Nareszcie udało mi się na chwilę usiąść. Jest dziesiąta. Wstałam dziś wcześnie rano, żeby na spokojnie popracować, przygotować śniadanie i trochę posprzątać, zanim obudzi się moje dziecko. (Przedszkole jest zamknięte, dlatego też pracuję, kiedy córka jeszcze śpi). Mmmm, jak przyjemnie, myślę sobie, sącząc ciepłą herbatę. Za oknem las, przyroda… Oddycham sobie, jestem tu i teraz…

CZĘŚĆ I

“Maaamo” – słyszę. “Maaamo, chodź do mnie” – woła.
“O matko i córko!” To już? – myślę sobie. – “Idę, córeczko”.

Przytulaki, miziaki, rozmowa o tym, jaki piękny dzień za oknem. Milusio. Zjadamy śniadanie… Malutka szybko wsuwa ostatnią łyżkę owsianki i biegnie do zabawy. Mnie marzy się tylko jedno – odpoczynek… Ostatnie dwa tygodnie były bardzo intensywne. Praca, spotkania z klientami, organizacja strony, pisanie, tworzenie, zdjęcia, codzienne obowiązki i maluch u boku… Siadam więc, a właściwie rozkładam się z przyjemnością na kanapie.

Córka wsiada do swojego nowego mercedesa 😉 (duży samochód pożyczony od przyjaciela mieszkającego tuż obok nas) i zaczyna śmigać po całym mieszkaniu. “Jadę na zakupy. Coś ci kupić, mamusiu?” – woła. “Pewnie, poproszę o awokado i pomidory” – odpowiadam. “Dobra, jadę”. Wrrrrrum, wrrrrum, ziuuuu…

“Ojej, jak głośno” – myślę sobie. – “Muszę być nieźle wypruta, skoro przeszkadzają mi nawet takie odgłosy”.

Po kilku minutach nadjeżdża: “Mamo, zgubiłam klucze od auta” – oznajmia zmartwionym głosem. – “Czy pomożesz mi szukać? Proszę, proszę…”.

“O nie” – myślę. Padam dziś z nóg i nie zdążyłam poleżeć nawet przez 10 minut.
“Mamo, proszę, pomóż mi. Nie wiem, gdzie są kluczyki” – mówi jeszcze bardziej zasmucona.

Moje wnętrze (a właściwie mój mózg) walczy pomiędzy “leżeć” a “wstać”…

“No dobrze, kochanie. Już idę”. – “W końcu dziecko mnie potrzebuje” – myślę.
“Gdzie zgubiłaś?” – pytam.
“Nie wiem. Mam drugie, znajdź je, mamo. Proszę!“.
“OK”.

CZĘŚĆ II

Wstaję i szukam. Malutka bawi się takimi mikrokluczykami, które normalnie służą do zamykania pamiętnika. Ma faktycznie dwa komplety. Oba leżą zwykle na półkach z książkami w małym pokoju. Idę tam. Szukam i szukam, ale nie mogę znaleźć. Przeszukuję wszystkie półki. Nie ma. No dobra, pewnie są w przedpokoju. Otwieram szuflady, zerkam na regałach. Nie ma. Nigdzie nie znajduję tych nieszczęsnych kluczyków…  Narasta we mnie złość. Mała siedzi w aucie, w pokoju dziennym. “Mamo, masz te klucze?” – pyta zniecierpliwiona. “Nie mam, nie znalazłam” – odpowiadam. “Mamo, nie mogę się bawić!”.

“Córeczko, nie widzę tych kluczy, ale szukam dalej”. – I tak wertuję każde możliwe miejsce, a złość zaczyna sięgać zenitu. Tu mi coś wypadanie, tam się przewróci. W głowie zaczynają pojawiać się krytyczne myśli: “Po co jej te kluczyki? Co ona wymyśla? Jak by nie mogła jeździć bez nich. Zupełnie bez sensu…”.

“Maaaaamooooo, masz już? Chcę kluczyki!”.
“Nie” – odpowiadam podniesionym głosem. – “Nie mam i nie będę ich dalej szukać. Co ty wymyślasz, przecież możesz bawić się bez nich! Spróbuj sama je znaleźć. Ja już nie mam siły! Nie rozumiesz, że ich nigdzie nie widzę?”.

CZĘŚĆ III

“No mamo!” – woła mocno rozzłoszczona i zawiedziona. Wpada w złość, zaczyna krzyczeć i płakać jednocześnie: “Mówiłam ci, że potrzebuje kluczyka, że bez niego nie pojadę. Nie lubię cię, mamo!” – Biegnie do pokoju, trzaska drzwiami i zanosi się płaczem.

Jestem wściekła. Wychodzę na ogródek, biorę kilka głębokich oddechów. Zadaję sobie pytanie, gdzie leży błąd. Ma już cztery lata, czy długo to jeszcze potrwa? Ale za chwilę myśl: “Magda, ale czy co potrwa długo? Wyrażanie emocji? Okazywanie złości? No pewnie, że długo. Nawet bardzo. To przecież naturalne… O co ci chodzi, kobieto…?” – mówię sama do siebie.

Dobra, oddech pomaga, przychodzi racjonalna myśl: “Jestem zmęczona. Nie zadbałam o siebie. Mogłam zrobić to, czego potrzebuję, a nie porywać się na szukanie kluczyków. Przecież równie dobrze można było zamienić tę sytuację w dobrą zabawę i zaprosić do niej małą”.

CZĘŚĆ IV

Słyszę, że mocno płacze. Serce mi pęka… Idę do jej pokoju.
Pukam.
“Mogę wejść?” – pytam spokojnym głosem.
“Nie! Nie chcę!” – odpowiada, płacząc.
“OK. Jestem pod drzwiami, siedzę tutaj. Jak będziesz gotowa – przyjdź”.
“Nie, nie przyjdę!” – krzyczy w złości.
“OK, rozumiem. Jestem tutaj i kocham cię”.

Mija dosłownie pięć minut. Przestaje płakać. Otwierają się drzwi. Siada mi na kolanach, przytula się.
“Kocham cię i przepraszam” – mówię. – “Bardzo zależało ci na tych kluczykach? Były dla ciebie ważne?”.
“Tak” – odpowiada, jeszcze trochę łkając.
“I długo to trwało, i nie udało się ich znaleźć, więc się zdenerwowałaś. A ja podniosłam głos i powiedziałam, że wymyślasz, i to cię jeszcze bardziej rozzłościło”.
“Bardzo” – przyznaje.
“I dlatego powiedziałaś, że mnie nie lubisz?”.
“Tak”.

“Przepraszam, córeczko. Ostatnio robiłam dużo rzeczy i nie miałam czasu na odpoczynek i na swoje przyjemności. Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie i dużo od rana pracowałam. Chciałam posiedzieć na kanapie, ale nie zadbałam o siebie i swoją potrzebę. Powinnam tam posiedzieć, zregenerować się przez chwilę. Ale nie zrobiłam tego i dlatego byłam zła. Rozumiesz?”.

“Tak” – odpowiada. – “Mówiłam ci, że potrzebuję kluczyka. Że tamten zgubiłam i nie mogę znaleźć. Że bez kluczyka nie ruszę! Czy ty jeździsz swoim autem bez kluczyka?“.
“No, nie. Bez niego się nie da” – odpowiadam.
“No widzisz, mamo”. – Wzdycha i przytula mnie jeszcze mocniej…

Ot, i cała historia o kluczach, które “nie chciały się znaleźć”.

Z życiowej i psychologicznej perspektywy

Czasem pewne emocje kumulują się w nas nie przez tygodnie, miesiące czy lata (choć te mają niebagatelne znaczenie), ale stają się wielką ogniową kulą dosłownie w ciągu 15 minut. Gdy narasta złość, początkowo myślisz (bo to przychodzi najszybciej), że to złość na Twoje dziecko – bo wymyśla, bo nie chcę pozwolić Ci poleżeć (Jak to “pozwolić poleżeć”? Dziecko nie decyduje przecież o tym, czy leżysz, czy chodzisz!), bo robi na złość (Ty chcesz odpocząć – ono zaraz czegoś potrzebuje).  Ale to jest złość na siebie samą, nie na Twoje dziecko. Złość na to, że nie dbasz o siebie, na to, że masz trudny dzień, albo na to, że coś Cię wcześniej zdenerwowało i sobie z tym nie poradziłaś…
Dostrzegam, że w takich chwilach często zrzucamy odpowiedzialność za swoje uczucia na dziecko. Myślimy, że tylko “niepotrzebne utrudniania sytuację”, “stwarza problemy”.

Ale to nieprawda.

Nie zawsze widzimy siebie: przecież jestem dorosła i odpowiedzialna za siebie. To był mój wybór, świadomie zrezygnowałam z leżenia na kanapie i nie zadbałam o swoje podstawowe potrzeby. O wypoczynek, chwilę relaksu. Wcale nie musiałam wstawać. Mogłam tam sobie spokojnie poleżeć. Przede wszystkim powiedzieć córce, że jestem zmęczona, że potrzebuję chwilę odpocząć, że za chwilę, pełna energii, do niej dołączę. Ona nie wiedziała o tym, co czuję, o której wstałam i co robiłam. Nie zakomunikowałam tego.

Będąc wypoczętą i w stanie ogólnej równowagi, normalnie zaprosiłabym córkę do zabawy np. w “ciepło zimno”. Leżąc na kanapie, mogłabym spokojnie podpowiadać jej, gdzie mogą być kluczyki, a ona mogłaby ich szukać. Pierwszy raz od długiego czasu zapomniałam o sobie, ale jak widać – to powraca. 😉
Dobrze jest jednak wiedzieć, że nawet kiedy popełnimy “błąd” (jako rodzice), nie psuje to budowanej od dawna silnej więzi z dzieckiem. Bliskość (“Jestem tutaj i czekam na ciebie; przyjdź, kiedy będziesz gotowa”), szanowanie granic dziecka (“Nie wchodzę do pokoju, skoro tego nie chcesz, zaczekam”), towarzyszenie mu i rozmowa (gdy emocje już opadną) nie tylko przynoszą ukojenie, ale pomagają też zrozumieć dziecku, że rodzic jest człowiekiem, który także czuje, ma swoje potrzeby, cieszy się i smuci. Jest kimś, z kim dziecko może się utożsamiać.

Często po takiej sytuacji, kiedy mówiliśmy do dziecka podniesionym głosem, kiedy się unieśliśmy czy krzyknęliśmy – gryzą nas wyrzuty sumienia. Źle się czujemy z tym, że znów niepotrzebnie nas poniosło, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy dla swojego dziecka… Warto zauważyć jednak, że wszyscy popełniamy błędy. Że zadręczanie się negatywnymi myślami na swój temat niczemu nie służy. Lepiej wyciągać wnioski niż źle o sobie myśleć. Petra Krantz Lindgren – szwedzka psycholog, terapeutka, autorka książki: “Mów słuchaj i zrozum. Zadbaj o poczucie własnej wartości swojego dziecka” – pisze tak:

“Kiedy dopadają nas wyrzuty sumienia, jest to znak toczącego się wewnętrznego konfliktu. Zaspokoiło się (lub próbowało się zaspokoić) jedną lub kilka potrzeb kosztem jednej lub kilku innych. Żeby dowiedzieć się, jakich potrzeb dotyczy ten konflikt, można spróbować z empatią wsłuchać się w samych siebie”. 1

Warto więc zatrzymać się i zadać sobie kilka pytań: jaka potrzeba stoi za moją złością i emocjonalną reakcją wobec dziecka? O co mi właściwie chodzi? Albo chodziło? Czy o to, że nie mogę znaleźć kluczy do auta, czy może o to, że szukam ich, mimo że zupełnie nie miałam na to ochoty? Że to jest coś, co dziecko (przynajmniej starsze niż niemowlę) może zrobić samo, a ja mogę zrobić wtedy to, czego naprawdę mi trzeba…?

Małgorzata Musiał – pedagog, autorka bloga “Dobra relacja” oraz książki: “Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” – również podkreśla, że:

“aby wesprzeć kogoś w zaspokajaniu jego potrzeb, trzeba mieć zaspokojone swoje własne, przynajmniej w podstawowym stopniu”. 2

Oczywiście, istnieją sytuacje, szczególnie kiedy dziecko jest bardzo małe, w których nasze potrzeby są odsuwane na drugi plan, ale i tutaj warto spróbować znaleźć sposób na czas dla siebie i na powrót do równowagi. Kiedy jednak dziecko jest starsze, a Ty bardzo zmęczona, nie ma potrzeby, by natychmiast do niego biec (oczywiście w sytuacjach, które tego nie wymagają). Niepochylenie się w takiej sytuacji nad dzieckiem nie oznacza, że “jestem egocentryczną, zapatrzoną w siebie osobą”, oznacza raczej, że:

“moje potrzeby głośno dają znać o sobie i dopóki nie zajmę się właśnie nimi, nie będę w stanie dać czegokolwiek innym” – pisze Małgorzata Musiał.

Za każdą trudną emocją kryją się jakieś niezaspokojone potrzeby. Co dzień staram się o tym pamiętać…

Zachęcam do tego również Was!

Trzymajcie się!
Magda

 

 

Przypisy

Show 2 footnotes

  1. Krantz Lindgren, P.: Mów słuchaj i zrozum. Zadbaj o poczucie własnej wartości swojego dziecka”, MAMANIA, Warszawa, 2017. S.156
  2. Musiał M.: Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny. Warszawa, 2017

2 thoughts on “O kluczach, które nie chciały się znaleźć”

    1. Trudne chwile zdarzają się każdej z nas. To zupełnie naturalne…
      PS Cieszę się, że tekst jest wspierający. Pozdrawiam serdecznie!:-)
      Magda

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *