Moja córka wstała wczoraj nieco później niż zwykle. Dzień rozpoczęła zabawą kasztanami. Najpierw przekładała je szczypcami z dużego bawełnianego worka do małych foliowych woreczków, a następnie każdy osobno związywała lnianym sznurkiem i układała przy drzwiach wejściowych.

Była w to tak bardzo zaangażowana, że trudno mi było w ogóle się z nią porozumieć. A czas (jak to zwykle rano) pędził nieubłaganie. Mycie się, ubieranie, czytanie i spokojne zjedzenie śniadania zajmują nam prawie godzinę. Kilka razy rzuciłam więc: „Córeczko/kochanie, chodź, proszę, do mnie, OK? Ubierzemy się, umyjemy zęby i zjemy śniadanie”, „Nie mamy dziś za dużo czasu”, „Zobacz, Skarbie, jest już późno…”, ale nie otrzymałam odpowiedzi.

Stare wzorce i nawyki komunikacyjne nie dają za wygraną. Czasem zapętlam się w pędzie i stresie i zapominam o empatycznej komunikacji, bezprzemocowym porozumieniu… Naturalnie narasta we mnie wówczas złość. Pojawia się tysiąc myśli, że pewnie robi mi na złość, że tak duże dziecko (5 lat) to już powinno po prostu współdziałać, że jak to, tyle razy powtarzam, mówię, a ona nie odpowiada… A później zaczyna się we mnie zwyczajnie gotować.

Ale szybko zatrzymuję to nakręcanie się i narastającą złość! Włączam własny wewnętrzny monolog (Porozumienie, Magda. Oddech. Zrozumienie potrzeb dziecka. Zatrzymaj się) i wracam. Z większą uważnością i wrażliwością na córkę i na to, co robi.

Siadam na podłodze tuż obok niej.

– Córeczko, widzę, że zrobiłaś kilka paczuszek z kasztanami. I zawiązałaś je wszystkie na kokardki?

– Yhy.

– Ile tu jest tych kasztanów (z zachwytem)! Liczyłaś je może?

– Nie, bo nie mam ochoty.

– OK, rozumiem. Hm, a ten jaki maleńki… Co on ci przypomina?

– To jest mały dzidziuś kasztanowy. A to jest jego mama i tata, i babcia, i ciocia. Zobacz, mamo, rodzina kasztanów.

– Rzeczywiście, cała rodzina. Tak sobie myślę, że chciałabym dziś po przedszkolu zrobić z tobą kasztanowe ludziki. Co ty na to?

– Taaaak! Taaaak! I będziemy robić je aż do nocy.

– Dobra. Z przerwami na jedzenie, OK? (śmiech)

– Tak… (śmiech)

Przytulamy się i turlamy razem po podłodze.

Po kilku minutach…

– Wiesz co, kochanie. Idę jeść śniadanko. Dołączysz do mnie?

– No, nałożę ci, mamo.

– Super.

Po śniadaniu…

– Idę się umyć, córeczko. Idziemy razem?

– No. A zaśpiewamy przy tym piosenkę?

– Pewnie!

I tak oto udało się nam przygotować i spokojnie wyjść do przedszkola.

***

Dlaczego bawiłam się z dzieckiem, mimo że byłyśmy zupełnie nieprzygotowane do wyjścia?

Ponieważ wiem, że pospieszanie dziecka i nerwowe wyrywanie go z aktywności, której się właśnie poświęca, nie przynosi dobrych (czytaj: korzystnych i bliskich nam) rezultatów. Kiedy więc łapię się na dawnych przyzwyczajeniach komunikacyjnych, szybko włączam krótki wewnętrzny monolog i biorę głęboki oddech albo kilka takich oddechów. A później zwyczajnie wchodzę w świat dziecięcej zabawy. Jestem uważnie obecna przy swoim dziecku przez kilka do kilkunastu minut (o ile jest to możliwe), ponieważ wiem, że tylko szczere towarzyszenie mu pozwoli nam nawiązać kontakt i naprawdę być w relacji, nawiązać nić porozumienia…

Poza tym dzieci, podobnie jak my, dorośli, nie lubią, kiedy nagle, na siłę wyciąga się je z ważnych dla nich aktywności. Autentyczne towarzyszenie im w tym, co robią, co tak bardzo je zajmuje i wprawia w zachwyt, to cała tajemnica nawiązania spokojnego kontaktu, pełnego akceptacji i zrozumienia…

***

Chciałabym zainspirować Was dzisiaj do zatrzymania się w takich i podobnych okolicznościach.

Mimo że czasem wydaje nam się, że tych kilka minut zabawy może sprawić, że rzeczywiście spóźnimy się do pracy, szkoły czy przedszkola, w istocie walka o natychmiastowe zjedzenie śniadania, umycie się i wyjście oraz siłowe podejście do dziecka zabiorą tego czasu dużo więcej. Przy okazji pozbawią nas zrównoważonego spojrzenia, spokoju i energii, której – powiedzmy sobie szczerze – i tak często nam brakuje… Ale mam takie doświadczenie, że nie brakuje jej nam przez to, że „dzisiejszy świat jest dynamiczny” i że „wszystko szybko się dzieje”, ale dlatego, że sami niejednokrotnie wywołujemy ten pośpiech, sądząc, że najszybciej i najlepiej będzie ogarnąć dzieci podniesionym głosem… Tymczasem na dłuższą metę to jednak nie działa, a i koszty takiego sposobu odpowiadania na dziecięce potrzeby są w istocie za wysokie…

Dużo miłości i wrażliwości… <3

Ściskam Was mocno
Magda

Drodzy Rodzice!Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości dotyczące codziennej komunikacji z Waszymi dziećmi, ich ogólnego…

Opublikowany przez Magdalena Boćko-Mysiorska – blog Piątek, 21 września 2018

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *