– Mamo, przyjdź do mnie!
– Ok, za chwilę. Właśnie zdejmuje ostatniego naleśnika z patelni.
– No to jak skończysz….

– Jestem.

Wchodzę do sypialni. Córka siedzi na łóżku nieco zasmucona i obserwuje, co dzieje się za oknem. Zamieniam się w wielkie empatyczne ucho.

– Córeczko, widzę, że jest ci smutno.
– Tak.
– Chcesz o tym opowiedzieć?
– Mamo, tutaj czuję w gardle, że mi się zaciska.
– To, o czym myślisz sprawia, że masz ściśnięte gardło?
– Tak. Bo Pani powiedziała na placu zabaw, że małe dzieci też czasem umierają.
– Poczułaś niepokój, co?
– No i strach. Dlaczego maluszki umierają jak się rodzą?

Nie zdążyłam nic powiedzieć…

– No jak Ty urodzisz dzidziusia to on będzie zdrowy, nie? Bo ta pani mówiła, że niektóre dzieci rodzą się zdrowe, ale też chore i umierają.
– Pani powiedziała, że dzieci, które rodzą się chore, umierają?
– No.
– Dzieci rodzą się zazwyczaj zdrowe. Czasem zdarza się, że rodzą się z trudnościami, ale nie znaczy to, że umierają. To naprawdę bardzo rzadkie przypadki.
– Ale czemu umierają? No czemu? Bo ja chcę, żeby nasz dzidziuś był zdrowy i koniec.
– Słyszę w tym, o czym mówisz troskę o naszego maluszka.
– No! Dzidziuś będzie zdrowy, prawda mamo?
– Kochanie z całego serca, wierzę, że tak.
– Yhy.
– Widzę, że nadal jest ci trudno?
– Yhy.

Zaczyna płakać. Towarzyszę. Nie mówię już, bo czuję, że to nie jest potrzebne. Jestem cała dla córki. Przytulam, pozwalam emocjom wybrzmieć. Trwa to dość długo, ale nie przerywam tego. Wiem, jak ważne jest, aby dziecko mogło swobodnie wyrazić swoje uczucia, aby być blisko niego, kiedy jest mu trudno, tak długo, jak tego potrzebuje.

W głowie rodzica w podobnych chwilach, pojawiają się niekiedy myśli: “kiedy ona przestanie płakać?”, “czy to już nie za długo?”, “chyba trochę wyolbrzymia…” itd. Pojawiają się dawne wzorce i automatyczne: “ok, zaczyna przesadzać, wystarczy!”. Warto jednak wówczas nazwać na głos to, co się widzi (stop-klatka) i w ten sposób oddalić od siebie stare myślowe schematy. To, ile dziecko potrzebuje czasu na wyrzucenie z siebie emocji, jest rzeczą bardzo indywidualną i na pewno nie wymierzoną przeciwko rodzicom. Nie jest ani przesadzone, ani wymyślone. Jest ważne i warto o tym pamiętać. Często jest tak, że rodzic ma na chwilę otwartość na pochylanie się nad uczuciami dziecka, ale po kilku minutach jednak chciałby już przerwać dziecięcy płacz. Niestety to nie pozwala dziecku „oczyścić się” z obciążających je emocji. Nie pozwala jego mózgowi i organizmowi powrócić do stanu właściwej sobie równowagi.

Biorę więc kilka spokojnych oddechów i jestem. Po prostu.
Po jakimś kwadransie córka przestaje płakać.

– Dzięki, mamo! – rzuca spokojnym głosem i zaprasza mnie do rysowania…

***

Na podstawie tej sytuacji chciałam Wam też krótko przypomnieć o tym, że kiedy dzieci zadają trudne (dla nas rodziców) pytania typu: “dlaczego ludzie umierają?”, “kiedy ty umrzesz mamo?” albo “czy ja też kiedyś umrę i co się wtedy stanie?” to nie oznacza to, że one potrzebują od nas bardzo konkretnych odpowiedzi na te pytania. Najczęściej oznacza to, że po pierwsze coś je naturalnie ciekawi (np. dlatego, że są na takim etapie rozwojowym), a po drugie potrzebują bardziej towarzyszenia im w emocjach i wsparcia w tych emocjach. Zrozumienia ich, nazwania i wybrzmienia.

Pewne tematy mogą wzbudzać dziecięcy strach czy smutek, wówczas w dziecku rodzi się niepewność. Zaczyna ono szukać gruntu, na którym może na nowo stanąć i poczuć się bezpiecznie. W bliskości z nami, rodzicami, w naszej uważności na to, czego dziecko w takim momencie potrzebuje, to poczucie bezpieczeństwa zostanie naturalnie przywrócone. Nie trzeba znać odpowiedzi na każde pytanie. Głowić się i szukać właściwych słów. Warto jedynie być w pełni obecności. We wrażliwości na emocje dziecka. Czasem mogą one wydawać nam się nam “wyolbrzymione”, jednak pamiętajmy, że nie warto tego tak oceniać. To, co wielkie i ważne dla dziecka, nie musi być tak samo ważne dla nas, dorosłych i na odwrót. Warto więc nazwać uczucia i emocje dziecka i pobyć przy nich. Pogadać o tym, że są ważne i pokazać (swoją otwartą postawą), że są naturalne, że nie warto się ich bać; że (i jak) można je regulować.

Ile, my, dorośli, dalibyśmy, aby móc rozumieć i akceptować wszystkie swoje emocje i aby przychodziło nam to swobodnie, zupełnie bez wysiłku… Dziś coraz częściej się tego uczymy. Również dzięki swoim dzieciom.

Jestem wdzięczna za tę naukę (choć bywa ona niezwykle trudna) i za to, że pozwalam doświadczać jej swojej córce.

#emocje
#uważność
#iakceptacjasąważne

fot.flickr.com

 2

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *