– Mamo, fuj. Nie chce tego jeść.
– Słyszę, że coś ci nie smakuje.
– Omlet jest niedobry. Nie chcę go. Chcę coś innego.
– Rozumiem, że coś ci nie gra.
– Fuj, fuj…

Och, jak ja nie lubię tego “fuj”. Za każdym razem, kiedy to słyszę, rodzi się we mnie opór i złość. Trochę nawykowo otwiera się we mnie poczucie, że dziecko nie docenia mojej pracy. Choć w gruncie rzeczy za tą złością kryje się zmęczenie i zwykła niechęć do przygotowywania nowego posiłku. Nie odkrywam jednak od razu potrzeb, kryjących się za tym, co czuję…

Myślę więc nieco krytycznie: “nic nie zrobi się samo, wymaga czasu i zaangażowania, że też dziecko tego nie docenia”, “przecież omlet był jej pomysłem, a teraz nagle okazuje się, że nietrafionym”. Ach grrrrry, wrrrr. Kłębi się we mnie dużo myśli… i nie lubię marnować jedzenia, a nie zawsze mam ochotę (szczególnie teraz w ciąży) na określony posiłek… No więc gotuje się we mnie i wre. Staram się być uważna i wyrozumiała, ale wiecie, mam też swoje granice…i te stare schematy myślowe, które zamiast zbliżyć mnie do siebie i dziecka, skutecznie nas od siebie oddalają. W porę jednak je łapię… Uświadamiam sobie, że te wszystkie myśli są nonsensowne. Że moja złość nie wynika z tego, co robi dziecko, tylko z moich oczekiwań i niezaopiekowanych potrzeb… Trochę mi lżej, kiedy to odkrywam i mimo, że jestem wciąż nieco zniecierpliwiona, staram się nawiązać porozumienie i powiedzieć o swoich uczuciach; zakomunikować granice…

– Wika, słyszę, że nie chcesz jeść omletu.
– Nie chcę. Chcę kanapkę.
– Rozumiem. Kiedy jednak przygotowujemy posiłek, o który prosisz, a później go odrzucasz, to jest mi trudno, bo nie lubię wyrzucać jedzenia. Chciałabym móc dbać o to, co dla mnie ważne.

Zaczyna płakać, zrzuca jedzenie z talerza.

Ogarnia mnie złość. Mega złość. Wychodzę szybko do pokoju obok, żeby nie wybuchnąć. To przecież nie pomoże ani mi, ani mojemu dziecku. Oddycham, przeklinam w myślach i znowu oddycham. Ok, powoli wracam do równowagi. Wychodzę z pokoju, słyszę, że córka łka.

– Widzę, że jest ci przykro. Czy tak?
– Tak, bo mnie smucisz.
– Czym cię zasmuciłam?
– Tym, że mnie nie rozumiesz. Bo ja nie chcę, bo mi nie smakuje.
– Wiem i szanuję to, że możesz chcieć zmienić zdanie. Ufam temu i tobie.
– Jestem głodna mamo.
– Ok. Tutaj jest pieczywo, humus, ogórek i pasztet od babci. Przygotuj sobie talerz, nóż i zrób kanapkę, a ja będę ci towarzyszyć, ok?
– Ok, a podasz mi tylko nóż?
– Podam.
– Dzięki, mamo.

Omlet zjadł tata Wiki… Następnego dnia mocno się rozchorował. 😞 Okazało się, że jajka (kupione nota bene w sprawdzonym wcześniej miejscu) spowodowały zatrucie pokarmowe. Nie mogłam uwierzyć w moc intuicji córki, a jednocześnie nacieszyć się tym, że zamiast wmuszać w nią jedzenie, zaufałam jej i uszanowałam wybór, którego dokonała. Nie chcę myśleć, co byłoby, gdyby…

Zaufaj dziecku. Uwierz w moc instynktu…

#moczaufania
#iszacunku
#niechsięstaną

Niech idą w świat… 

fot.unsplash

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *