaniami. Kiedy chcemy, aby one się czegoś podjęły, a sami nie jesteśmy do tego przekonani, nie lubimy tego albo to nie wypływa z nas, tylko jest związane choćby z presją społeczną, to dzieci prędzej czy później i tak to zauważą i trudno im będzie wówczas przyjąć, że dana postawa może im służyć, że może stać się im bliska i dla nich ważna. Bo w rzeczywistości nie jest ważna dla nich, ani nawet dla nas, a powiązana raczej z naszym lękiem przed oceną innych albo ogólnie przyjętą normą, w którą sami nie wierzymy, a trochę nie wiemy, jak się od niej uwolnić.
Czy TO wszystko naprawdę działa?
Zależy, co rozumiemy przez słowo „działa”? Jeśli to, że dziecko rozwija się w dobrej i empatycznej relacji i poprzez nią oraz potrafi samo podjąć się różnych działań, to tak – działa, i to nawet bardzo.
Działało, kiedy pracowałam w szkołach (różnych), i choć wtedy nie korzystałam ze wszystkich wymienionych możliwości, intuicyjnie i zgodnie z moją ówczesną wiedzą wybierałam relacje bliskie dzieciom i sobie, czyli pełne naturalności, wzajemnego szacunku i zaufania. One to czuły i chętniej się uczyły. Chętnie podejmowały się nowych działań i aktywności. Były bardziej pomysłowe, otwarte i spokojne… Zazwyczaj, bo tak jak wszędzie, i tutaj zdarzały się wyjątki…
I TO działa również teraz, kiedy towarzyszę swojemu dziecku na co dzień i naprawdę widzę, jak wzrasta w zdrowiu, poczuciu własnej wartości, autonomii i akceptacji… (i w braku konformizmu – przy okazji).
Zapytacie, czy moja niespełna pięcioletnia córka po sobie sprząta? Odpowiem, że – zadziwiająco często 😉 ale nigdy jej do tego nie namawiałam. Niekiedy sama przychodzi do mnie i pyta: „Mamo, czy możemy razem posprzątać? Dasz mi jakieś zadanie?”. A czasem widzę, że zupełnie nie ma chęci czegoś zrobić i wówczas akceptuje to, odpuszczam. Nam, dorosłym, też czasem po prostu się nie chce… 😉
Zapytacie, czy mówi „cześć” i „dzień dobry”. Jeśli kogoś zna i ktoś jest jej bliski, nawet przybija piątkę albo rzuca mu się w ramiona, a to chyba najlepsze „dzień dobry” pod słońcem. A jeśli się zawstydzi albo poczuje niepewność czy nacisk z czyjejś strony na „do widzenia”, natychmiast się zablokuje i zareaguje oporem. Czyli użyje naturalnego dla siebie mechanizmu odwrotu, ucieczki.
Owszem, przeprasza. Kiedy z całego serca czuje, że kogoś zraniła, albo zauważy, że naruszyła czyjeś granice – przeprasza! Słowem, gestem, czynem…
Zapytacie, czy mówi „dziękuję”. Chyba najczęściej na świecie, bo ja wciąż dziękuję – wszystkim za wszystko. 🙂
I sobie też dzisiaj dziękuję za to, że zaufałam swojemu instynktowi i dziecku oraz jego naturalnym biologicznym predyspozycjom. Mam bowiem poczucie, że dzięki temu doświadcza pełni i w tej pełni się wyraża. I samo, absolutnie samo uczy się tego, co cenne i bliskie. Jemu i drugiemu człowiekowi. <3
Ściskam Was – Magda
fot.pexels.com