Kiedy jest mi źle i trudno i zauważam, że moje zasoby empatii i spokoju się kończą, a rozpoznaję to m.in. po tym, że:

🔎 odczuwam napięcia w ciele (ściśnięty brzuch i żołądek, uczucie ciężkości w klatce piersiowej, nerwowy oddech, zaciśnięte gardło etc.),

🔎 jestem zniecierpliwiona i rozdrażniona,

🔎 przeszkadzają mi różne dźwięki,

🔎 automatycznie zakładam złe intencje innych,

🔎 słyszę swoje niekonstruktywne myśli (nie daję rady, nie radzę sobie, jestem beznadziejna etc.)

🔎 odczuwam zmęczenie, niechęć i bezradność,

nie szukam przyczyn swoich trudnych odczuć i emocji u innych, staram się nawiązać kontakt ze sobą. Wiem, że nieprzyjemne stany, których doświadczam, wiążą się z moimi niezaopiekowanymi potrzebami.

Zatrzymuję się w kołowrotku nerwowych działań i krytycznych myśli i sprawdzam, które z moich potrzeb zostały zaniedbane. Ale przede wszystkim:

 realizuję plan minimum, czyli: 📍nie sprzątam, 📍robię szybki obiad, 📍zajmuje się tylko tym, co najważniejsze (tu i teraz – jedzenie, picie, pielęgnacja malucha…), 📍proponuję takie zabawy córce, które będą angażowały mnie samą w minimalnym stopniu, przykładowo – przelewanie wody, przesypywanie mąki, mieszanie składników na slimy, rysowanie etc. – jestem obok i zauważam, ale mniej robię,📍nie wykonuję ważnych telefonów, 📍nie podejmuję ważnych decyzji, 📍nie rozmawiam z ludźmi, którzy nie zawsze wspierająco na mnie działają 😉,

 obserwuję swoje oceniające myśli i zapisuję je w notatniku, zamieniając je jednocześnie na bardziej budujące, przykładowo: „jestem beznadziejna, do niczego się nie nadaję” zamieniam na ➡️ „jestem zmęczona i dlatego mniej kreatywna” albo: „robi mi na pewno na złość” ➡️ „jest jej trudno, widać, że potrzebuje wsparcia”,

 stronię od wszczynania awantur – przypominam sobie o tym, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje odczucia i emocje; nie obciążam nimi innych; wiem, że to nie doprowadzi do konstruktywnych rozwiązań,

 kiedy mojemu dziecku jest z czymś trudno, towarzyszę mu na tyle, ile mogę; jestem obecna i dostępna emocjonalnie, ale nie wchodzę w złożone dialogi, często komunikuję, że to jest wszystko, co mogę dziś z siebie dać,

 robię dla siebie dużo drobnych, ale przyjemnych rzeczy – dzwonię lub piszę do bliskiej sobie osoby, biorę relaksującą kąpiel, wychodzę na krótki spacer do lasu, głęboko oddycham, zapalam świece, słucham regenerującej muzyki, tańczę, jem powoli, z jeszcze większą uważnością, przytulam się do męża,

 dbam o swoje ciało – wykonuję kilka prostych ćwiczeń, piję ziołowe herbaty i wodę z cytryną, jem tylko tyle, ile naprawdę potrzebuję (nie przepełniam brzucha – kiedy jesteśmy bardzo zmęczeni i niewyspani, ośrodek głodu w mózgu nie funkcjonuje w sposób optymalny, mamy wówczas tendencję do objadania się),

 skupiam się na sobie; nie uciekam od uczuć czy emocji, które odczuwam.

Wszystko, co robię, pozwala mi zachować trochę energii i życzliwości wobec samej siebie. W każdej chwili, w której mój umysł sprowadza mnie w trudne miejsca w mojej wyobraźni, przypominam sobie o tym, że żaden stan nie trwa wiecznie. To, co przychodzi, zmienia się i przemija. Nie wydarza się też bez przyczyny. Pozwala dotrzeć do źródła, będącego początkiem „nowego życia”…

❤️❤️❤️

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *