Mam taką ważną obserwację i chciałabym się nią z Wami podzielić.

Za każdym razem, kiedy w codzienności dopadał mnie lęk o moje dziecko albo wątpliwości związane z rodzicielstwem i pojawiały myśli typu: “Oj, zaraz spadnie”, “O nie!, zaraz się przewróci”, “Kurcze znów nic nie zjadła, teraz będzie chodzić głodna i rozdrażniona”, “No pięknie, zimne stopy, zaraz znów będzie chora”, “Pewnie coś źle robię i dlatego ona się tak zachowuje”, “Ech, może ta bliskość nie działa, skoro wciąż płacze” i tak dalej – mogłabym pewnie wymieniać bez końca… Zatem za każdym razem, kiedy nachodziły mnie te, czy podobne myśli przepełnione strachem i gdzieś tam w międzyczasie jeszcze bardziej je napędzałam, wydarzało się coś niedobrego.

W końcu któregoś razu usiadłam sobie spokojnie i rozpisałam ten cały mechanizm. Doszłam wówczas do wniosku, że ciągły lęk o siebie i dziecko:

– obniża moją energię, odbiera dobre samopoczucie, siłę, chęć do działania i nawiązywania czułego kontaktu z córką,

– przestawia mój mózg w stan ciągłej gotowości, co w rezultacie powoduje napięcia w całym ciele, a długoterminowo obniża odporność organizmu i powoduje liczne dolegliwości psychosomatyczne,

– przyciąga nieprzyjemne zdarzenia, działając trochę jak samospełniająca się przepowiednia,

– niszczy naszą więź,

– odbiera mojemu dziecku radość z eksploracji i zabawy oraz ze spędzania ze mną czasu,

– przyczynia się do tego, że dziecko, słysząc: “tego nie, tamtego nie”, “uważaj”, “nie wolno”, “to zrób tak, tamto inaczej”, przestaje ufać sobie i swoim naturalnym potrzebom; za sprawą neuronów lustrzanych rezonuje z naszym strachem, staje się bardziej płaczliwe i apatyczne albo wybuchowe i konfliktowe.

***

Kiedy jednak łapię te wszystkie przykre myśli i zaprzyjaźniam się ze strachem, zamiast z nim walczyć, a tym samym odpuszczam sobie i dziecku to ciągłe zamartwianie się i nakręcanie, wracamy do stanu właściwej sobie równowagi i wzajemnego zrozumienia. Trochę widzę to tak, że w miejscu strachu, pojawiają się miłość i akceptacja. W istocie trudno je odczuwać i być czułym dla siebie i innych, kiedy stale ogarnia nas lęk i emocjonalny chaos.

W chwili uświadomienia sobie tego, wiele rzeczy nagle zaczyna rozwiązywać się samo. Dziecko jest uważniejsze, naturalnie bardziej skupione i wyciszone; nie ulega wiecznym wypadkom, chętniej z nami współdziała, rozmawia, dzieli się swoimi przeżyciami, a my mamy okazję czerpać z tego radość.

Jeśli więc widzimy, że coś nas spala, odbiera siłę nam i naszym dzieciom i oddala nas od siebie, myślę, że warto tego zaprzestać. Sprawdzić, dlaczego nie działa. Złapać dystans i spróbować nowych rozwiązań.

Wspieram Was i inspiruję. Pozostańcie w mocy i sile, uwalniając się od destrukcyjnej energii strachu…

fot.unsplash.com

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *