„Magda, powiedz mi, jak mam reagować, kiedy moja córka (prawie 4lata) zabiera dzieciom zabawki, wyrywa im je z rąk, albo je sypie piachem. Bo ja wtedy podbiegłam i jej tłumaczę, ze nie wolno, że to boli, albo że to nie jest miłe dla innych itd. Że tak nie można, że to jest złe… Ona wtedy jeszcze bardziej wpada w złość i robi jeszcze mniej fajne rzeczy. Jak to ogarnąć, bo tracę siły… I czy dobrze robię? Nauczę ją czegoś mądrego w ten sposób, bo serio mam poczucie, że jest coraz gorzej. Dzięki wielkie za kilka słów…”

Moniko, dzięki za wiadomość i zgodę na udostępnienie zapytania. 🙏💚

Moja pierwsza odpowiedź brzmi: to zależy 😉 a pozostała jej część domyka się na ten moment w następujących rozważaniach. 🙂 (Szerzej opowiem o tym w swojej książce).

Kiedy dzieci zrobią coś, co uznamy za niesłuszne (czytaj: naruszające granice nasze lub innych osób), najczęściej, w przypływie złości i niezadowolenia, zaczynamy je pouczać. Wygłaszamy monologi, przejmujemy rolę sędziów między dwiema stronami konfliktu. Staramy się ustalić, kto zawinił. Kto zaczął. Kto komu wyrządził większą krzywdę itd.

Często upominamy i straszymy: „jeszcze raz się tak zachowasz i…”, albo moralizujemy: „nie wolno tak robić!”, „co Ty wyprawiasz?!”, oceniamy „zachowujesz się nieładnie/niegrzecznie”.

Tymczasem żadne z powyższych czy podobnych rozwiązań w kontakcie z dzieckiem nie wspiera go, nie pomaga mu zrozumieć tego, co naprawdę chcemy przekazać, nie uczy szukania narzędzi i drogi do porozumienia.

I my często to zauważamy. Widzimy, że powtarzanie tych treści: „przestań!”, „uspokój się!”, co ty wyprawiasz?!”, „tak nie wolno!” itp. nie oddziałuje wspierająco na dziecko – nie pozwala mu znajdować nowych rozwiązań na przyszłość, nie koi jego emocji, ani nie reguluje ich, nie uczy, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach… Na pewno natomiast wzbudza niechęć i poczucie strachu przed rodzicem (w końcu nikt z nas nie lubi, kiedy się na niego krzyczy, nie lubi być oceniany, pouczany, straszony) i byciem w relacji z nim. Pokazuje dziecku, że silniejszy może wszystko! Że „większy” i mocniejszy rządzi… że przemocowe podejście do drugiego człowieka to norma.

Czy jednak tego chcemy dla naszych dzieci? Czy rzeczywiście pragniemy, aby używały one siły wobec innych, żeby żyły w strachu i poczuciu, że najlepszą formą rozwiązywania problemów jest walka, bądź stawianie się w roli ofiary?

Myślę, a nawet jestem przekonana o tym, że tego nie chcemy. Każdy z nas chciałby, aby jego dziecko kierowało się innymi narzędziami i wartościami… aby potrafiło nazywać swoje emocje i sobie z nimi radzić; szanować uczucia innych i respektować ich granice. Komunikować się w pełni empatycznie i bezprzemocowo. Tworzyć dobre i konstruktywne relacje. Żyć w zdrowym poczuciu własnej wartości.
Aby dziecko mogło tego doświadczyć, jego mózg musi być na to otwarty. Czyli mają uaktywnić się i dominować w nim te hormony i substancje neurochemiczne (oksytocyna, dopamina, endogenne opioidy), które pozwalają tworzyć połączenia między neuronami, umożliwiające uczenie się i rozwijanie powyższych umiejętości (cech i predyspozycji).

Mózg dziecka nie nauczy się tego, czego tak bardzo dla niego chcemy, jeśli będziemy nieustannie wzbudzać w dziecku poczucie winy, podnosić na nie głos, oskarżać, zawstydzać, moralizować… Wówczas bowiem hormony stresu, w tym – kortyzol, będą utrzymywać się długotrwałe na wysokim poziomie, a tym samym zablokują one procesy poznawcze i przyczynią się do wielu trudności zdrowotnych, emocjonalnych, psychicznych i społecznych, których z całą pewnością nie życzylibyśmy swoim pociechom. (M. Sunderland, Mądrzy rodzice. Zadbaj o prawidłowy rozwój emocjonalny swojego dziecka, Świat książki, Warszawa 2012, s. 18-60).

Warto wiedzieć przede wszystkim o tym, że kiedy dziecko zachowa się w sposób naruszający granice innych, niezależnie od swojego wieku, ono doskonale wie o tym, co zrobiło i samo z siebie czuje, że to nie było najlepsze rozwiązanie. Nie miało jednak innych narzędzi, ponieważ wciąż się uczy i rozwija różne kompetencje. Na tę chwile korzysta z narzędzi, w które wyposażyła je natura. Wyraża siebie i swoje emocje za pomocą własnego języka, poprzez mowę ciała: rzuca, tupie, szczypie, krzyczy, płacze, bije itd. Krok po kroku (w relacji z nami) uczy się (właśnie od nas i dzięki nam), że takie formy działania nie są wspierające i pomocne ani jemu, ani innym.

Dziecko wie i rozumie, ponieważ wyczytuje to niejako z kontekstu sytuacji, że postąpiło niewłaściwie. Wówczas w jego organizmie uwalnia się jeszcze więcej kortyzolu, adrenaliny i noradrenaliny. Mózg przestawia się na tryb walki, ucieczki (ewentualnie zmrożenia). Poziom strachu, czy lęku (jakkolwiek nazwiemy te stany) jest, powiedzmy sobie wprost, wystarczająco wysoki. Jego dodatkowe wzmocnienie oraz wywoływanie w dziecku poczucia winy: „zobacz, co zrobiłeś, Anielka przez ciebie płacze”, „tak nie wolno, jak ty się zachowujesz” itp., jeszcze bardziej zamyka je na rozumienie, uczenie się, zapamiętywanie… Na spokojną analizę. Zamyka mózg dziecka na tworzenie się w nim połączeń, które zasadniczo (w największym wymiarze i najbardziej efektywnie) mają okazję powstać właśnie teraz – w pierwszych latach życia dziecka (częściowo również w wieku szkolnym). To, czy te połączenia i ścieżki powstaną, zależy od nas, dorosłych…

Co więc możemy zrobić?

Przede wszystkim uznać, że zachowanie dziecka nie miało na celu wyrządzić nikomu krzywdy, że nie było ono złą intencją, a działaniem w efekcie tego, co dzieje się w mózgu młodego człowieka. Mózg nie jest gotowy na rzeczowe wyrażanie złości czy niezadowolenia. Potrzeba lat, aby dziecko umiało nazwać to, co czuje; czasu, zanim zachowa się w sposób, który zwykliśmy nazwać „poprawnym” czy „właściwym”. Potrzeba dobrych wzorców, aby w mózgu dziecka powstawały takie połączenia, które wesprą je w różnych trudnych okolicznościach; aby nauczyło się ono nie naruszać niczyich granic, potrafiło zatrzymać złość – nazwać ją i wyrazić konstruktywnie, to co, czuje. Określić swoją potrzebę. Nazwać to, czego by chciało, a czego nie. Co mu sprawia trudność, a co wspiera w tej trudności.
Mam poczucie, że wielu z nas dorosłych wciąż się tego uczy i naprawdę nie zawsze to potrafi, a jednak wymaga tego podświadomie od dzieci, podczas gdy ich mózgi nie są na to gotowe. Dopóty, dopóki sobie tego nie uzmysłowimy, będziemy żyć w poczuciu frustracji i zniechęcenia do siebie nawzajem.

Kiedy dziecko naruszy czyjeś granice, postąpi niewłaściwie wobec siebie i innych, warto więc (w zależności od zaistniałej sytuacji – czasem użycie siły ochronnej jest konieczne – opowiem o tym, w kolejnym wpisie), najpierw okazać gotowość dziecku do towarzyszenia mu w trudnych emocjach, w poczuciu rozbicia, niepewności, czy zawstydzenia.

Często jest tak, że nie potrafimy tego przełamać i wesprzeć dziecka, bo trochę jest nam niezręcznie z tym, że inni rodzice na nas patrzą i oceniają to, w jaki sposób my się zachowamy, kiedy dziecko postąpi nie w porządku wobec innych. I tutaj rodzi się problem, ponieważ moglibyśmy skupić się na dziecku i jego przeżyciach, a koncentrujemy się na strachu przed oceną i odrzuceniem przez innych dorosłych. Tymczasem, pewni siebie i swoich rodzicielskich kompetencji, mamy za zadanie pomóc dzieciom wykorzystać ich naturalne biologiczne możliwości rozwojowe i „nauczyć” je mądrej i konstruktywnej komunikacji.

Jak to (z)robić?

Aby mogło to nastąpić, warto najpierw wesprzeć dziecko w emocjach, „powiedzieć” mu w wybrany przez siebie sposób: „widzę że jest ci trudno, rozumiem to, jestem tutaj dla ciebie”, a dopiero później, gdy wyreguluje się ono naturalnie w kontakcie z nami, porozmawiać z nim o tym, co się stało (o uczuciach innych i naszych), ale znowu nie w sposób osądzający i wartościujący, tylko w taki, który pomoże mu zrozumieć i znaleźć nowe rozwiązania na przyszłość. Przykładowo: „Kiedy sypiesz Zosię piaskiem, jest mi trudno, bo chciałabym, żeby każdy czuł się bezpiecznie. Co możemy zrobić inaczej w przyszłości?”. Jeśli dziecko potrafi to nazwać i jest na to gotowe, pozwólmy mu na to. Jeśli nie, możemy mu w tym pomóc i podpowiedzieć rozwiązania, które będą wspierające dla wszystkich. Ważne jest jednak, żeby zrozumieć, że nie mamy oceniać i wartościować, tylko nazywać to, co widzimy, swoje odczucia, emocje i potrzeby, a następnie wspomagać dziecko w szukaniu nowych narzędzi na przyszłość. Otwarty mózg dziecka stopniowo będzie się ich uczył i stanie się to coraz bardziej widoczne na zewnątrz. Potrzeba jednak cierpliwości i wyrozumiałości względem całego procesu; wiary w wiedzę i naturalne biologiczne uwarunkowania człowieka. Dobrych wzorców, ponieważ dzieci uczą się od nas najwięcej…

Potrzeba siły, aby przełamać dawne schematy i uwolnić się od lęku przed oceną innych.

Akceptacji tego, co trudne oraz bezwarunkowej miłości dla nas i naszych pociech… 💟☯️

Tym wpisem chciałabym dodać sobie i Wam odwagi i mocy. ☀️ Niech każde kolejne doświadczenie przybliży nas do bliskiego, radosnego i bezprzemocowego życia w rodzinie… ❤️

M.

fot. Pixabay

 21

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *