Z jednej strony rodzice z niecierpliwością czekają na moment, w którym ich dzieci staną się bardziej samodzielne w zakresie jedzenia, ubierania się, mycia czy sprzątania, z drugiej natomiast – wielu dorosłych utrudnia dzieciom naturalne dążenie do autonomii w różnych obszarach codzienności. “Nie – tak to się nie uda”, “Daj, pokaże Ci jak się to robi”, “Zaczekaj, pomogę ci, będzie szybciej” – to zaledwie kilka przykładowych komunikatów, które często kierujemy do naszych dzieci. Kiedy próbują one zrobić coś same, niejednokrotnie mamy potrzebę, by wkroczyć do akcji, skomentować albo podpowiedzieć… Takie podejście nie przybliża nas do upragnionego celu, a co gorsza – nie pozwala ono naszym dzieciom eksperymentować i prawidłowo się rozwijać.

Warto dostrzec takie momenty w życiu młodych ludzi, w których są oni w pełni gotowi na zrobienie i nauczenie się czegoś nowego, zaufać im i pozwolić działać.

Gotowość dziecka do zrobienia czegoś samemu

Kiedy umiejętności dziecka osiągną pewien poziom, pragnie ono wszystko robić samo: samo chce chodzić, choć jeszcze niepewnie stoi, samo chce jeść, choć nie potrafi jeszcze trzymać łyżki, samo chce się ubierać i wkładać buty, zamiatać, wyciągać pranie z pralki i wieszać na sznurze, a nawet składać ręczniki. Chce wykonywać czynności praktyczne, realne, angażujące w pełni jego żywą inteligencję. Wszystkie te proste czynności pozwalają na optymalne wykorzystywanie kompetencji wykonawczych, które są w szczytowej fazie rozwoju. Dzieci muszą zapamiętywać całe serie działań w bardzo krótkim czasie i planować je, by osiągnąć swoje cele. Muszą panować nad ruchami, okazywać cierpliwość i opierać się dystraktorom zewnętrznym. Przede wszystkim praktyczne czynności mają tę właściwość, że pozwalają z łatwością wykrywać błędy, dzięki czemu dzieci mają okazję natychmiast je korygować, co pozwala im szybko dostosować strategię i wykazać się elastycznością. Jeśli but został źle założony, dziecko to zauważy i znajdzie rozwiązanie. Jeśli mokra bielizna spada z suszarki, trzeba znaleźć sposób, by jej się trzymała, itd. Czynności te ćwiczą nie tylko pamięć roboczą, ale też kontrolę hamowania i płynność poznawczą. Dzieci dostrzegają swój błąd w sposób neutralny, szukają rozwiązań i podejmują szereg prób, wykazując się czasem wielką kreatywnością.

Z badawczego punktu widzenia

Pewne badanie podłużne (pozwalające obserwować te same osoby wielokrotnie, na przestrzeni wielu lat) potwierdziło, że jeśli pozwalamy dzieciom wykonywać tego typu codzienne, praktyczne czynności, zwiększamy ich szanse na stanie się samodzielnymi i spełnionymi dorosłymi, niezależnie od środowiska społecznego, w jakim dorastały.

Naukowczyni Marty Rossmann prześledziła styl życia 84 dzieci, począwszy od trzeciego roku życia, a następnie w wieku dziesięciu, szesnastu i dwudziestu pięciu lat. Wyniki były zdumiewające: u tych dzieci, które uczestniczyły w pracach domowych od trzeciego roku życia, wykazano lepiej rozwiniętą samokontrolę, samodzielność i większe poczucie odpowiedzialności w wieku dorosłym niż u dzieci, które ich nie wykonywały albo które zaczęły to robić dopiero w wieku nastoletnim. Dzieci, które pomagały przy pracach domowych od najmłodszych lat, miały również lepsze relacje z rodziną i przyjaciółmi, lepsze wyniki w nauce i były bardziej niezależne finansowo.

Badaczka wyciągnęła wniosek, że wykonywanie czynności domowych od trzeciego roku życia miało kluczowe znaczenie dla odniesienia sukcesu w życiu dorosłym, większe niż iloraz inteligencji. Pozwalajmy zatem dzieciom zamiatać od małego, jeśli się tego domagają.

Małe dzieci nie są jednak maniakami czystości, po prostu te codzienne praktyki karmią ich intensywnie rozwijającą się inteligencję wykonawczą. Między trzecim a piątym rokiem życia dziecko szuka możliwości wykonywania tych czynności, niczym motyl szukający wiosną nektaru w kwiatach.

Nauczyciele, czyż nie obserwujecie na co dzień, jak maluchy rzucają się gromadą, żeby podać wam kredę, która upadła na podłogę, rozdać zeszyty albo wytrzeć stół pobrudzony farbą? Domaga się tego stanowczo ich inteligencja wykonawcza. Gotowe są kłamać i przepychać, byle móc rozdać tekturowe talerzyki w porze podwieczorku. Szkoła stawia dzieci w absurdalnej sytuacji, gdy w okresie rozwoju inteligencji wykonawczej pozbawia je możliwości wykonywania życiowych, praktycznych czynności, a potem, kiedy osiągną wiek sześciu lat, ma im za złe trudności z zapamiętywaniem, planowaniem, samodzielnością, samodyscypliną, elastycznością i kreatywnością…

Domaganie się przez małe dziecko robienia wszystkiego „samemu” nie wynika zatem ani z kaprysów, ani z przypadku, ani z cech charakteru – to inteligencja domaga się, by ją ćwiczyć. A kiedy ten okres nadejdzie, nawet nie próbujmy wyręczać dziecka, bo narazimy się na wypowiedzenie przez nie wojny. Rozwijająca się intensywnie inteligencja będzie się bronić z siłą, jakiej nawet nie podejrzewaliśmy.”

Gdy inteligencja dziecka broni się przed dorosłymi

“Pozwolę sobie przytoczyć anegdotę, która świetnie to zjawisko ilustruje. W naszej klasie był trzyletni chłopiec, którego przyzwyczajono, że wszystko wykonywano za niego. Kiedy przychodził rano do szkoły, siadał na ławce w korytarzu, gdzie z zamglonym wzrokiem biernie czekał, aż dorosły zdejmie mu buty i włoży kapcie. W klasie dziecko to nie uważało na sprzęty, potykało się o wszystko, często upadało i nie umiało wybrać dla siebie konstruktywnego, odpowiedniego zajęcia. Samodzielność chłopca nie interesowała, za to zniechęcał się przy nawet najmniejszej trudności. Spędzał czas na dokuczaniu kolegom i psuciu pomocy dydaktycznych. Pewnego dnia zdecydowałam się poprosić osobę, która przyprowadzała dziecko, by pozwoliła mi się nim zająć zaraz po przyjściu do szkoły, o 8:20. Miałam pomóc mu zmienić obuwie i ułożyć rzeczy w szafce. Wytłumaczyłam rodzicowi, dlaczego chciałam to zrobić: moim celem było, by dziecko łatwiej przyswajało naukę i lepiej się kontrolowało… Rodzic uznał, że to dziwaczne, ale się zgodził.

W ciągu kolejnych dni, rano, w południe i na koniec dnia, towarzyszyłam temu chłopcu, pokazując mu, jak zdjąć buty, jak włożyć kapcie i jak ułożyć swoje rzeczy w szafce, mając nadzieję, że nabierze ochoty na samodzielność. Po upływie zaledwie dwóch dni dziecko zaczęło z zapałem obsługiwać się samo i wszystko wskazywało na to, że mu się to bardzo podoba. W klasie również jego zachowanie zaczęło się stopniowo zmieniać. Dziecko było spokojniejsze, z przyjemnością wybierało dla siebie zajęcie i wykazywało więcej cierpliwości. To właśnie wielka zaleta okresów wrażliwych – wówczas u dziecka występuje szczyt plastyczności, kiedy dosłownie wszystko jest możliwe do osiągnięcia w bardzo krótkim czasie. Dziecko odnalazło swoją wewnętrzną motywację, która dawała mu chęć do rozwijania inteligencji przez własne działania.”

Co zatem możemy zrobić dla naszych dzieci (w tzw. okresach wrażliwych?)

Po pierwsze: nie przeszkadzać

“Każdy jest w stanie pozwolić dziecku rozwinąć w pełni kompetencje wykonawcze, które mają podstawowe znaczenie dla formowania się jego inteligencji. Wystarczy po prostu mu tego nie utrudniać i go nie powstrzymywać, tylko raczej ułatwiać mu naturalną dla dziecka spontaniczną aktywność, która pozwala się kształtować i rozwijać. Badacze z Center on the Developing Child na Uniwersytecie Harvarda wypowiadają się na ten temat bardzo jasno: najbardziej sprzyjające właściwemu rozwojowi kompetencji wykonawczych środowisko to takie, w którym dorosły bardzo wcześnie i stopniowo wspiera dziecko w zdobywaniu coraz większej autonomii, na przykład pomagając mu w samodzielnym ubieraniu się, jasnym wyrażaniu myśli, dokonywaniu codziennych wyborów, składaniu swoich ubrań i przygotowaniu sałatki owocowej, zachęcając je, aby pomagało młodszym od siebie, a także umiejąc stopniowo się wycofywać, tak by pozostawiać dziecku coraz więcej przestrzeni.

W istocie, w okresach wrażliwych najważniejsze jest, by nie być zbyt natarczywym i umieć się wycofać we właściwym momencie, ponieważ jedynie samo dziecko, dzięki swojej własnej aktywności, potrafi budować swoją inteligencję wykonawczą. My, dorośli, nie możemy naszym działaniem zbudować jego inteligencji. Możemy mu co najwyżej pomóc, od najwcześniejszych lat, by samo robiło to, co może robić, towarzysząc mu, zachęcając je, a potem stopniowo się wycofując. To wszystko. Nie ma potrzeby szukania jakichś nadzwyczajnych zajęć dla dziecka, bo w pierwszych latach życia wszystkie zwyczajne rzeczy są nadzwyczajne.”

Przytoczone fragmenty pochodzą z książki pt.: “Prawa naturalne dziecka”, znanej francuskiej lingwistyki i autorki książek – Celine Alvarez.

 

Kłaniam się  –
Magda

3 thoughts on “Mamo, chcę zrobić to sam! – o dążeniu dziecka do autonomii”

Odpowiedz na „Magdalena Boćko-MysiorskaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *