Powroty z parków, sal zabaw czy spotkań z innymi dziećmi są niekiedy dla nas i naszych pociech bardzo stresujące i trudne. Oderwanie dziecka od zabawy, w której właśnie uczestniczy, niejednokrotnie graniczy z cudem. I nawet jeśli jest bardzo głodne, zmęczone i ledwo trzyma się na nogach, na prośbę rodzica o powrót do domu reaguje najczęściej nagłym płaczem i bardzo intensywnymi emocjami.

Jak sobie z tym radzić? Jak pomóc dziecku i sobie spokojnie wrócić do domu? Czy w ogóle się da?

Oto sytuacja sprzed kilku dni, opisująca powrót z moją córką z uwielbianego przez nią placu zabaw.

Po dwóch godzinach ożywionej zabawy:

– Widzę, jak świetnie się bawisz, córeczko.
– No.
– Co tutaj najbardziej lubisz?
– Wspinanie. Chodź mamo, zobacz, tu jest największy pająk dla bardzo dużych dzieci. Chcę wejść.
– O wow, rzeczywiście! Jaki wysoki!

I w istocie widzę wielkiego wspinaczkowego pająka, na którego prawdę mówiąc sama bałabym się wejść. Gdzieś w środku czuję, że chciałabym zatrzymać swoje dziecko… Czy aby na pewno da radę? Czy przypadkiem nie spadnie…? – myślę, ale szybko uświadamiam sobie, że to mój lęk, a nie mojej córki. Nie mogę blokować jej przed zabawą, a tym samym nauką tylko dlatego, że moje odczucia nie zawsze pokrywają się z jej odczuciami (i potrzebami). Pozostawiam zatem swój strach w obszarze mojego doświadczania i podążam za córką, wspierając ją w pierwszej próbie wejścia na górę.

– Mamo, zobacz, udaje mi się, jestem już prawie na górze.
– Widzę, kochanie, i cieszę się razem z tobą. Wchodzisz tam.
– Mamo, jestem, jestem.
– Tak, jesteś na samej górze, córeczko.
– Jesteś teraz taka mała, mamo.
– Tak, na pewno wyglądam inaczej.

Jest już ciemno. Robi się naprawdę chłodno. Malutka jest wciąż na szczycie pająka, siedzi na samej górze i obserwuje otoczenie. Nie chciałabym jej odrywać od doświadczania, ale chcę też zadbać o swoje potrzeby – jest mi zimno i czuję się głodna.

– Córeczko, kiedy zejdziesz na dół, chciałabym wracać do domu.
– Nie, nie chcę wracać.
– Zrobiło mi się bardzo zimno i jestem głodna. Chciałabym wracać, kiedy zejdziesz z pająka.
– Nie. Nie chce iść. Teraz to już nie zejdę na pewno i koniec!
– Córeczko, widzę, że dobrze się bawisz. Weszłaś na pająka, bardzo chciałaś spróbować…

Nie zdążyłam dokończyć wypowiedzi.

-Nie, nie idę. Nie, nie!

Zaczyna płakać, a we mnie rodzą się pierwsze, niekoniecznie konstruktywne, myśli: „No nie. Tak być nie może”, „Dlaczego nie możemy wrócić spokojnie do domu”, „Czemu ona nie szanuje moich potrzeb?”, „Znowu to samo…” itd. Coraz bardziej się zapętlam. Zanurzam się w ocenianie myśli, a każda z nich nakręca kolejną. Zaczynam odczuwać zdenerwowanie w całym ciele. Nie od razu je dostrzegam, ponieważ zamiast być ze sobą w kontakcie, pozwalam się porwać kolejnym falom gniewu…  

Ale szybko – zanim wybuchnę i zrobię coś, co na pewno nam nie pomoże, a dodatkowo wpędzi mnie w poczucie winy – łapię tę złość i krytyczne myśli i włączam świadomy wewnętrzny monolog: „Magda, stop. Zatrzymaj się. Oddychaj”. I łapie kilka nerwowych jeszcze oddechów. Później nieco spokojniejszych. Działa… Wracam do siebie i swojego dziecka.

– Kochanie. Idę do ciebie na górę. OK?
– Tak – mówi spokojniejszym i nieco zdziwionym tonem.

Zdejmuję buty, odkładam torebkę i wdrapuję się, przełamując dość duży poziom lęku wysokości. Oddycham i wchodzę. Córka rzuca do mnie swobodnie:

– Dobrze ci idzie, mamo. Jeszcze tylko trochę i już.

Uśmiecham się pod nosem.

– Tak, kochanie, jeszcze odrobinę…

I docieram do dziecka. Siadam obok na jednej z linek, trzymając się niepewnie dwóch sąsiadujących. Dopiero teraz jestem w stanie dostrzec coś, co wcześniej było zupełnie niedostrzegalne. Dopiero teraz, kiedy zmieniłam perspektywę, widzę i czuję mocniej, więcej i bardziej świadomie. Zapominam o lęku i pustym brzuchu, o tym, że jest mi zimno i… zamieram na chwilę. Spoglądam na twarz mojej córki – widzę ten zachwyt, zaangażowanie i nieopisaną radość, że mama… jest blisko.

– Wow – mówię. Ale widok.
– No widzisz, mamo! – rzuca zdecydowanym tonem.
– Tak, teraz widzę, córeczko i czuję… Dziękuję ci, że jesteś. Kocham cię.
– Kocham cię… Możemy już iść do domu, bo jestem głodna?

Uśmiecham się tylko i odpowiadam:

– Tak, teraz możemy już wracać…

Tak niewiele było trzeba, by zrozumieć dziecko. Poczuć je. Uważnie i z pełną wrażliwością towarzyszyć mu w nowym doświadczeniu. Z entuzjazmem wejść do jego świata radosnego bycia i cieszyć się konstruktywną komunikacją i serdecznym kontaktem…

Co by się stało, gdybym się nie zatrzymała? Gdybym nie zatrzymała lawiny swoich myśli, interpretacji i złości?

Stałabym najpewniej pod pająkiem i doświadczała frustracji swojej i swojego dziecka. Ono by płakało, czując z mojej strony presję, brak zrozumienia i nie mając autentycznego kontaktu z ważną (jeśli nie najważniejszą) dla niego osobą. Ja w którymś momencie straciłabym pewnie cierpliwość, zażądałabym, aby córka zeszła i dostosowała się do moich próśb. Być może w złości i braku kontroli nad sobą zastosowałabym jakąś formę przymuszenia jej do powrotu do domu. Obie straciłybyśmy dużo energii i maleńki fragment zaufania do siebie samych i do siebie nawzajem. Nie udałoby nam się dojść do porozumienia, poczuć jedności i akceptacji…

Zdecydowanie za dużo strat i krzywd dla nas obu. Nie chciałabym się ich dopuszczać… I choć czasem bywa trudno, wierzę, że się da. Da się żyć empatią i stawać jej rzeczywistą częścią.

***

Jako dorośli pragniemy na co dzień być prawdziwie zrozumiani przez innych. Potrzebujemy uważności, akceptacji, wyrozumiałości, szacunku wobec naszych potrzeb. Niejednokrotnie zapominamy jednak o tym, by sami dzielić się tymi wartościami i umiejętnościami z naszymi dziećmi. Ale – choćby było to związane z odsunięciem siebie na chwilę na dalszy plan – naprawdę warto! Ponieważ TO nas istotnie wzmacnia, przybliża do naszych pociech, własnego instynktu i głębokiego doświadczania. Wspiera most porozumienia. Pozwala znajdować sensowne rozwiązania w obszarze tysiąca codziennych zmagań, budować trwałą więź i autentyczną relację. Czy istnieje coś cenniejszego w świecie współczesnych wyzwań…?

Moc dobrej energii dla Was –
Magda

fot.fotolia.com

Drodzy Rodzice!Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości dotyczące codziennej komunikacji z Waszymi dziećmi, ich ogólnego…

Opublikowany przez Magdalena Boćko-Mysiorska – blog Piątek, 21 września 2018

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *