Skoro istnieje szereg badań, które pokazują, że dzieci nie uczą się tak, jak przez dziesięciolecia sądziliśmy, że nie da się im przekazać wiedzy o świecie i życiu przez „wkładanie im czegokolwiek do głowy” – to nasze starania o to, aby się naprawdę czegoś nauczyły, aby zachowywały się w oczekiwany sposób w pewnych sytuacjach, zdają się w zasadzie na nic.

Od kiedy naukowcy są w stanie podglądać pracę mózgu dzieci i młodzieży w różnych okolicznościach (czyli już od prawie 20 lat), dowiadujemy się wielu niezwykle interesujących i przełomowych rzeczy. Wiemy już na przykład, że mózg młodych ludzi nie jest w stanie na długo zapamiętać informacji, a następnie wykorzystać ich w odpowiednim kontekście sytuacyjnym, jeżeli:

  1. informacje te nie odnoszą się do aktualnych doświadczeń i zainteresowań dzieci;
  2. ktoś z zewnątrz próbuje dzieci do nich na siłą przekonać;
  3. informacje nie są ważne dla danego dziecka – z jego subiektywnej perspektywy;
  4. młody człowiek zupełnie nie rozumie sensu i wartości przekazywanych mu informacji;
  5. nie odnoszą się one do pozytywnych emocji dziecka bądź takich emocji w nim nie wzbudzają;
  6. nie umożliwiają one dziecku własnego doświadczania zjawisk, zachowań, mechanizmów i paradygmatów.

I najważniejsze:

  1. dziecko nie ma okazji w codziennych sytuacjach obserwować i naśladować tych własnie konkretnych zachowań, postaw i reakcji, które chcemy mu przekazać.

Nasze wszelkie próby uczenia dziecka, jak ma się zachowywać w kontaktach z innym osobami – co mu wolno, a czego nie, co należy, a czego na pewno nie można robić – są w zasadzie w dłuższej perspektywie dla niego nic nieznaczące. Kiedy tak nieustannie mówimy do dziecka (żeby nie powiedzieć: gadamy) – w jego mózgu nie wydarza się nic, co pozwoliłoby na powstanie połączeń i wzmocnienie tych struktur, które odpowiedzialne są za oczekiwane (przez nas) zachowanie dziecka w przyszłości. Ono nie przekona się do wartości, które próbujemy mu wpoić dopóki, dopóty nie będzie miało możliwości zaobserwować ich u nas, dorosłych. Musi wiedzieć i czuć, że te właśnie formy zachowań i te wartości są naturalną częścią naszego życia.

Jeśli więc wymagamy od dzieci, aby się dzieliły – sami (wewnątrz siebie) musimy być szczerze przekonani do tego, że dzielenie się jest czymś wartościowym. Nie wystarczy powiedzieć: „Dzielenie się jest ważne, córeczko/synku – należy się dzielić”, trzeba rzeczywiście czuć, że to jest coś, z czym nam, dorosłym, jest dobrze, że jest to coś, co nam służy. Trzeba pokazać dziecku, że wierzymy, że to może posłużyć również jemu. Nie warto dzieciom jedynie o tym opowiadać i ich do TEGO CZEGOŚ zmuszać. Mózg dziecka i tak nie uzna tego za ważne i warte zakodowania, jeśli ono samo nie poczuje, że to jest dla niego cenne, ciekawe i istotne. A kiedy dziecko może tak poczuć? Na przykład (albo przede wszystkim!) wtedy, kiedy podąża za dorosłym – rodzicem, opiekunem lub kimkolwiek innym, kto jest dla niego kimś bardzo prawdziwym, autentycznym i kimś, kogo warto naśladować w codziennych sytuacjach.

Jeśli nasze wewnętrzne przekonania są inne od tego, co mówimy dzieciom i czego od nich wymagamy, one natychmiast się zorientują, a ich mózg odczyta nasze prośby jako coś nieprawdziwego, czego nie warto zapamiętać, przy czym nie warto się zatrzymać. Jako coś mało interesującego i mało ważnego, coś, co za kilka chwil należy usunąć z pamięci…

Jeśli chcemy, aby nasze dzieci życzliwie odnosiły się do innych ludzi, sami na co dzień naprawdę szczerze powinniśmy w taki sam sposób komunikować się z innymi dorosłymi – w osiedlowym sklepie, w szkole, w przedszkolu, w parku, na placu zabaw i na ulicy, a w szczególności w domu, z pozostałymi członkami rodziny.

Jeżeli chcielibyśmy, aby nasze dzieci potrafiły dobrze radzić sobie ze stresem, pokażmy im najpierw, w jaki sposób można regulować silne emocje, jak je rozumieć, w jaki sposób je akceptować i jak sobie radzić w konfliktowych sytuacjach.

Jeśli pragniemy, aby nasze dzieci z nami współdziałały i szanowały nasze potrzeby, sami pamiętajmy o sobie oraz wsłuchujmy się w ich uczucia i potrzeby. Pochylmy się nad ich emocjami i spróbujmy odkryć, co tak naprawdę się za nimi kryje.

Jeżeli ważne jest dla nas, aby nasze dzieci umiały skupić się nad tym, co robią, były uważne i spokojne – dajmy im tego przykład, nie róbmy kilku rzeczy naraz, nie śpieszmy się nieustannie i nie popędzajmy wszystkich wokół.

Jeśli chcemy, aby dzieci doceniały małe rzeczy i nie chciały wciąż więcej i więcej, sami również cieszmy się drobiazgami i doceniajmy to, co mamy. Obserwujmy przyrodę, czerpmy przyjemność z przebywania na łonie natury, wsłuchiwania się w jej dźwięki i wczuwania w zapachy. Nie sięgajmy ciągle po coś ekstra. Dostrzegajmy piękno w tym, co jest w nas i wokół nas…

Jeśli chcemy, aby nasze dzieci były empatyczne wobec swojego rodzeństwa czy kolegów (a później także wobec partnerów, dzieci i innych dorosłych), bądźmy czuli i wyrozumiali wobec siebie i wobec nich. Naturalnie, swobodnie, spontanicznie i autentycznie. Postarajmy się zrozumieć istotę zarówno swoich uczuć i emocji, jaki i uczuć i emocji swoich dzieci. Stańmy się dla nich naturalnym przykładem.

Dzieci uczą się przez obserwację, naśladowanie i działanie

Najpierw dokładnie odbierają to, co czujemy i myślimy na dany temat, obserwują, jak reagujemy i zachowujemy się w różnych sytuacjach, a następnie powtarzają to w podobnych okolicznościach. Ich mózg zapisuje to, czego doświadczają, jako pewnego rodzaju wzorzec postępowania, a następnie odtwarza w odpowiednim momencie.

Nie kierujmy więc do swoich dzieci potoku słów – to, co ważne, pokażmy im własnym zachowaniem. Same słowa znaczą naprawdę niewiele.

Tylko autentyczne czyny i postawy, a nade wszystko rzeczywiste przekonania rodziców – choć często niewypowiedziane – są najsilniejszym wzmacniaczem dziecięcych zachowań, doświadczeń oraz ich wiedzy o sobie i otaczających je świecie.

Pozdrawiam ciepło –
Magda

fot. www.pexels.com

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *